Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

04.02.2006 - silence tech night 30


Kto: Silence! & Psylesia
Miejsce: klub Inqbator, Katowice
Data: 04.02.2006

Nie ma jak to imprezy w sesji. Stres, nauka - czasu nie starcza na wszystko co chcielibyśmy wykonać. Do tego dochodzi impreza. Po prostu full wypas, jak to ostatnio mawiają. O tym, że po raz kolejny powierzono nam małą salkę w Inqbatorze, dowiedziałem się na początku tego roku. "4 luty - środek sesji" pomyślałem, no ale czego to się nie robi dla spragnionych psychedelicznych dźwięków ludzi. Jedyne o co się modliłem to by w dzień po imprezie nie mieć egzaminu lub zaliczenia, bo to by była tragedia. No i udało się; jedyne zaliczenie w pierwszy lutowy weekend przypadło na sobotnie przedpołudnie. Jak już o tym wspominam to dodam, że zaliczenie wypadło pozytywnie (choć skala punktowa była magiczna - maksymalnie można było zdobyć 1000 punktów!). W międzyczasie dotarła do mnie wiadomość od głowy głównego organizatora, że impreza może się nie odbyć z pewnego powodu, ale nie podawałem tego do publicznej wiadomości do momentu uzyskania 100% pewności. Na szczęście potwierdzenie tej wiadomości nie dotarło, doszła za to informacja, że impreza się odbędzie. Sesja tak namieszała w głowie, że w sumie nie miałem czasu nacieszyć się imprezą przed jej rozpoczęciem. Wreszcie nadszedł 5 luty, a wraz z nim zaliczenie o którym wspominałem oraz przyjazd ekipy, która od ponad roku była dla mnie priorytetem jeśli chodzi o sprowadzenie ich do Katowic. W grudniu 2005 się nie udało, ale luty 2006 to już przyjazd ekipy Jagodzianych do Katowic.

Gosia, Nela, Gagarin i Kędzior to czwórka spośród 6 aktywnych członków Jagodzianych (w domach pozostał bracia Butosh i Zapiekan, których przy okazji pozdrawiam). Jagodziana ekipa w Katowicach pojawiła się o 15:12 i z dworca PKP udaliśmy się do mego domu w celu przedimprezowego odpoczynku w połączeniu z konsumpcją. Oczywiście jako specjały poleciłem 3miejskim przyjaciołom kebaby od Nazara. No i udało się, nie było słychać słów "u nas w Gdańsku są lepsze". Przy okazji Jagodziani mogli zobaczyć jako jedni z nielicznych w kraju (pozdrowienia dla Bongo i Marty) i na świecie film, który swego czasu nakręciłem z przyjaciółmi z osiedla. Nie był to film na poziomie tych w których palce maczał lider Jagodzianych, Gagarin, jednak beka (ukłon w stronę Gdańska) była niezła. Ten film nie jest jednak dostępny dla zwykłych śmiertelników,chyba że wykupią abonament. :)

W klubie pojawiliśmy się o 19:30 i od razu przystąpiliśmy do szybkiej zmiany aranżacji malej salki. Kasia i Mrófka zajęły się przygotowaniem części w której miał mieścić się chaishop. Ponieważ był to ich debiut to zapewne musiało im się nieźle w głowach mieszać, ale jak się później okazało poradziły sobie na piątkę z plusem. Jagodziany kwartet przystąpił do dekoracji salki. Tutaj należą się ogromne słowa podziękowania dla Gagarina, który starał się utrzymywać nerwy na wodzy, kiedy to po raz kolejny czegoś brakowało - to była dobra nauczka na przyszłość i zapewne wyciągniemy z tego wnioski. Tak więc mam nadzieję, że widzieliście ludzie (Psylesia) jak się współpracuje i wówczas efekty powstają w mig! Backdropy Gosi i Neli pięknie ozdobiły ściany, a w przestrzeń została wypełniona przez trąbki. Dekoracyjnie salka wyglądała bajecznie, no ale czegoż innego można spodziewać się po Jagodzianych? Im bliżej do godziny "zero", czyli 22:00, tym w klubie pojawiało się coraz więcej znajomych osób. W okolicach chaishopu unosił się zapach czaju, gofrów i innych smakołyków które przygotowały dwie siostrzyczki.

No i ruszyło, od 22 do północy za sterami stało trzech kapitanów: Gagarin, Marion oraz ja. Wprawdzie początek miał być progresywny, to jednak Marion co jakiś czas dowalał kawałkami które "na rozgrzewkę" targały ludźmi po całym parkiecie. O północy nastąpiła minuta ciszy ku czci ofiar, które straciły życie 28 stycznia 2006 na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich. Po tej chwili zadumy na dwie godziny parkiet pod swe władanie przejął Gagarin, który uraczył nas fantastycznym setem, mającym na celu ukazanie piękna muzyki psytrance. Progressive, goa, full on czy też klasyczny psychedelic trance to wszystko co wchodziło w skład dwugodzinnego setu Gagarina. Talamasca, Silicon Sound, Electric Universe czy też Infected Mushroom nieźle nam wszystkim zrobiły, szczególnie "Embracte It" EU nieźle mną zakręcił! Takie kawałki to jest "sól" tej muzyki. :) Jak więc sami widzicie w secie Gagarina każdy mógł znaleźć coś dla siebie i poodpływać przy dawce powykręcanych dźwięków. Parkiet podczas setu Gagarina pękał w szwach, trudno było znaleźć sobie miejsce, by w odpowiedni sposób "skonsumować" dźwięki wydobywające się z parkietu. Cieszy po raz kolejny fakt, że ludzie nie zawiedli na naszej salce i że potrafili się bawić w kulturalny sposób. Choć podczas tanecznej ekstazy ich ciała, a raczej dłonie, były wysoko, to tylko jedna trąbka została zerwana, ale była ona głównym kandydatem do "spadku", bowiem były problemy z jej przymocowaniem. Tak czy inaczej kulturka zabawy po raz kolejny pokazała, że na parkiecie nie muszą przebywać przede wszystkim osoby które trance "wyssały z mlekiem matki". Wprawdzie słyszałem o jakimś dziwnym kolesiu, ale szkoda w takiej relacji debilom poświęcać miejsca.

Wprawdzie powinienem teraz rozpocząć opisywanie wydarzeń jakie miały miejsce o godzinie 2, kiedy to zaczął grać Marion, to jednak wrócę do godziny 23, kiedy to podczas wspólnego grania nastąpiła moja kolej. W pewnym momencie nagle ktoś mnie szarpnął, a że nie lubię tego podczas zgrywania, to myślałem, że zaraz powiem komuś coś niemiłego. Patrzę, a Marion wskazuje mi na osobę stojącą obok niego - Karolina... Padma z krwi i kości! Normalnie szok jakich mało! Kto by się jej tam spodziewał tej nocy! Normalnie od razu wielki banan na twarzy, bowiem przy tak pozytywnie nastawionej do życia dziewczynie trudno mieć smutek na twarzy. Wraz z nią na imprezie pojawił się jej brat, czyli młoda krew, ale jakże energicznie reagujący na psychedeliczne brzmienie oraz kuzynka z Włoch (nie tych pod Warszawą). "Come piacere a te festa da ballo?" (to mniej więcej ma znaczyć: "Jak podobało Ci się na imprezie?" - ale ja to tylko poskładałem ze słownika jaki mam :)).

Wracamy do setu Mariona który zagrał w klasyczny dla siebie sposób, czyli wszystkiego po trochu, a że ludzie się bawili, to nie ma powodów do narzekań. Chaishop w tym czasie można powiedzieć, że przezywał oblężenie, no ale siostrzyczki wspomagane przez Anetę dawały radę. Zuch dziewczyny, oby tak dalej ! Kto nie był niech żałuje, że nie mógł się napić i zjeść tego i owego (menu na fotach). Kilka razy udało mi się przedostać na główną salę, gdzie grane były techniczne dźwięki i muszę przyznać, że sety Anglików były dobre - a jak mówili mi znawcy klimatów grali kawałki z przed 4-5 lat. Tak więc mogło mi się podobać, bo to był dobry okres dla tej muzyki.

No, ale wracamy na Psychedelic Floor, gdzie od 4:00 miałem okazję zagrać, no i wreszcie jestem zadowolony po swoim secie - co już jest ewenementem na skalę światową! Fajnie mi się grało, a jeszcze cudowniej na sercu się robiło jak o tej porze na salce bawiło się kilka/kilkanaście osób. Klimaty stricte morningowe, ale takie było założenie i zostało spełnione w 100%. Silicon Sound, Protoculture, Zen Mechanics, Quantum, PsyTrain itp. - ci producenci przeważali w moim secie, który został zakończony pięknym kawałkiem - nie powiem Wam jednak jakim, bo potem wszyscy będą to grali! ;)

I tak oto po godzinę 6 impreza została zakończona, po raz kolejny zresztą w bardzo dobrym stylu. Cieszy to, że ludziom się podoba i że nie trzeba mieć w głowie dyskografii Hallucinogena by się dobrze bawić. Wystarczy dobra chęć i ochota zabawy i wówczas powstaje świetna mieszanka która wybucha na parkiecie. Po spakowaniu wszystkich rzeczy udaliśmy się w drogę powrotną (choć podobno nie wszyscy ?) Ekipa trójmiejska szybko pozbierała się w mieszkaniu i wyruszyła w powrotną podróż, a ja udałem się do łóżka. Czy było lepiej, gorzej? Każdy musi jakoś sobie na te pytania odpowiedzieć. Każdego coś boli (i nie mam na myśli nóg), ale z różnymi sytuacjami trzeba sobie dawać radę, a nie dusić to w sobie ,a potem marudzić - bo tak to się nigdy niczego nie osiągnie. Mam nadzieję, że Jagodziana ekipa jeszcze nieraz nas odwiedzi, no i u Honorowej Jagody zostaną na troszkę dłużej niż tym razem. Wiadomo na następną imprezę będzie full osprzęt montażowy, tak by masta Gagarin nie mógł wymyślić czegoś czego nie mam akurat przy sobie. :) Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy pomagali w mniejszy lub większy sposób. KuRT @ Silence! dzięki.

Ps. Najprawdopodobniej w kwietniu znowu mała salka jest nasza.

Styropian