Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

07.09.2007 - journey to wonderland 2007


Kto: Quadradelic Society
Miejsce: Jezioro Dubnik, Stara Tura (Słowacja)
Data: 7-9.09.2007

Tegoroczny sezon plenerowy postanowiłem zamknąć udając się po raz czwarty w tym roku na Słowację. Nad jeziorem Dubnik w miejscowości Stara Tura zorganizowany został festiwal Journey To Wonderland. Miejscówka kusiła swym urokiem, jak również składem grających, który był inny od pozostałych tegorocznych imprez na Słowacji. W piątek rano udałem się na miejsce imprezy. Obserwując to co działo się za oknami pociągu bałem się czy impreza się odbędzie. Deszcz padał od przeszło 48 godzin i nic nie zapowiadało by miał przestać. Woda w rzekach dotykała prawie krawędzi brzegów i lada chwila mogło dojść do podtopień lub powodzi. Przez całą drogę z domu na miejsce imprezy towarzyszył mi deszcz. Z dworca w Starej Turze musiałem udać się pieszo nad jezioro. Droga bardzo łatwa, dodatkowo oznaczona była jako szlak. Gdy dotarłem na miejsce była godzina 19:00. W jednym z lokali nad jeziorem ekipa dekoracyjna kończyła swą pracę. Obawiałem się jak w takim deszczu będzie wyglądała zabawa, jednak organizatorzy załatwili bardzo fajny lokal z tarasem mającym bardzo solidny dach - deszcz nie mógł przeszkodzić w zabawie. W piątkowy wieczór na miejscu imprezy było ok. 30 osób. Wszyscy poza mną spali w domkach, które można było wynająć na terenie campingu (320 koron za dwa dni od osoby). Gdy deszcz na chwilę przestał padać szybko rozbiłem namiot i tej nocy już z niego nie wyszedłem, bardzo chciałem zobaczyć występ Malice in Wonderland jednak zmęczenie dało znać o sobie i po godzinie 1:00 zasnąłem. Z opinii, jakie udało mi się zebrać, dowiedziałem się, że tej nocy królowały mroczne klimaty.

Obudziłem się o godzinie 11:00, a raczej obudziły mnie promienie słońca! Piękny był to widok, błękitne niebo wraz z chmurami odbijało się w "lustrze" jeziora. Kolejnym zaskoczeniem było to, że tuż nieopodal mojego namiotu rozbijana była właśnie scena! W tym miejscu planowano, że ma być scena, jednak pogoda pokrzyżowała te plany i można było to zrobić dopiero dnia następnego. Dlatego jestem pełen podziwu dla organizatorów, że raz jeszcze chciało im się wszystko stawiać niemal od "zera". W dzień na terenie imprezy panowała cisza, no może poza chill out'em, który ulokowany był w jednym z domków. Było to bardzo przyjemne miejsce i często się w nim pojawiałem. Na ziemi dywany, materace i różnego rodzaju poduszki, na ścianach dekosy, w tle muzyka i wywar czaju - o który jak zwykle postarała się ekipa PsyAlaski (20 gatunków czaju) - powodowało, że czułem się w tym miejscu błogo. Bardzo fajnym miejscem była też restauracja na terenie campingu. W swym menu posiadała bardzo dużo dań i napoi - każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W sobotnie popołudnie na terenie campingu miała miejsce także ceremonia zaślubin - to taka dodatkowa informacja. Oczywiście pogoda nie mogła nas cały czas rozpieszczać i co jakiś czas ponownie deszcz dawał znać o sobie.

Sobotnio-niedzielna część imprezy rozpoczęła się po godzinie 19:00. Najpierw Psyla, a później Syrinx rozkręcili imprezę. Ten drugi zaczął bardzo ciekawie, bowiem w swym secie zaprezentował najnowsze "szlagiery" takich producentów jak np Electric Universe i Space Tribe. Wprawdzie w domu te kawałki już mi się przejadły to jednak na rozgrzanie organizmu były bardzo dobre. Końcówka jego setu to już jednak mocniejsze klimaty, które nie przypadły mi do gustu. Wszystko zmieniło się, gdy swe utwory zaprezentował W0dk4 - szybkie i powykręcane nagrania sprawiły, że takiej frekwencji na mainie podczas trwania imprezy nie miał nikt inny. W sumie na terenie imprezy było maksymalnie 100 osób. Po tym występie udałem się do namiotu na odpoczynek, ale jako że namiot stał tuż obok sceny - słyszałem wszystko dobrze i wyraźnie, i kolejni DJe jakoś nie zachwycili. Z namiotu wyszedłem o 4:30, kiedy to zagrać miał duet Dejavoo. Niestety, za "sterami" widziałem tylko jednego członka tej grupy i grać skończył po godzinie 5:30, a grać mieli do 7:30. Nie wiem także czy to był set Dj'ski, czy live set. Cokolwiek to było to kawałki jakoś mi nie podeszły. Następnie za deckami pojawiły się dwa duety DJ'ski, jeden z nich był ze Szwajcarii. Panowie grali bardzo przyjemnie jednak szału zbyt wiele nie było. Wszystko odmieniło się, po 8:00, kiedy zagrał Macedończyk DJ Ilia. W swym secie umieścił radosne Full On'y, nie przesadzał także z ich tempem- po prostu klasa sama w sobie. Na zakończenie zagrał utwór Cosmosisa, którym to Brytyjczyk kończy chyba niemal każdy swój występ "Traveller the Base" - czy jakoś tak. I tym samym mogę powiedzieć, że utwór ten zakończył moje tegoroczne wojaże po polankach. Szybko spakowałem bagaże i udałem się w drogę powrotną.

Podsumowując Journey To Wonderland zaliczam do imprez udanych, nie było może takiego szału jak na innych festiwalach w tym roku na Słowacji (Hill Top, Mystika), jednak panował na nim bardzo przyjemny klimat i kto wie, czy gdyby nie pogoda - która zapewne odstraszyła
sporo osób, to mógłby to być najlepszy fest tego lata na Słowacji.

Styropian