Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal
03.10.2013 - connection festival 2013
Miejsce: Batán de las Monjas / San Nicolás del Puerto, Hiszpania
Data: 3-7.10.2013
Pomysł by wybrać się na Connection Festival w mej głowie pojawił się pod koniec S.U.N. Festival na Węgrzech. Świetny klimat, piękna pogoda i sporo znajomych sprawiło, że tą festiwalową sielankę chciałem sobie wydłużyć. Początkowo myślałem, że impreza odbywa się pod koniec sierpnia, jednak po powrocie do domu okazało się, że jest planowana na początek października. Ten fakt jeszcze bardziej pozytywnie nastroił mnie i zachęcił do wybrania się do serca Andaluzji by przez kolejny tydzień roku rozkoszować się ulubioną muzyką i hiszpańskim słońcem, które o tej porze roku w dzień nie próżnuje.
Nie zważając na ogłoszony przez organizatorów konkurs na Facebooku, w którym do "wygrania" była możliwość zagrania na festiwalu zakupiłem bilety lotnicze w kierunku Sevilli. Po cichu liczyłem, że z pomocą znajomych uda mi się dostać do finałowej trójki, z której organizatorzy wybiorą szczęśliwca, który zagra na feście. Jak to z konkursami na "lajki" bywa, raz było lepiej raz gorzej. Jednak przez niemal cały okres trwania konkursu utrzymywałem się w pierwszej trójce. Dopiero sześć godzin przez zakończeniem okazało się, że ni stąd ni zowąd pojawił się rywal, który zepchnął mnie na czwartą pozycję. Szybka mobilizacja i dzięki m.in. Waszym głosom udało mi się powrócić na drugą pozycję. Wynik został ogłoszony pięć dni później i okazało się, że zagrają wszyscy finaliści. Nic piękniejszego nie mogło mi się przydarzyć!
Wizja ponownej wizyty w Sevilli, słońca, muzyki i świetnych ludzi tak mnie podnieciła, że na miejsce przyleciałem z problemami żołądkowymi, które w początkowej fazie imprezy troszkę ograniczały mój odbiór imprezy. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i kulminacyjne fragmenty imprezy zaliczyłem niczym piłkarz wracający po długiej kontuzji na murawę pełen energii i chęci wysokich lotów. Ale zanim to nastąpiło...
Connection Festival odbywał się na terenie kempingu Batán de las Monjas, 4 km za wsią San Nicolás del Puerto. Kemping ulokowany jest na skraju rezerwatu Sierra Norte de Sevilla, będącego częścią pasma górskiego Sierra Morena. Malowniczy krajobraz przy dojeździe na teren festiwalu zapierał dech w piersiach, choć ja się o tym przekonałem dopiero w drodze powrotnej. Na granicy kempingu i rezerwatu płynęła rzeka de Huesna, w której w czasie gorących godzin popołudniowych wiele osób chłodziło ciało. Na czas imprezy kemping był zamknięty dla turystów, choć oczywiście Ci, którzy się pojawiali bez problemu mogli rozgościć się w restauracji, która należała do właścicieli terenu. Miejscówka podzielona była na dwa pola namiotowe, pierwsze ulokowane tuż za głównym wejściem na skrzyżowaniu prowadzącym na chill i główną sceną, Najważniejszy trakt prowadził od bramek przez pole namiotowe, kramiki z ciuchami i drobnymi przekąskami do głównej sceny, a dalej do drugiej części pola namiotowego i strefy dla grających i organizatorów. Main ulokowany był na centralnym placu kempingu, chill out oddalony był o niecałe pięć minut drogi. Położony był w małym zagajniku, a tuż obok płynęła rzeka, przy której stworzono plac zabaw dla dzieci oraz miejsce, gdzie odbywały się warsztaty. Jednym z centralnych punktów festiwalu był sklepik i restauracja, w której można było zasmakować lokalnej kuchni.
Estradowa konstrukcja głównej sceny sprawiła, że wszystko było stabilne, a dodatkowo podwieszone na niej sześciokątne ekrany świetnie prezentowały się w nocy. Zresztą wizualizacje były olbrzymim atutem tego festiwalu. Scena udekorowana była string artami oraz dwoma olbrzymimi dinozaurami. Było skromnie, ale w nocy całość prezentowała się bardzo dobrze. Podobnie jak wystrój areny tanecznej, która jak na ciepły kraj, skonstruowana była z kolorowych "osłon słonecznych". Chill Out był udekorowany bardzo minimalistycznie, kilka backropów, jakieś string arty. Samo miejsce chill'a było bardzo klimatyczne i wystarczyło je tylko dopieścić, a tak miało się wrażenie, że jednak troszeczkę to miejsce pod kątem organizacyjnym zostało pominięte.
Głównymi headliner'ami imprezy były takie projekty jak: Aphid Moon, Etnica/Pleiadians (Maurizio Begotti), Lupin, Nova Fractal, Protonica, The Muses Rapt. Z DJ-ów najbardziej znani byli Boom Shankar, Kristian Dejavoo, Lord Flames i DJane Psibindi. Pozostali grający to mniej lub bardziej znani producenci wywodzący się z Hiszpanii. I to właśnie oni stanowili o mocy Connection Festival. Bo o ile Aphid Moon niczym nie zaskoczył, choć zagrał kilka dobrych kawałków,
a występ Protoniki, to tak naprawdę tylko set zagrany przez Pieta Kaempfera. To już Etnica i The Muses Rept oraz Nova Fractal, Cesar, Dunle Goaleidoscopic, Lord Flames i Jana Transition zaprezentowali się świetnie. Z zagranicznych DJ-ów najlepiej wypadli Psibindi (na Goa Dupa 2013 zagrała jeszcze lepiej) i Alexsoph. 40 % a może ciut więcej muzyki, jaka grana była na Connection Festival to Goa Trance. Zarówno ten stary, przy którym wielu z nas rozpoczynało przygodę z tym gatunkiem jak i najnowsze produkcje. Nie ma się co dziwić, bowiem jeden z głównych organizatorów, a jednocześnie DJ - Lord Flames to członek francusko-beligijskiej wytwórni Suntrip Records. Jak się okazało w trakcie trwania festiwalu jak i po jego zakończeniu, Hiszpanie i to nie tylko z Andaluzji uwielbiają Goa. Idealnie do granej muzyki dopasowała się pogoda. W dzień, gdy niemal przez cały czas grano Goa, świeciło słońce. W nocy robiło się bardzo zimno i grający odpowiednio dobierali tempo tak by nasze ciała mogły się rozgrzać. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nocna część imprezy, kiedy to nie królowały wiertary i inne breszki otwierające wrota do piekieł. Tylko drugiej nocy do "ścian" mego namiotu dobiegło mocniejsze brzmienie.
Maurizio Begotti podczas występów jako Pleiadnias , a dzień później jako Etnica nie zawiódł. Nie grał nowych rzeczy, tylko kawałki z pierwszych albumów obu projektów. Momenty, gdy w niedzielne przed południe rozbrzmiały oryginały "Triptonite" i "Vimana" będę długo wspominał. Innym ciekawym przeżyciem był występ "dziadka" Juan Verdera The Muses Rapt. Chyba każdy zakochał się w "Spiritual Healing", a gdy przeczytał jeszcze, że muzyczną inspiracją dla Juana było pokonanie choroby nowotworowej to już w ogóle tworzył się mistyczny klimat wokół tego nagrania - najlepszego w jego dorobku. Podczas Connection Festival zagrał dwukrotnie. Najpierw na głównej scenie, gdzie jego cukierkowate melodyjki rodem z organków Casio sprawiły, że trudno było znaleźć grymas na twarzy bawiących się ludzi. Gestykulacja podczas występów to również to, co przyciąga do Juana, jeśli jego twórczość Wami nie zawładnie to gesty na pewno przysporzą sporo uśmiechu a z Raja Ram'em może stanąć w szranki i wierzcie mi nie jest w tej "walce" bez szans. Zresztą zobaczcie sami...
Tego samego dnia wieczorem The Mususes Rapt zagrał również na Chill'u, który przejął
i wyciągnął z letargu jaki w nim panował. Nagle pojawili się ludzie, a Ci którzy zalegiwali szybko powstali. Grał praktycznie to samo, co na głównej scenie lub jego ostatnie nagrania, które są tak do siebie podobne, że trudno je rozróżnić. Nie wnikając w szczegóły ponownie zahipnotyzował publikę, która w pewnym momencie utworzyła mistyczny krąg. Coś podobnego widziałem tylko raz w życiu, trzy dni wcześniej podczas rozpoczęcie festiwalu na głównej scenie, wszyscy utworzyli olbrzymi krąg tak by dokonać "połączenia".
Świetny klimat festiwalu tworzyli przede wszystkim ludzie, którzy na niego przybyli. Większość stanowili Hiszpanie, jednak nie zabrakło także Niemców, Brytyjczyków, Francuzów no i naszej czwórki. Frekwencyjnie imprezę śmiało można porównać do Goa Dupa OA, były fragmenty, gdy główna scena była wypełniona po brzegi, jednak były tez momenty gdy następowała zmiana "warty", nigdy jednak main nie świecił pustkami. Oczywiście ostatnie godziny imprezy cieszyły się największą frekwencją, wraz z nieubłaganym końcem festiwalu każdy starał się wykorzystywać każdą minutę w tym pięknym miejscu.
Festiwal zakończył się w poniedziałek 7.10.2013 o dziesiątej rano. Ostatnim grającym był Lord Flames, który w swym secie połączył stare jak i nowe nagrania goa. W międzyczasie na terenie pojawiły się służby porządkowe, które sprzątały teren. Po nastaniu ciszy, wszyscy zaczęli przygotowywać się do opuszczenia terenu festiwalu. Ktoś tam pobrzękiwał o jakimś afterze, jednak my woleliśmy ten czas spędzić w Sevilli i dzień później w Kadyksie, by nacieszyć się ostatnimi promieniami słońca w tym roku.
Cały ten wyjazd, problemy zdrowotne, radość po powrocie do sił, uśmiechy ludzi, spora dawka dobrej muzyki, świetne wizualizacje, najlepsza pizza na świecie w Sevilli i zachód słońca
w Kadyksie sprawiły, że do tego wyjazdu będę wracał myślami dość często. A jeśli będzie okazja to z wielką przyjemnością powrócę na kolejne edycje Connection Festival.
Na zakończenie jeszcze raz chciałem podziękować Arkowi i Piotrkowi za pomoc w powrocie do zdrowia oraz wszystkim tym, którzy oddali głos na mojego seta, tym samym dając mi możliwość zakosztowania porannego seta w promieniach "hiszpańskiego" słońca.
Więcej zdjęć znajdziecie na:
Google+
Text & Foto: Styropian