Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

27.07.2003 - jagodziani - nimoto


Kto: Jagodziani
Miejsce: Otomin koło Gdańska
Data: 27.07.2003

"Otomin - napiętnowana pozytywną energią "wioska" oddalona o 5km od Gdańska." W tak pięknych okolicznościach przyrody...

"Jedziemy? - Jedziemy." Skład: Guli, Ower no i ja plus siatka z niezbędnymi rekwizytami. Podróż autobusem nr 174 z dworca gł. i jesteśmy w Otominie. Dotarcie na miejsce imprezy zajęło nam kilka minut. Sama miejscówka zaprezentowała się bardzo przyzwoicie. Dokoła las, w samym środku polana, nieopodal działki. Spokój i cisza. Kilka minut od miejsca imprezy znajdowało się też małe jeziorko, co w wyjątkowo upalnym sezonie letnim było dla niektórych dobrą opcją. Z lasu wyrastała drewniana scena, przypominająca nieco tą, którą widzieliśmy na Moondalli 1. Dekoracje na imprezę zapewnił team Jagodzianych w osobach: Gagarin, Gosia oraz Butosh. Na mainfloorze zerkały na nas mieniące się UV-farbami backdropy, a nad wszystkim górowała dekoracja, będąca jednym z najciekawszych patentów "trans-kultury", czyli przestrzenna bryła geometryczna na bazie świecących sznurków. Nagłośnieniem zajęli się panowie z Plastic Dream, a muzyka to oczywiście działka Ich Troje. :> Nieco dalej na pagórku znajdował się chillout. Mały namiot, dwa głośniki, kilka backdropów, parę koców do zalegania i makat typu batikowe koszule, a ile przyjemności. Od momentu przybycia na imprezę upodobaliśmy sobie chillout. Nie jestem w stanie napisać zbyt wiele o tym, co działo się w tym samym czasie na głównej scenie z tego względu, że większą część tej imprezy spędziłem na chilloucie. A wszystko przez moją doborową sprawdzoną ekipę plus miejsce do leżenia / siedzenia i magiczne płyny... Mimo panującego lat noc była dość chłodna, więc trzeba było się ruszać. Przy takiej muzyce, jaką jest trans nie było oczywiście z tym żadnych problemów. Na dancefloor uderzyłem grubo po godzinie 2 w nocy. Potraktowany wcześniej na chilloucie przez pana ProjektaZiemię numerami GMS, Shpongle (oczywiście ten wymiatacz z pierwszej kompilacji Kryształowych Czaszek), starym Astralem i Doofem bawiłem się doskonale przy mainfloorowych dźwiękach. Jak dla mnie spory plus tej imprezy to przeżycia podczas numeru "Hallucinogen - Horrogram". Rano zmęczony, już jako obserwator, przysłuchiwałem się grze Owera. Ower wprowadzał swoje ulubione numery z konsekwentnością równą tej Jana Maria Rokity w komisji śledczej. Trochę tego, trochę tamtego...

"Nie wierzę w Boga, ale kiedy widzę Laetitię (Laetitia Casta, fr. top-modelka - przyp. Templar), jestem skłonna zmienić poglądy" - mówi znana projektantka mody Vivienne Westwood. Owa projektantka widać nie zaznała jeszcze uroków tańca przy wschodzie słońca. Tu parę słów do ekipy, z którą przybyłem: Wstyd i hańba, że się zmyliście wcześniej. Na szczęście reszta znajomych nie wymiękała. Za DJ-ką szalał Butosh (który później zmienił się z Gagarinem). I choć technicznie radził sobie nie gorzej niż mój Winamp to takich kawałków, jakie on puszczał nie usłyszycie chyba nigdzie. Tańcząca Galaktyka, Ludzie Mogą Latać, Infekty, 380 Voltów, Dar Bogów... aż za serce chwyta. Satysfakcja gwarantowana. Wyśmienite numery i przepiękne leśne otoczenie potęgowane naturalnymi właściwościami słońca muskały moje zmysły niczym kobieta prowokująca mężczyznę swoimi kuszącymi wdziękami. Wszystko to złożyło się na jeden z najlepszych poranków, jakie przeżyłem na open-airowej imprezie. Mi osobiście z tą imprezą będzie kojarzył się utwór "Soluna - Dancing Spirit". Kto jeszcze nie słyszał tej oldschoolowej pozycji powinien się z nią jak najszybciej zapoznać i spróbować sobie wyobrazić czemu przez cały poranek na naszych twarzach gościli pan Szeroki Uśmiech i pani Błogie Zadowolenie. Rankiem ożyły moje wspomnienia z pierwszej Groty nietoperzy, gdzie na imprezę wjechała policja. Na szczęście tym razem obeszło się bez nalotu panów w kolorze blue, za to zostaliśmy skonfrontowani z niezbyt zadowolonymi miejscowymi (starsza pani i jej mąż a'la sołtys), którzy wyrazili swoją dezaprobatę co do "całonocnego łupania". Trochę "Za moich czasów...", po czym ściszono nieco muzykę i zabawa trwała dalej. Ja jednak udałem się już w drogę powrotną do domu cyber-dyliżansem prowadzonym przez Kefira. Tak, tak. Szerokie spektrum zaprezentowanej muzyki w połączeniu z ciekawą miejscówką i świetnymi znajomymi dało pozytywny wynik. "Coś z niczego", trochę wysiłku, trochę kreatywności... jestem pod wrażeniem. Impreza o kryptonimie Nimoto okazała się być bardzo dobrą rozgrzewką przed Moondalla 2... choć mogłoby być trochę cieplej w nocy...

Templar