Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

06.08.2008 - ozora festival 2008


Miejsce: Ozora, Węgry
Data: 6-10.08.2008

Gdy w 1999 roku w prowadzonej przez Shlonex'a audycji radiowej "Techno Terror" słuchałem historii z festiwalu "Solipse" do głowy nie przyszło mi, że dziewięć lat później będzie mi dane trzeci raz pojawić się w malowniczej miejscowości Ozora. Trzeci raz na ten sam festiwal? Czy to czasem nie przesada? Przecież w Europie co roku odbywa się kilka dużych festiwali i każdy kusi dobrym line up'em, ciekawą miejscówką i dodatkowymi atrakcjami. Jednak Ozora ma to coś w sobie, że przyciąga do siebie i na długo przed podaniem kto na niej zagra, zapodają decyzje o tym, że to właśnie na nią się wybieramy.

ozora.jpg

Line up tegorocznej Ozory przeplatał stare z nowym. I tak oto zagrać miały legendy sceny: Juno Reactor, Hallucinogen, Total Eclipse, Blue Planet Corporation, Pleiadians, Star Sound Orchestra oraz młodzi Allaby, Jaja, Atmos oraz projekty darkowe. Do tego dochodzili DJe z różnych zakątków świata. Gdzie w jednym miejscu naraz można usłyszeć takie tuzy? I nie ważne, co teraz produkują, każdy fan chciałby choć raz na żywo zobaczyć grupę, która wprowadziła go w świat psychedelic trance. Na tegorocznej Ozorze mogło się to spełnić!

Z Katowic wyjechaliśmy kilka minut po godzinie 10. Droga przez Czechy, Słowację i Węgry trochę się ciągnęła, ale to dlatego, że wszyscy nie mogliśmy się doczekać kiedy wreszcie dojedziemy. Tym razem wygraliśmy z językiem węgierskim i bez problemu po godzinie 21:00 zameldowaliśmy się przed bramami festiwalu. Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że kolejka która stała przed bramką obejmuje tylko osoby, które bilety kupiły w przedsprzedaży. Do kasy w której sprzedawano bilety w cenie 70e (+2e kaucji) kolejki nie było. I tak oto szybko pojawiliśmy się na polu namiotowym i jak najszybciej chcieliśmy się rozbić. Już na "dzień dobry" złamał mi się stelaż namiotu i powstało pytanie, gdzie będę spał? Na szczęście z pomocą przyszli znajomi, za co im bardzo dziękuję (oscaritta, tribo, amnesia).

Poranek przywitał nas słońcem, które wg prognoz miało świecić przez niemal cały okres trwania festiwalu. Z minuty na minutę przybywało ludzi i namiotów, oraz wszelakich daszków które miały chronić przed palącym słońcem. Na głównej scenie i chillu ciągle trwały prace wykończeniowe więc jedyną rozrywką w środowe popołudnie był spacer w labiryncie, karuzele, kramiki z ciuchami i innymi drobiazgami oraz wszelkiego rodzaju stoiska z żywnością - w tym roku wybór był naprawdę duży. Tak naprawdę to wszyscy czekali jednak na godzinę "zero" czyli 20:00, kiedy to grupa Star Sound Orchestra miała rozpocząć Ozora Festival 2008. Na kilka minut przed 20:00 wiele osób stało przed taśmą odgradzającą wstęp na maina, ludzi przybywało, wszyscy się niecierpliwi, a impreza się nie rozpoczynała. Taki stan trwał prawie przez pół godziny, i dopiero gdy ochrona opuściła swe stanowiska ludzie wbiegli na main'a, a grupa Star Sound Orchestra rozpoczęła występ. Na początek Steve Schroyder przywitał się z publiką, wspominając, że w tym samym miejscu grali podczas kulminacyjnego momentu zaćmienia słońca w 1999 roku. Steve Schroyder grał na instrumentach klawiszowych i korzystał z laptopa, a Jens Zygar grał na perkusji i uderzał w różnej wielkości gongi. Do tego na gitarze basowej przygrywał jakiś gość, a wokalnie i tanecznie udzielała się Irina Mikhailova. Przyznać muszę, że na żywo potwierdziła swe atuty, nie tylko wokalne. W swym występie SSO umieścili nagrania z rożnych albumów, począwszy od chill out'owych po trans w najczystszej postaci. Występ mógł się podobać i jedynie co mi przeszkadzało to, że na początku nagłośnienie za bardzo nie oddawało piękna muzyki SSO. Następnie zagrał DJ Psychotrop, kawałki jakie zagrał były bardzo dobre, jednak nie pasowały do pory o której grał (22:30-00:30). Melodyjny i lekki full on w klimatach Silicon Sound to jednak nie jest nocna muzyka. Szkoda mi było gościa, bo grał naprawdę dobrze, jednak dało się wyczuć, że na "parkiecie" nie było szału. Pierwsza noc zdominowana została przez projekty grające dark trance. I tak oto zagrali HighCosmos, Zik/Horro Place, Trippy Hippies. Znawcy gatunku powiedzieliby, że był "pełen ogień", dla mnie była to rzeź niewiniątek z pięknem Ozory nie mająca nic wspólnego. Postanowiłem więc udać się na spoczynek, jednak niemal cały dzień odpoczywałem i jakoś nie potrafiłem zasnąć. Około 2:00 w nocy zadzwonili Słowacy i do około 5:00 przebywałem razem z nimi, przy okazji wsłuchując się w krwawe dźwięki jakie grane były na main'ie. Nie spałem zbyt długo, bowiem o 7:00 obudziłem się na DJa Lastat'a bardziej znanego jako Talamasca. Był to jego trzeci występ na Ozorze i podobnie jak w poprzednich latach oceniam go na trójkę. Niestety Talamasca najlepszy okres twórczości ma już chyba za sobą i teraz atakuje nas mniej lub bardziej udanymi produkcjami w klimacie full on. Co jakiś czas pojawiają się gitary (które szału nie robią), damskie vocale też jakieś takie nie wyraziste, a któryś tam z kolei remix "Time Simulation" już mi nie robi. Do tego podczas występu, sympatyczny francuz miał problem z laptopem i kilka razy zostaliśmy "przejechani" przez zacinający się kawałek. Około godziny 11:00 za sterami pojawił się jeden z moich faworytów, a także bohater ubiegłorocznej Ozory - Laughing Buddha. Podobnie jak przed rokiem Jeremy Van Kampen przygotował solidną dawkę psytrance, a na jego ustach cały czas widoczny był uśmiech. "Uśmiechnięty Buddha" kolejny raz pokazał klasę i teraz należy czekać na jego debiutancki album (pierwsza Epka w 1996 roku, więc mógłby wreszcie się zdecydować na album długo grający). Pierwszy dzień zakończył występ Gaudium i set Peter'a Didjital'a. Wg rozpiski czasowej najpierw miał zagrać Peter Didjital, a następnie Gaudium - jednak zostało to zmienione. Gaudium pokazało dawkę dobrego progressive. Wprawdzie pierwsze nagrania były zbyt podobne i smętne to jednak końcówka wynagrodziła nam to sowicie. Peter Didjital już od dłuższego czasu bardziej niż w klimatach psytrance obraca się w electro/click i innych odmianach muzyki elektronicznej. Wprawdzie po solidnej dawce psytrance, dark trance, progressive takie dźwięki były bardzo fajne to jednak dwie godziny takiej nuty, troszkę mnie zamuliły. Oczywiście na mainie przez cały czas trwała dobra zabawa.

main.jpg

Main Floor


Druga doba festiwalu miała rozpocząć się o godzinie 22:00. I podobnie jak poprzednia, nocna część skierowana była dla fanów dark trance. Zagrali: CPC. Iguana / Naked Tourist, Irgum Burgum i DJ Driss, a nad ranem Neuromotor. Jako, że wszystkie wymienione projekty w ogóle mi nie robią, wiedziałem, że ta noc także będzie poświęcona na sen. Nim jednak ogień i leśna muzyka zdominowały Ozorę na dobre, postanowiłem wybrać się na Chill Out. W tym roku podobnie Chill Out usytuowany był w wielkim namiocie, a jego środek był niemal w całości w kolorze białym. Organizatorzy wyciągnęli wnioski z ubiegłego roku i do Chill Out'u zrobiono trzy wejścia, a w pozostała część była wyłożona snopkami siana, tak by w razie opadów deszczu Chill nie został zalany. Podłoże na Chill'u w całości było wyłożone nazwijmy to dywanami. Konsoleta umieszczona była w tylnej środkowej części namiotu. Za konsoletą znajdowały się trzy wielkie ekrany z materiału i w nocy były na niech prezentowane filmy i wizualizacje z trzech projektorów. Dodatkowo w nocy na białe figury znajdujące się w powietrzu rzucane było światło z zrzutników - dawało to bardzo ciekawy efekt. Tak więc w tym roku dekoracyjnie Chill Out wypadał skromniej niż przed rokiem to jednak w nocy klimat był bardzo fajny. Czwartkowy późny wieczór na Chill'u zdominowany został przez węgierski zespół Pupilla Project. Dwóch panów i pani wykonali kawał dobrej roboty i muszę przyznać, że dla mnie stali się odkryciem tegorocznej Ozory. Czysty trance, często wzbogacany przez kwaśne dźwięki i bardzo ładny głos wokalistki sprawił, że na Chill'u zabawa trwała w najlepsze. Zerkając na wokalistkę (Panni Cserepes) na myśl przychodziła mi podobna do niej Novika. Miałem okazję widzieć popisy naszej wokalistki i niestety w porównaniu z jej węgierską odpowiedniczką nie wypada zbyt dobrze - no, ale to nie temat tej relacji.

pupila.jpg
Pupila Project Live


O 22:00 udałem się na main'a gdzie drugą dobę Ozory rozpocząć miał set DJ Edoardo. Niestety kolejny raz nastąpiło opóźnienie, tym razem spowodowane wieszaniem nowych dekoracji, które z powodu braku czasu nie zostały rozwieszone dzień wcześniej. O ile tą obsuwę czasową mogłem przeboleć to set DJa Edoardo mnie dobił. DJ który do czwartku 7 sierpnia był dla mnie gwarancją dobrej zabawy, przez półtora godziny katował mnie click'ami. Nie wiem jak szef Neurobiotics Records, wytwórni która ostatnimi laty wydała kilka fajnych płyt, mógł aż tak zmienić swój styl. Możliwe, że to nowe wcielenie / druga twarz Włocha, jednak dla mnie Edoardo już nie jest tym kim kiedyś. Jeszcze bardziej zabolała mnie pora o której grał te swoje "plumkające" kawałki - 22:30. Chciałem wreszcie przeżyć troszkę nocnego szaleństwa, ale Edoardo tylko przyśpieszył moją wizytę w namiocie. Nastąpiła też pierwsza zmiana w grafiku, planowany występ Nauromotora został przesunięty na sobotni poranek, a w zamian zagrała jedna z legend sceny - Pleiadians. Wszystki to działo się oczywiście w piątkowy poranek.

pleiadians.jpg
Pleiadians Live


Wprawdzie obecnie Pleiadians to Maurizio Begotti i Max Lanfranconi to na Ozorze pojawił się tylko ten pierwszy. Podczas niespełna 70 minutowego występu w większości zagrał nowe kawałki, usłyszeć można było także nagranie "Atlas" z ostatniej płyty "7 Sisters". Nowe nagrania Pleiadians utrzymane są do tych z wymienionej przed chwilą płyty i przyznać muszę, że dwa z nich na pewno podbiją parkiety niejednego klubu i polanki w różnych zakątkach świata. Na poprzednich Ozorach jedynym z wyróżniających się DJów był francuz L'elf (szef Turbo Trance Records). Na tegorocznej Ozorze wypadł dobrze, jednak gdyby utrzymał formę z pierwszej części seta to byłoby lepiej, a tak po około godzinie kawałki, które grał stawały się męczące. O 10:30 za sterami pojawił się Anders Nilsson a.k.a. Andromeda i rozpoczął półtoragodzinny występ, który stał się jednym z lepszych na tegorocznej Ozorze. Andromeda to obecnie projekt jedno osobowy (odszedł Nikos Kostoglou). W pierwszej części zagrał swoje najbardziej znane nagrania, oczywiście nie mogło zabraknąć "Oxygene". Druga część to już nowe kawałki, które zapewne znajdą się na najnowszej płycie. I tutaj także przyznam, że progressive made by Andromeda idealnie mi podszedł. Śniadania w moim przypadku codziennie wyglądały tak samo - udawałem się do białego baru, gdzie Węgrzy przygotowywali mi smacznego omleta (do wyboru: z szynką, serem, pieczarkami). Po tej przekąsce udałem się z powrotem pod scenę, gdzie swój występ rozpoczął Jaia. Słoneczko ostro dawało nam popalić, ze spryskiwaczy umieszczonych na drewnianych palach sączyła się woda która chłodziła ciała, a na parkiecie panowała świetna zabawa. Tak w skrócie można opisać występ francuza, który aż trzykrotnie bisował. Piątkowy wieczór spędziłem na Chill'u, gdzie po dwugodzinnym występnie na żywo, seta zaprezentował OTT. Klimat był bardzo fajny tak,że niemal cały czas bujałem się z nogi na nogę.

jaia.jpg
Jaia Live


Jak to przystało na Ozorę, największe "armaty" grały od piątku do niedzieli. I tak w piątkowo - sobotnią noc zagrać miały takie projekty jak: Prometheus, Nomad, Tristan i Hallucinogen. Ci którzy byli napaleni na występ tego ostatniego, srogo się zawiedli, bowiem w piątkowy wieczór pojawiła się informacja, że z powodu choroby Simon Posford nie pojawi się na Ozorze. Równoznaczne było to także z tym, że sobotni set Shpongle został odwołany. W zamian za Hallucinogena w grafiku pojawił się Tranan, a za Shpongle - Younger Brother. Do piątku pogoda była bardzo dobra, upały w dzień i chłodne noce. Wieczorem miało się to zmienić z informacji meteorologicznych wynikało, że nad teren imprezy nadciąga burza z wiatrem o prędkości około 120 km/h. Kilka stoisk z jedzeniem zwinęło już swoje namioty, a ludzie zaczęli przygotowywać się na najgorsze. Nic jednak nie mogło przeszkodzić w udaniu się na Chill'a i tam słuchaniu seta OTT'a. Gdy leżeliśmy / tańczyliśmy na Chill'u wprawdzie się rozpadało, ale ulewa trwała krótko nie wyrządzając żadnych szkód, a wręcz przeciwnie. Deszcz sprawił, że kurz, który po tylu słonecznych dniach unosił się w powietrzu opadł. Tego dnia deszcze padał jeszcze kilkakrotnie, jednak podobnie jak za pierwszym razem nie wyrządził zniszczeń. Gdy wybiła godzina zero zero, na scenie pojawił się Prometheus. Benjamin postanowił się zabawić publiką, co chwilę atakował nagraniami, które sprawiały, że na parkiecie panowało szaleństwo. Podczas półtoragodzinnego występu usłyszeć można było kilka nagrań z ostatniego albumu Prometheus'a "Corridor Of Mirrors" oraz niewydane jeszcze produkcje. Największy aplauz otrzymał oczywiście kawałek "9th (The Man Who Swam Through A Speaker)". Benjamin często podczas występu korzystał z urządzenia, które wyglądem i działaniem przypominało efektor, przy okazji zabawy tym urządzeniem na jego twarzy pojawiał się zdradziecki uśmiech, wskazujący, że odpowiada mu to jak nami "kieruje". Od 1:30 do 3:30 grał DJ Alpha, który już na dzień dobry, a raczej dobry wieczór dowalił mocnym brzmieniem przypominającym nagrania rodem z Chemical Crew. Po odpoczynku ponownie udałem się na main'a, gdzie swój występ zaczynał Nomad. Bardzo byłem ciekaw tego występu, bowiem od ostatniego albumu francuza minęło już pięć lat. Muszę przyznać, że Farid bardzo mnie zaskoczył i jego granie idealnie pasowało do pory o której grał (3:30-5:00). Początek był mocny, im jednak niebo robiło się jaśniejsze tym nagrania Nomad'a były bardziej lekkie i melodyjne. Końcówka to już było coś pięknego, a kawałek w którym wykorzystał melodyjkę z jednego z nagrań Silicon Sound'a to było mistrzostwo. Tak więc zapowiada się kolejny ciekawy album, który zawojuje niejeden parkiet. Po tym występie udałem się na spoczynek i wstałem na występ jednego z asów dwóch poprzednich Ozor - Tristana. Jak się okazało nastąpiły kolejne zmiany i o tej porze grał Swarup. Brzmienie podobne przez co zabawa była przednia. No, ale wreszcie przyszła kolej na Tristana i podobnie jak w 2006 i 2007 roku zawładnął publiką która pojawiła się pod sceną. Dziewięćdziesiąt minut muzyki, w większości nowe nagrania, które można powiedzieć w części idą na "jedno kopyto", to jednak Tristan ma to coś w sobie, co powoduje, że ludzie odlatują wysoko. Koniec trzeciego dnia to Tranan grający w zastępstwie Hallucinogena. Nagrania Szweda może i są dobre, jednak sam artysta musi jeszcze nauczyć się robić dobre przejścia pomiędzy nimi, bowiem za często przejścia "skakały" i rozstrajały tańczące ciało.

tristan.jpg
Tristan Live


Sobotni wieczór spędziłem na Chill'u gdzie przygrywał Younger Brother i Youth. Niestety nagłośnienie tego dnia nie oddawało piękna tej muzyki i można powiedzieć, że set tego pierwszego nie wywołał na mnie większego wrażenia, a szkoda bo przecież rok wcześniej na zakończenie festiwalu Younger Brother stworzył magiczny klimat. Ostatnia noc zapowiadała się magicznie. Gdy zaczynałem swoją przygodę z psychedelic trance do głowy mi nawet nie przychodziło, że kiedyś będzie mi dane zobaczyć i usłyszeć na żywo grupę dzięki której obecnie piszę m.in. takie relacje, gram i słucham tej muzyki - mowa oczywiście o Juno Reactor.

juno_reactor_proba.jpg
Juno Reactor na próbie


Już od godziny 18:00 na scenie trwała próba - trzech murzynów grających na instrumentach perkusyjnych, wokalista, wokalistka, perkusista no i oczywiście Ben Watkins. Stałem jak zahipnotyzowany i wsłuchiwałem się w dźwięki nagrań które dobrze znam. To było coś pięknego. Na środku main'a umieszczona została wielka konsoleta, a w niej dźwiękowiec nastawiał wszystkie parametry tak, by podczas koncertu wszystko brzmiało jak najlepiej. Przy okazji próby, było sporo śmiechu, bowiem nie zawsze muzycy słyszeli to co śpiewają. Przed samym koncertem udałem się na lekki odpoczynek, by przed 22:00 powrócić pod scenę i czekać na rozpoczęcie. No i zaczęło się, na scenie pojawili się ucharakteryzowani wokalista Ghetto Priest i wokalistka Taz Alexander wraz z nimi z twarzami pomalowanymi na biało pojawili się muzycy z grupy Amampondo (grupa ta współpracuje z Juno Reactor od albumu "Bibble of Dreams") z Mabi Thobejane na czele. Na klasycznej perkusji zagrał Greg Ellis z grupy Vas. Ben Watkins pojawił się w gustownym białym garniturze z twarzą pomalowaną na biało. Nie wiedziałem czego spodziewać się po koncercie Juno, wszak ich ostatnia płyta "Gods & Monsters" z trance ma niewiele wspólnego. Ben z zespołem pokazał jednak klasę i mieliśmy przegląd nagrań z kilku płyt grupy. Usłyszeliśmy m.in. nagrania "Masters of The Universe", "Pistolero", "Guardian Angel" z płyty "Bible of Dreams" usłyszeliśmy nagrania "God is God", "Komit", fragmencik "Conga Fury", "Jardin De Cecile".Z albumu "Labirynth" usłyszeć można było m.in. "Conquistador II" i "Angels and Men".Z ostatniego "Gods & Monsters" zagrali "Tokyo Dub". Kawałek ten na płycie strasznie mnie drażni, jednak na żywo wspierany głosem wokalisty i wokalistki wprowadzał mnie w bardzo fajny stan. Atmosfera była świetna, panowie od instrumentów perkusyjnych, co chwilę dawali pokaz swych umiejętności. Także wokalista Ghetto Priest przez cały czas starał się utrzymywać kontakt z publicznością, co momentami owocowało wspólnymi śpiewami. Do tego wszystkiego dochodziły plemienne tańce, które dodawały całości kolorytu. Ben Watkins niemal przez cały występ stał w tle. Operował tam gitarą, jakimiś instrumentami klawiszowymi no i niezbędnikiem każdego producenta - laptopem. Ponad dwie godziny zleciały jak z bicza strzelił. Warto jeszcze wspomnieć, że podczas występu Juno na pagórkach swe umiejętności prezentowało wielu żonglerów ognia, co sprawiało , że klimat był jeszcze bardziej magiczny. Po takim koncercie nie mogło obyć się bez bis'u, w ramach którego zagrano "Navras". W moim przypadku od Juno Reactor wszystko się zaczęło i można powiedzieć, że na Juno Reactor powinno skończyć, jednak coś czuję, że tak nie będzie. A to, że mogłem na żywo zobaczyć moją ulubioną grupę tylko dodaje mi nowych bodźców do działania. Zgodnie z grafikiem po Juno Reactor miała wystąpić kolejna legenda sceny - Total Eclipse. Jednak znów nastąpiły małe zmiany i zagrał Oleg, który miał grać po Total Eclipse. Zmiana ta spowodowała, że wiele osób myślało, że te lekkie i melodyjne full ony są właśnie autorstwa Total Eclipse. Muszę przyznać, że właśnie takich full on'ów jakie zagrał Oleg mi brakowało i jednocześnie jego set stał się najlepszym podczas tegorocznej Ozory. Ci którzy wytrzymali, doczekali się wreszcie Total Eclipse. Około godziny 2:00 za sterami pojawił się Stephane Holweck i rozpoczął kolejny niezapomniany show. Ci którym na festiwalach mało Goa i starego klasycznego psychedelic trance byli w raju. Stephane rozpoczął łagodnie, z nagrania na nagrania wprowadzał nas w bardziej zaczarowany świat. Ostatnie półgodziny to już była kanonada nagrań w których co chwilę kwaśne dźwięki rodem z "303" doprowadzały nas do tanecznych orgazmów - inaczej tego nazwać nie można. To było coś pięknego!

total_eclipse.jpg
Total Eclipse Live


Gdyby komuś było mało, to po Total Eclipse pojawili się Szwedzi Johan Krafft & Jonas Pettersson, czyli Logic Bomb. Duet zagrał nagrania, które znajdą się na ich nowej płycie. Początek był bardzo hipnotyczny, nagrania były o wiele ciekawsze niż te, które znalazły się na ostatnim albumie grupy "Sonic Algebra". Gdy Logic Bomb zakończył występ za konsoletą pojawił się Shane Gobi. Jako, że sety tego pana mi nie podchodzą, udałem się na krótki odpoczynek. Po dwóch godzinach ponownie byłem pod sceną, gdzie kolejna legenda serwowała dawkę pięknych dźwięków. Tą legenda była grupa Blue Planet Corporation. Początek był lekki, jednak wraz z kolejnymi nagraniami robiło się coraz bardziej melodyjnie i radośnie. Gabriel Masurel podobnie jak poprzednicy zaserwował nam dawkę solidnych dźwięków w których pojawiło się sporo starszych nagrań grupy.

bpc.jpg
Blue Planet Corporation Live


DJ Kraak to nagatywny bohater Ozory 2007, nikomu by nie przyszło na myśl by miksować full on'y z "God is God" Juno Reactor, on to zrealizował i to na tak wielkim festiwalu. Dodając do tego słabe miksowanie, a raczej jego brak, w tym roku postanowiłem podczas jego setu odpocząć i wsłuchiwać się w to co i jak gra. No i niewiele się zmieniło jeśli chodzi o technikę, dobór kawałków już o wiele lepszy. Na początku poleciał z progressive, a pod koniec gra już soczyste Goa. W jego secie usłyszeć było można m.in. kawałki "Tribal Warrior" Sonic Fusion i "Slamenco" S.U.N. Project. Niemniej dziwi mnie jednak jak na tak wielkim festiwalu tacy goście znajdują miejsce za konsoletą. Po Krakk'u zagrał Allaby. Rok temu jego występ był świetny, podobnie było także w tym roku, młody Brytyjczyk, fan Manchesteru United zawładną polanką. W rozpisce czasowej którą każdy otrzymywał na bramce w niedzielę od 12:00 do 14:00 widniała niespodzianka. No i oczywiście jak to bywa w takim przypadku każdy rozmyślał kto zagra jako niespodzianka. Padały typy: Son Kite, Ticon, ja poleciałem na maxa, bo marzył mi się S.U.N. Project - scena idealnie nadawała się na taki występ. Oczywiście jak to zazwyczaj z niespodziankami bywa, była ona o wiele mniejsza. Bowiem w tym czasie zagrała Era - węgierska DJane. Dla Węgrów była to na pewno niespodzianka, dla innych niekoniecznie. Jednak Era swój set, w którym usłyszeć można było np. nagrania grupy Shiva Chandra, urozmaicała grą na automacie/syntezatorze perkusyjnym. Dodawało to kolorytu występowi. Wszystko co dobre szybko się kończy i tak oto po godzinie 14:00 na scenie pojawił się Atmos, a to oznaczało, że przed nami ostatni występ Ozory 2008. Tomek oczywiście nie zawiódł, i podobnie jak przed rokiem rozbujał publikę swoimi łagodnymi progressami. W tym momencie chyba wszyscy którzy byli jeszcze na terenie festiwalu znajdowali się pod sceną. Atmosfera była świetna. Oczywiście nikt nie chciał, by festiwal się zakończył, co zaowocowało tym, że Atmos aż dwa razy bisował - na koniec zagrał "Drums Don't Stop", który raz jeszcze wszystkich rozbujał. I tak też zakończyła się Ozora 2008 na głównej scenie, na Chill'u zagrała jeszcze Aes Dana i oficjalna część festiwalu została zamknięta. W nocy na Chill'u odbywało się after party, które raczej powinno zwać się masakra party, bowiem z głośników wydobywały się dźwięki które zarzynały słuch. Na szczęście mnie to już nie obchodziło i wspólnie ze znajomymi urządziliśmy sobie ostatnie "ozorowe" pogawędki.

atmos.jpg
Atmos Live


Oczywiście Ozora to nie tylko muzyka, jak co roku można było skorzystać z wielu warsztatów (m.in. muzyczne, malarskie, tai chi & chi kung, joga). W nocy można było oglądać w kinie filmy poświęcone kulturze psychedelic trance, w dzień można było błądzić po labiryncie i bawić się na karuzelach. Trudno było się nudzić.

ozora_deco.jpg
Punkadelic Deco


W tym roku za dekoracje na festiwalu odpowiedzialne były kolektywy: Punkadelic, Pumpui i Trixx. Wizualizacje prezentowali VJe z Inside-Us-All i Pixel Addict. Przyznać muszę, że początkowo obrazy rozwieszone na mainie nie robiły na mnie większego wrażenia. Tzn. były bardzo ładne jednak chyba spodziewałem się czegoś innego, ale tak to chyba już jest jak się trzeci raz jedzie na ten sam festiwal. Pod koniec imprezy jednak już udekorowanie maina mi się podobało. Wizualizacje najbardziej mi się podobały podczas występu Prometheus'a i Juno Reactor.

Organizacyjnie jak co roku wszystko grało, toalety były czyszczone kilka razy dziennie, co powodowało, że o każdej porze dnia można było z nich skorzystać nie natykając się na nieprzyjemną niespodziankę. Podobnie było ze śmieciami, mieszkańcy Ozory przez cały dzień opróżniali kosze. Prysznice jak co roku były ulokowane w dwóch miejscach. Jedynie do czego można się doczepić to do tego, że po dwóch dniach w okolicach prysznicy były błotne kałuże. Organizatorzy mogli by się wreszcie postarać o porządne odpływy. Roboty przy tym nie będzie zbyt wiele, a dla ludzi na pewno będzie to udogodnienie.

ozora_kids.jpg
Dzieci Ozory


Ludzie...jak co roku zjechało ich sporo, choć wg mnie było ich troszkę mniej niż przed rokiem. Wpływ na to jednak może mieć to, że przecież w 2008 roku odbywa się także Boom Festival, a w Gracji debiutuje Aurora Festival. Tak więc jest w czym wybierać. Jednak Ci którzy pojawili się na Ozorze kolejny już raz stworzyli magiczną atmosferę. Ostatniej nocy pojawili się wprawdzie ludzie z okolicznych miejscowości to jednak mi aż tak bardzo nie przeszkadzali. W dzień już jednak ich nie było widać. Polaków podobnie jak przed rokiem było sporo.

Trzecią wizytę na Ozorze zaliczam do udanych. Nawet zmiany w time table oraz opóźnienia z rozpoczęciem pierwszych dwóch dni nie przeszkadzały mi w dobrej zabawie. Tak więc zapewne za rok ponownie pojawię się na tym węgierskim festiwalu. Tym bardziej, że w 2009 upłynie dziesięć lat od pamiętnego "Solipse 1999", kiedy to około dwadzieścia tysięcy ludzi przeżyło zaćmienie słońca. Tylko czy po tym jak już teraz zagrali Juno Reactor, Total Eclipse, Blue Planet Corporation, Pleiadnias organizatorzy będą nas w stanie muzycznie zaskoczyć? A może z okazji tej rocznicy zagrają artyści którzy wówczas zagrali? Przypomnę tylko, że w 1999 roku na Solipse zagrali m.in.: Chris Organic, Digitalis, Mark Allen, Shiva Jörg, Tristan, Tsuyoshi Suzuki, Yaniv, Kode IV, Electric Universe, Etnica, JU JU Space Jazz, Muses Rapt, Shakta, Shiva Shidapu, Sonic Fusion, Star Sounds Orchestra, S.U.N. Project, Total Eclipse, X-Dream, Zion Train, Analog Pussy, Haldolium, Hilight Tribe. Czy będzie powtórka z rozrywki? Tego dowiemy się na początku 2009 roku!

Text & Foto: Styropian