Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

17.03.2006 - payaschedelic tranz


Miejsce: Klub Marley, Ostrava
Data: 17.03.2006

Weekend wolny od pracy i uczelnie trzeba należycie wykorzystać i tak też stało się w ten ostatni weekend zimy 2005/06. Wspólnie z Molą, jego bratem i kumplem wybraliśmy się do Ostravy - który to już raz? Po drodze dosiadł się Marion, który jak zwykle połknął haczyk z numerem na zepsuty samochód. Droga przeleciała szybko i po 23 pojawiliśmy się w klubie Marley, który niestety nie był wypełniony zbyt licznie. Nie ma się co dziwić, bowiem i impreza była robiona na szybko. Dekoracje, muzyka, znajomi - niby wszystko było jednak brakowało tego czym zawsze klub Marley żył - klimatu. Wprawdzie pod koniec imprezy, który zresztą był najlepszym fragmentem tego wypadu do Ostravy, w klubie wytworzyła się taka atmosfera jak podczas poprzednich imprez to jednak nie mogę powiedzieć, że była to bardzo dobra impreza.

Gdy pojawiliśmy się w klubie swego seta kończył Rawe, więc trudno mi się wypowiedzieć na temat jego setu. Po Rawe zagrał Martyzan, który swój set rozpoczął jakąś czeską piosenką, a po niej wszedł kawałek drum'n'bass. Taki klimat wręcz eksperymentalny panował przez jakieś 20 minut, kiedy to Marty zaczął grać coraz to cięższe kawałki. Niestety poza kilkoma, pozostałe były słabej jakości i nie zrobiły mi tak jak trzeba. Przed 2 zagrał Decous, który na wstępie zmienił troszkę klimat na full ony, lecz po chwili poleciały ponownie mroczne i energetyczne kawałki. Przed 3 do Docousa dołączył Rawe i razem do końca imprezy zagrali back to back. Wówczas rozpoczęła się zabawa z jakich słynie Marley. Stylowo oczywiście było mrocznie, jednak te kawałki miały powera, który powodował, że był szał - jak to mawiają Jagodziani. Nasza ekipa dzielnie walczyła na parkiecie, no i debiutanci na czeskich imprezach byli bardzo zadowoleni z imprezy. Szczególnie brat Moli - Rep, mimo że ma złamane obie ręce, ostro dawał czadu w swej Psychodelicznej Hawajce. Ponownie usłyszeliśmy świetny remix kawałka The Prodigy, niestety Rawe nie chciał mi zdradzić co to za kawałek, a raczej kto go nagrał. Prędzej czy później i tak się dowiemy. Gdy z głośników wydobywały się gitary, niewielka ilość ludzi w klubie ostro szalała, a jedna z dziewczyn urządziła nam fluoro-żonglerkę. Od razu przybywało więcej siły. Noc szybko zleciała i około godziny 5 impreza dobiegała ku końcowi, a my udaliśmy się w drogę powrotną. To że impreza dotrwała do 5 to i tak sukces, bowiem barman kilka razy zgłaszał, że pora kończyć. Jednak DJ'e nic sobie z tego nie robili, tylko grali kolejne utwory.

W drodze powrotnej połowa ekipy zaległa i tylko ja z Molą walczyliśmy z Morfeuszem. W domu pojawiłem się o 8. Szybko do łóżka, by nazbierać siły na wieczór kiedy to wyruszamy w kolejną trasę, ale o tej wyprawie napiszę w innej relacji. Impreza ta miała być tylko rozgrzewką przed wyprawą na Słowację i taką też była, nie oczekiwałem po niej cudów i też ich nie otrzymałem. Dwie godziny świetnej zabawy na pewno zapiszą się dobrze w mej pamięci. A że do Ostravy mamy blisko, to zawsze można odwiedzić czeskich przyjaciół, a przy okazji dobrze się zabawić.

Styropian