Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

01.08.2003 - toga dansverg - moondalla 2 (Styropian)


Kto: Toga Dansverg
Miejsce: Żuława koło Gdańska
Data: 01-03.08.2003

Po tygodniu lajtowania w Wiśle oraz czterech dniach w pracy ponownie udałem się w psychodeliczną podróż, tym razem do Gdańska, by uczestniczyć w drugiej edycji transowego festiwalu Moondalla - Taniec Tytanów. Przed festiwalem krążyły różne plotki na temat tego kto zagra. Grupa Parasense, która miała zagrać, sprawiła, że na ustach ludzi związanych ze sceną pojawił się uśmiech. Niestety Rosjanie nie pojawili się na żuławskiej polanie. Kolejna wieść niosła że być może zagra DJ z Twisted Rec. On także się nie pojawił, czyli można powiedzieć, że tegoroczna Moondalla obeszła się bez wielkich nazwisk. Lecz to co się działo i ci którzy zagrali zrekompensowali wszystko!

9 godzinna samotna podróż pociągiem jakoś zleciała, a na dworcu głównym w Gdańsku odebrała mnie Gosia - której dziękuje za opiekę i za wszystko! :-) Po kilku godzinach odpoczynku pora udać się ponownie do centrum, by tam spotkać się z pozostałą ekipą udająca się na Moondallę - Taniec Tytanów. Tym samym pojawiły się kolejne znajome twarze: Dragon, Xanti oraz inni. Podróż PKS'em nie była zbyt wygodna, tym bardziej, że kierowca był jakiś dziwny - brak serca dla innych. No, ale wreszcie dotarliśmy na miejsce gdzie przez 3 dni będą się działy różne rzeczy.

Od razu dało zauważyć się zmiany jakie nastąpiły od pierwszej Moondalli. Scena główna znajdowała się tam gdzie rok temu chillout, a chillout / scena alternatywna była umieszczona głębiej w lasku. Na sceny wpuszczać zaczęto o 18:00, a do tego czasu rozbijano namioty oraz lajtowano przed nocą. Ludzi przybyło +/- 600, nie jest to liczba oszałamiająca, lecz ci wszyscy którzy przybyli stworzyli naprawdę świetny klimat. Nie sądziłem, że w Polsce ludzie potrafią się dobrze i kulturalnie bawić. Panowie w dresach, czy wielce popularny ostatnio clubbing - tego na Moondalli nie było, dlatego czułem się świetnie. Po dwóch wielkich niemieckich festach wyrobiły się już u mnie pewne granice dobrego klimatu. Ludzie na żuławskiej polanie stworzyli odpowiedni klimat. Flaga powiewająca (gdy wiał wiatr) nad obozem, klimatyczny "namiot" Gagarina & Butosha, ciała malowane przez Gosię i Blanti, no i przede wszystkim otwartość ludzi sprawiły, że czuło się klimat (jakże nieobecny na Antarisie).

O 18:00 zaczęto wpuszczać na sceny. Od razu dało się zauważyć centralny punkt. W powietrzu wisiał sześcian 3D, a pod nim piramida. Z jej wierzchołka na wszystkie strony były rozciągnięte białe "frędzle", w momencie gdy zaczęły działać UV'ki robiło to bardzo przyjemny klimat (wrażenie). Backdropy rozmieszczone były tak, że "zamykały" miejsce zabawy. Dodatkowo można było zobaczyć wizualizacje na rozwieszonym pomiędzy drzewami ekranie. Nagłośnienie mniejsze od tego z 2001 roku, ale odpowiednie do przestrzeni na jakiej była teraz scena. Chillout, heh tutaj można mieć lekki niedosyt, tym bardziej, że na pierwszej Moondalli chillout był świetny. Na obecnym chilloucie nie było tak pięknie, 3 backdropy - po prostu czegoś brakowało. Dodatkowo na chillu była scena alternatywna na której grali DJ'e prezentujący minimal, techno oraz drum'n'bass. Na chilloucie byłem raptem 20 minut, więc trudno mi powiedzieć jak przebiegała tam zabawa - a jedyne co słyszałem to to, że przedstawienie Miervuug Sveerga było bardzo dobre.

No ale zabawa się rozpoczęła i pierwszy za deckami stanął Rough (Toga Dansverg), który zapodał nam dźwięki w swoim stylu - do dziś pamiętam jak rok temu Rough wyrwał mnie z namiotu gdy przygotowywałem sobie ostatnią bułkę - oczywiście zapuścił wówczas "Skazi - Animal". Set był zróżnicowany od dźwięków a'la Yahel przez rewelacyjny "Ticon - We Are The Mammoth Hunters (MOS Remix)" tyle, że troszkę za wolno puszczony po Talamasce. "Parkiet" zapełniał się powolutku. trudno nazwać parkietem czy też polanką miejsce gdzie tańczyliśmy na Moondalli, było to poprostu miejsce gdzie odlatywaliśmy - i nie był to pas startowy! Następnie zagrał Atan (Toga Dansverg) oczywiście w swoim stylu oraz jak to na niego bywa świetnie technicznie z dobrym doborem utworów. Ludzie bawili się coraz lepiej, a "parkiet" był zapełniony. Odlatywało się świetnie, szkoda, że drzewa które nas otaczały ograniczały przestrzeń, jednak gdy wyszło się na pole namiotowe i podniosło się głowę można było zauważyć niebo pełne gwiazd, gwiazdeczek... wspaniały widok.
Noc powolutku mijała, a zmęczenie dawało znać o sobie. Idąc do namiotu, po "skrzydła" zasnąłem z nimi tzn. z Red Bullem! :). Przespałem set Yanzana (Hamburg) - podobno nic specjalnego, oraz set Elfa (SCC), ten z kolei był świetny - naprawdę płakać się chce, gdy czyta się relacje autorstwa Templara z seciku Elfa. Pech jest tym większy, że gdy się obudziłem Elf skończył grać - była to około 9 rano, a zasnąłem około 6.

No ale wracamy na scenę i się bawimy, rankiem przyjemnie przygrywał Mantodea. Około 10:00 za swym live actem pojawił się Dhuna i przyznam, że choć pierwszy raz słyszałem ich produkcje, to dźwięki były bardzo przyjemne. Na wstępie łagodnie - odpowiednio do pory dnia, a następnie bardziej energetyczne kawałki - no ale trzeba udać się na śniadanie do magicznego namiotu Gagarina & Butosha. O 13:00 za CD-playerami pojawił się Nois, który można powiedzieć zagrał seta złożonego z trzech tomów :) 1- morning trance, 2 - progress / psychedelic, 3 - goa trance. Pięknie było usłyszeć Fractal Glidera, ale ostatni "tom" był najlepszy, gdy Nois zagrał stare kultowe produkcje Goa Trance: Shakta, Juno Reactor - po prostu raj na ziemi, a raczej Żuławie :) Podczas setu Noisa doszło także do zmiany pogody, bowiem czyściutkie dotychczas niebo zamieniło się na szare, pochmurne a do tego lejące deszczem. Dzielnym transerom to jednak nie przestraszyło odlatywali dalej, a przewodziły nam siostra Noisa z koleżanką. Następnie zagrać miał Magical ze Słowacji lecz niestety nie dojechał ;( i w tym czasie "pinglem" raczyli nas Atan & Mantodea. Oj działo się wówczas działo, ale ja wolałem zostawić sobie najwięcej siły przed główna nocą Moondalli 2003.

Przed 20:00 pojawił się Psyrix (Hedonix), Polak mieszkający od 15 lat w Czechach. Jest on jedną z głównych postaci organizacji Hedonix. Rozmawiałem wiele z Psyrixem przed Moondallą i po jego secie spodziewałem się wiele. I otrzymałem to! Całkiem inna muzyka niż ta grana przez polskich DJ'ów. Skandynawskie klimaty, nasycone rosyjskimi produkcjami, po prostu coś pięknego. Trudno rzucać tytułami, bo wiele się z tego nie znało, wręcz pierwszy raz słyszało. Psyrix rozgrzał publikę, dużo się działo i słowo pisane nie odda tego co się działo podczas tego seta. Jeśli już jesteśmy przy Czechach to dodam, że na Moondalli pojawiło się ich 15, czyli spora grupka. Następnie pojawili się panowie z Mutant Star (Hedonix) - niestety nie przyjechał ich lider bowiem skręcił sobie staw skokowy ;( Mimo to nawet bez niego panowie zagrali dobrze i już czekam na ich płytę która ma się ukazać niebawem. Szkoda, że nie zagrali remixu "Voodoo People" The Prodigy, bowiem oni również poddali ten utwór remixowi. Około 0:00 za deckami pojawili się liderzy warszawskiej organizacji Hallabanaha, czyli Bongo & Kwieć. Wtrącę tutaj, że jeden z moich ulubionych setów, wręcz set numer 1 pod względem odsłuchów to właśnie set Bongo vs Kwieq @ Hypnotic Experience. Tym razem dane było mi usłyszeć ich na żywo i potwierdzili swą klasę! Przeżywałem wspaniale chwile kiedy zapodawali transową ucztę. Czas mijał wspaniale, ludzie świetnie się bawili - śmiało mogę powiedzieć, że Moondalla była lepsza klimatycznie od Antarisa, a muzycznie momentami nawet od Fullmoona, bowiem każdy DJ pokazał swój styl zaprezentował coś innego, a nie na okrągło fullony. Ekipa Hallabanahy zakończyła grać o 5:00 i wówczas pojawił się Martyzan wraz z Bartem (Rium Warriors), czyli czesko-polsko-słowacki team, który na Moondalli 2002 zagrał rewelacyjnego seta. Na wstępie Bart zrobił intro na didgeridoo, a Martyzan po chwili "wjechał" z psychodelicznym kawałkiem. I tak płynęliśmy, Martyn zapodawał nam piękne kawalki, a Bart "dmuchał" w didgeridoo, oj piękna mieszanka. Szkoda, że ekipa Rium Warriors grała tak późno "wcześnie", bowiem po godzinie seta opuściły mnie siły i udałem się do namiotu gdzie zasnąłem.

Gdy się obudziłem, za CD-playerami stał Jahodovy Komponent (tłum. Truskawkowy Składnik), kolejno po nim zagrali Prantal i... zapomniałem :] Wspaniałe uczucie, gdy o 9:00 rano miejsce lotów było zapełnione ludźmi, którzy pewnie czuli już w powietrzu, że nieubłaganie zbliża się koniec. W południe, gdy słonko świeciło wysoko większość DJ'ów stanęła za CD-playerami i zapodawała wspaniałe dźwięki. Mi najbardziej podobał się jednak "ping pong" w wykonaniu Prantal & Psyrix, oj jaka piękna muzyka, a gdy jeszcze Psyrix zapodał mega utwór "Hyper Frequencies - Organic Temple" to już był raj!

Czas biegł nieubłaganie i około 18:00 większość ludzi zaczęła opuszczać polankę. Czas pożegnań do "następnej Moondalli" szybko minął i na polance zostało raptem 40-45 osób. Ja jeszcze udałem się na śniadanio-obiado-kolację do żuławskiego baru - udko z kurczaka, frytki, surówka - mega zestaw :) Gdy wrócilem(liśmy) piękne lajtowe dźwięki grali Atan vs Mantodea. Wtedy zaczęła się również komediowa część Moondalli, mianowicie pojawili się miejscowi, a dokładnie miejscowa młodzież. Ich determinacja by wejść na Moondallę była tak wielka, że przy pomocy taśmy klejącej wykorzystali identyfikatory zerwane przez ludzi opuszczających festa. Heh, jaka mieli radość, gdy zobaczyli, że ich białe części ubrań świecą w promieniach UV'ki - wówczas rozpoczęła się komedia. Każdy z nich prześcigał się w pomysłach by być najbardziej świecącym. Zbierali włóczkę z ziemi, kładli ją sobie na włosach :), byli nieszkodliwi, ale oczywiście musieli zerwać kilka "frędzli", bo są białe, czy także urwać włóczkę z głównej dekoracji, a tłumaczenie było "dla dziewczyny". Może zrobić wówczas konkurs dla miejscowych - który będzie najbardziej świecący, ten za rok wchodzi na Moondallę za free. Moim kandydatem był koleś który przykleił sobie identyfikator na czoło - wyglądał jak bohater serialu Star Trek :)!

Muzyka grała do... pewnego momentu, bowiem zabrakło paliwa w agregatach. Heh, miejscowi byli załamani, ale przydali się do przeniesienia nagłośnienia z chilloutu. Później kombinowali skąd załatwić paliwo - nazw miejscowości jakie wymawiali nie podam, ale były rozwalające! Najlepiej było z tym kto ma jechać po paliwo. Bo albo miał prawo jazdy, a nie miał samochodu lub odwrotnie. Niestety paliwa nie załatwiono, miejscowi opuścili festa, a my przenieśliśmy się do namiotu Gagarina, by tam "afterować". Oczywiście oprawę muzyczną aftera załatwił Atan, który podjechał swym samochodem pod namiot. Przy muzyce z samochodu bawiło się także kilka innych osób nie będące na afterku.

I tak minęła Moondalla 2 - Taniec Tytanów - kto był tytanem? Sądzę, że wszyscy ci którzy podczas tych 3 dni odlecieli przy najwspanialszej muzyce na ziemi. Klimatyczni ludzie, wspaniała muzyka to tylko dwa atuty Moondalli, a było ich zapewne wiele. Mam nadzieję, że za rok ponownie spotkamy się na Żuławie i będziemy dobrze się bawili.

Styropian