Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

e-Mantra - nemesis


e-Mantra_-_nemesis
Suntrip Records, 2014


1. The Entity
2. Wrath Of The Nomads
3. Fall Of Icarus
4. Gebeleizis
5. Xibalba
6. Ayahuasca
7. Mission Aborded
8. Orphic Hymn
9. Shae Nab (vs. Suufi Astrolab)

Na najnowsze wydawnictwo Emmanuela Carpusa czekałam z niecierpliwością od usłyszenia pierwszych sampli. Przyznam szczerze, mam do jego wydawnictw sentyment i uważam, że jest to jeden z najlepszych producentów newschool goa trance. Ostatni album uptempo ("Pathfinder") wydał w 2011 roku i od tej pory zajmował się wyłącznie produkcjami w stylu ambient/chillout/downtempo. Na początku 2014 roku powraca z nowym, szybkim albumem w dawnych klimatach mocnego, głębokiego, melodyjnego goa. Miłośnicy klasycznego już krążka "Arcana" na pewno znajdą tu coś dla siebie.

Wstęp, tajemniczy głos w tle i parę sekund później już w pierwszym utworze słychać zapowiedź porządnego, chwilami nieco mrocznego, goaśnego grania. "The Entity" rozkręca się powoli, z idealnym wyważeniem, nie za szybko, ale też nie zbyt wolno. Nie ma tu miejsca na zanudzenie słuchacza, kawałek odpowiada za wprowadzenie odbiorcy w magiczny, tajemniczy świat albumu "Nemesis". Stopniowo przybywa melodii nakładających się na siebie i przechodzących płynnie jedna w drugą. Drugi utwór, "Wrath Of The Nomads", już w początkowej części bez owijania w bawełnę uderza acidowymi dźwiękami. Właściwie ciężko jest opisywać po kolei każdy z kawałków, wdając się w szczegóły. Większe znaczenie ma ogół albumu, każda z jego pozycji słuchana pojedynczo wydaje się trochę wyrwana z kontekstu. Dopiero wszystkie 9 odtworzone po kolei dają poczucie muzycznego sensu, spójności, całości, w której każdy element jest do siebie idealnie dopasowany. Jest to jedna z charakterystycznych cech muzyki E-Mantry, to uczucie pojawia się również podczas odsłuchu wcześniejszych krążków. Słychać, że nastawia się on na odbiór całości, wychwytywanie płynności i zmienności zazębiających się melodii. "Nemesis" najlepiej rozpatrywać od dwóch stron: całości i pojedynczych dźwięków składających się na nią. Mniej ważne jest, gdzie kończy się jeden utwór, a zaczyna następny. Następna pozycja w trackliście, "Fall Of Icarus", przypomina niektóre fragmenty albumu "Pathfinder" i bardzo przypadła mi do gustu. Bas jest nieco lżejszy, dźwięki narastają, tworząc aurę tajemniczości, pojawia się wiele charakterystycznych, "e-mantrowatych" sampli. W "Gelebeizis" moją uwagę zwrócił fragment od 4.17; w utworze "Xibalba" znajdziemy kolejną porcję acidowych wkrętek. "Ayahuasca" to magiczny numer przywodzący na myśl wizje po tytułowym szamańskim napoju. Co na minus w tych utworach, to stylizowany na full on bas, ostatnio tak modny w produkcjach goa. E-Mantrze dotąd udawało się go uniknąć, w tym albumie jednakże wplótł go w parę produkcji. Z drugiej strony ten zabieg urozmaica płytę, zapobiega uczuciu monotonii. Następnie pora na, moim zdaniem, zdecydowanie najlepszą część materiału, ostatnie 3 utwory. Mocne, konkretne uderzenie, bez owijania w bawełnę. Czuć tu ducha starych produkcji Emmanuela. Uwieńczenie albumu stanowi apogeum kosmicznej podróży, w którą wprowadza nas całość. Najpierw "Mission Aborted", przy którym nogi i dusza same rwą się do mistycznego, transowego tańca. W następnej kolejności "Orphic Hymn", chyba najlepsza nuta z albumu, przyrównywana przez niektórych do "Dansul Ielelor". Szybkie tempo i klimat - "Orphic Hymn" sprawdzi się i na parkiecie, i w domu. Na samym końcu, na swoją kolej po odsłuchaniu reszty, czeka downtempowa perełka. Gdy pierwszy raz usłyszałam "Shae Nab", niezbyt przypadło mi do gustu, jednak z kolejnymi odsłuchami produkcja przekonywała mnie do siebie i fascynowała coraz bardziej. Pulsujący rytm i delikatny, acz wkręcający się w mózg acid przewijający się przez cały czas trwania utworu. Wprowadza w hipnotyczny trans od pierwszych do ostatnich dźwięków, chociaż trwa trochę ponad 10 minut. E-Mantra i Suufi Astrolab z tej kolaboracji wyciągnęli wszystko, co najlepsze.

Podsumowując, zdecydowanie uważam "Nemesis" za czołówkę tego roku. Mimo, że mamy dopiero luty, wątpię, aby w zakresie goa trance znalazło się wiele wydawnictw równających się z tym, a co dopiero je przebijających. Jedynym minusem, jaki mogę wskazać, jest lekka stylizacja pod full on niektórych kawałków. Poza tym nawet najbardziej wymagający krytyk nie bardzo ma się do czego przyczepić - chyba, że ktoś po prostu nie lubi stylu E-Mantry. Całość, jak na goa przystało, sprawia wrażenie muzyki pochodzącej z międzygalaktycznych przestrzeni i alternatywnych światów.

Najlepsze utwory: Orphic Hymn, Shae Nab (vs. Suufi Astrolab), Mission Aborted.
Najsłabsze utwory: w mojej opinii żaden
Ocena: 9/10

Halluciluna