Bardzo fajnie że temat został odkurzony, bo swego czasu przekopałam ten i jemu podobne w całości i naprawdę wiele ciekawych informacji sobie przyswoiłam. Poniekąd też dzięki tematom o psychodelikach na p.pl poznałam jedną z najwspanialszych osób, jakie kiedykolwiek dane mi było spotkać w życiu.
Alkohol + psytrance = dla mnie całkiem bezsensowne połączenie, nie mające racji bytu. Kiedyś po paru piwach spróbowałam posłuchać transów w domu, to kompletnie mi nie wchodziły, byłam w stanie słuchać jedynie tępych i prostych psyprogów w stylu Spin Twist/Blue Tunes. Po prostu stan upojenia alkoholowego, który to ogranicza świadomość, zupełnie nie komponuje się z muzyką psychodeliczną, która ma na celu ją poszerzać. Na festiwalach jedyne co wypiję to jednego Reddsa w dzień, gdyż ogólnie jestem wielką fanką Reddsów i bynajmniej nie ze względu na zawartość %, których tam praktycznie nie ma.
"Tak jakby nic innego poza dobrą pizdą nie liczyło, ciągle tylko gadka o tym, że ktoś zjadł tyle i tyle, zmiksował to z tym itp."
Tu się z tym zgodzę, jak już gadać o dragach to raczej o przeżyciach pod ich wpływem, a nie chwalić się wszem i wobec co to się nie zjadło. Z tym że o głębszych przeżyciach można rozmawiać jedynie z nielicznymi, zaufanymi osobami... Nie liczy się sam fakt zjedzenia, tylko to, co się potem dzieje. I bynajmniej nie chodzi tu o 'rycie bani'.
Każdy psytransowy festiwal dla mnie jest po prostu monstrualnym przeżyciem, w ogóle nie traktuję tego jako imprezę. Dzięki psychodelikom dzieje się wtedy coś, co wpływa również na moje życie codzienne - oczywiście mega dobrze i pozytywnie. Nie jest to tylko takie ot fajne tańczenie do fajnej muzyki - podczas owego spiritual dance na mainie zawsze znajduję czas i miejsce na przemyślenie sobie wielu spraw. Nigdy nie byłam 'najebkowiczką' ani 'imprezowiczką', nie lubię się 'po prostu bawić', nigdy nie określiłabym żadnej imprezy psytrance słowami 'dobrze się bawiłam'. Całe życie szukałam czegoś głębszego, co komponowałoby się z moim charakterem i właśnie w tej kulturze to odnalazłam, a dzięki psychodelikom wiem jak to dalej ukierunkować.
Jeszcze jedna rzecz: psychodeliki cudownie podbijają wenę.
Pod wpływem wizji LSD zaczęłam rysować i po raz pierwszy w życiu całkiem mi to wychodzi. Nie mówiąc już o pisaniu które jest ze mną od najmłodszych lat, ostatnimi czasy było kiepsko z weną, a odkąd siedzę w transach, idzie stronica za stronicą. Doświadczenia psychodeliczne pozwoliły mi ukierunkować twórczość na rozmaite tory.
To, co inni ludzie robią... czy chleją do nieprzytomności, ładują co popadnie. Na początku strasznie mnie to wkur... rzało i tępiłam takie osobistości, teraz nauczyłam się jednego - to jest indywidualny wybór każdego. Jeśli ktoś decyduje się tak spędzać życie, nie mam prawa się w to wpieprzać. Od tego, że zjem kwasa na psajtransach, świat i ludzie nagle nie staną się dobrzy. To ja mogę podążać w jakims kierunku, coś w sobie zmieniać, przeżywać to tak a nie inaczej i próbować stawać się lepszym człowiekiem. 'Najebkowicze' niech sobie istnieją w swoim światku, wiadomo że nie wiem jakiej relacji z nimi nie nawiąże, nie staniemy się przyjaciółmi, nie bedziemy nadawać na tych samych falach. Jako osoba idaca w stronę głębi i mistycyzmu wyszukuję osoby podobne sobie, których w naszej kulturze nie brakuje, trzeba tylko dobrze szukać.
"co z imprezami typu Gaja,Yaga etc?" - akurat byłam w tym roku na Gai i w sobotę całym polskim obozowiskiem porobiliśmy się liquidami, także...
Natomiast rzeczywiście był duży problem ze zdobyciem czegokolwiek i stwierdziłam, że tego typu festiwale na tym etapie mojego zycia to jednak nie dla mnie, bo jednak na tą chwilę psytransy u mnie nierozerwalnie łączą się z doświadczeniami psychodelicznymi.