Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

21.12.2001 - hallabanaha - gwiazdka zjadaczy gwiazd


Kto: Hallabanaha
Miejsce: klub Spin, Warszawa
Data: 21.12.2001

W gronie Zapiekana, Gagarin & Butosh wyruszyliśmy do stolicy pełni optymizmu i pozytywnych wibracji. PKP nas trochę zaskoczyło dość wygórowanymi cenami za bilety, no ale cóż zrobić - Trans przed nami. :-) Warszawski klub Spin okazał się być całkiem sporym obiektem. Po drobnych upierdliwościach ze strony bramkarzy znaleźliśmy się u celu. Niestety, a nawet na szczęście "Gwiazdka Zjadaczy Gwiazd" przyciągnęła za sobą tłumy ludzi... Pierwsze wrażenia były dość obiecujące - duży parkiet wspaniałe fluoroscencyjne dekoracje, magiczne bekdropy (Toga Dansverg), chaishop... Spore wrażenie zrobiły na mnie dekoracje, niestety nie mogłem nimi nacieszyć swoich oczu, a to za sprawą mnóstwa "dyskotekowych" i "kiczowatych" światełek, które systematycznie wyciągały mnie z klimatów shamanicznego transu. Najbardziej niszczył atmosferę regularnie ulatniający się wszechobecny dym - ograniczający naturalne postrzeganie i powodujący jedynie odruchy wymiotne. O takie wyposażenie zabiegałaby każda szanująca się Dyskoteka!, a nie klub organizujący imprezy w tak nietypowym (jeszcze) klimacie. Po dość długiej podróży chcieliśmy sobie odpocząć, i tu niespodziewanie zaskoczył nas brak chilloutu! oraz dość niewielka ilość miejsc siedzących na nielicznych kanapach. :( Bardzo nieprzyjemnie wydawały się przechadzki bramkarzy tropiących imprezowiczów palących blunty i inne wynalazki. Ofiary ich były skrupulatnie usuwane z klubu (o czym się mógł przekonać nasz znajomy :( ). Muzyka była całkiem przyzwoita, jednak trochę bez wyrazu, mało psychedeliczna, a za bardzo minimalna, czasami nużąca. :( I stał się moment na który wyczekiwaliśmy - Atan (Toga Dansverg) zasiadł za sterami.

Zgasły wszystkie śmieszne światełka, maszynka do dymu wydała swój ostatni "buch" i się zaczęło! Już pierwszym utworem wprowadził nas ten psychedeliczny stan. Z sufitu posypał się papierkowy śnieg a w ludzi wstąpił dziki szał... Jego set wydawał się być całkowicie przemyślany. To było zupełne przeciwieństwo do setów Hallabanahy - bardzo kolorowe, bajeczne, magiczne. Ten szał niestety nie trwał długo - po godzinie znowu zabłysły "kaponierowe" reflektorki. :( Poczuliśmy gigantyczne zmęczenie. Udaliśmy się na chillout, którego oczywiście nie było i zalegliśmy na schodach. Z letargu przebudził nas bramkarz, który w swoim malutkim móżdżku spłodził tekst: "Panowie, tu się nie siedzi - tu są schody!". Facet przełamał naszą barierę odporności na kicz, tak więc ok. 3 zwinęliśmy się na Dworzec Centralny (do tej pory nie wiem czy gorsze było siedzenie przez 3 h na dworcu w temp. sporo na minusie, czy też słuchanie mało ambitnej muzyki przy wstawkach lirycznych przykoksowanych bramkarzy...). Podsumowując - Ludzie! Nigdy nie zachodźcie do klubu Spin, chyba, że na dyskotekę. :) Teraz centrum transowych imprez jest Pomarańczarnia (by Toga Dansverg & S.C.C).

Z jagodzianym pozdrowieniem Zapiekana & Gagarin.

Gagarin