Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

multi evil - the multiplication of evil


multi_evil_-_the_multiplication_of_evil
No Comment Records, 2010


1. The Bridge
2. Komix Fm
3. Molecule Accelerator
4. Goa Power (with Ator Project)
5. Opposite Directions
6. Psy Cut Fingers - Bombay Fx (Multi Evil Remix)
7. Time Screaper
8. Radical Structures
9. Transport Blazing System
10. Colors

Kwiecień 2010 roku przyniósł nam kolejne polskie wydawnictwo w postaci debiutanckiego albumu Kuby "Rotora" Kamińskiego a.k.a. Multi Evil. Ta płyta to z pewnością jedno z bardziej pozytywnych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Album zatytułowany "The Multiplication Of Evil" to bulgoczący kocioł darkowych i full-powerowych kąsków z cybernetycznym zacięciem. Wśród utworów pojawiają się również kooperacje z kolegami z Ator Project i Psy Cut Fingers. Jeśli dorzucić do tego fakt, że za mastering odpowiada sam spijający krew hipisów mroczny mistrz Xenomorph, to mamy niebagatelną pozycję.

Z otwartymi ramionami przywitałem pierwszy z utworów, który rozpieszcza odpowiednim intro, po którym "The Bridge" wita znajomymi z innych produkcji Multi Evila zeschizowanymi mokradłami. Po pewnym czasie na scenę wchodzą typowe dla Kuby skorodowane kwasy i jesteśmy w domu. Utwór zdał egzamin jako odpowiednie wprowadzenie do reszty, więc można spokojnie (sic) eksplorować te niespokojne terytoria dalej. W "Komix Fm" spisano jakiekolwiek intro na straty, przez co utwór zasadza mocnego kopa prosto między uszy już w pierwszych sekundach jego trwania. Monsieur Kamiński bardzo zręcznie obraca się w świecie przeróżnych efektów specjalnych, w rezultacie czego utwór, podobnie jak i pozostałe, przyozdobiony jest obficie różnymi dodatkami. Skąpany w cybernetycznych ozdobnikach "Molecule Accelerator" szarżuje do przodu, dając po drodze popis umiejętności autora jeśli chodzi o lekką manipulację detalami. Rzecz jasna krążek ten nie zawiera tylko i wyłącznie solowych produkcji Multi Evila - nie zabrakło tu też kooperacji z kolegami po fachu. Na pierwszy ogień idą panowie z Ator Project, z którymi Rotor zmontował "Goa Power". Jest to jeden z lepszych utworów na tej płycie, co słychać już od samego początku, gdzie słuchacza witają dźwięki, które spokojnie mógłby stanowić soundtrack do wykręconej, alternatywnej wersji Matplanety, gdzie wnętrza skafandrów Pi i Sigmy zostały skropione podejrzaną substancją psychoaktywną. Szczególnie ciekawa jest druga połowa utworu, którą wyposażono w gamma-goblinową melodyjkę. Ta z pewnością zakorzeni się na dłużej w głowie odbiorcy jeszcze po zakończeniu utworu. "Opposite Directions" nie powala już tak jak poprzednik, ale jest przyzwoicie. Jest nieco przewidywalne i owszem, ale zarazem jakże fajne, szczególnie gdy utwór wkracza na mnie rutynowe tereny koło piątej minuty, zmieniając tempo i dorzucając mocno halucynogenną korozję, jak i coś na kształt pordzewiałych riffów gitarowych. Na horyzoncie kolejna koprodukcja z innymi artystami, jednak tym razem innego kalibru, bowiem pod numerem 6 zastajemy remix produkcji Psy Cut Fingers. Rozpieszczony wcześniejszymi produkcjami długa Psy Cut Fingers ("Putra Bong (Rmx)", "Psy Cut Finger" i "X-Ray Cat") tym chętniej powitałem ich obecność na tej płycie. Utwór "Bombay Fx" został potraktowany warsztatem Multi Evila. Mariaż ich talentów zaowocował bodaj najciekawszym kawałkiem na tym krążku. Jest tu wszystko czego trzeba tego typu produkcjom, dla bardziej wybrednych znajdzie się nawet odpowiednio potraktowany efektami kobiecy głos czy wielowątkowa struktura utworu. W ostatecznym rozrachunku wypada to naprawdę fajnie, ale niczego innego nie spodziewałem się po tych darkowo-full-powerowych bohaterach polskiej sceny psytrance. Dalsze dwa numery, czyli "Time Screaper" i "Radical Structures" to kąsające wymiatacze w typowym dla Multi Evila stylu, które skutecznie zorają każdy mainfloor. Wśród było nie było galopujących jak dzikie numerów znajdzie się również czas na podziwianie przywiązania artysty do drobnych detali, które wzbogacają dźwiękową treść tych tłuściochów. "Transport Blazing System" to najszybszy z utworów na płycie (156 BPM). Pędząca na przełaj przed siebie dynamiczna oś utworu została obleczona w chłodne, chirurgiczne wkręty, które dodają utworowi żyletowatego powabu. Przy ostatnim, dziesiątym utworze nie myślcie sobie, że Kuba dał się ponieść panującej modzie na wolniejsze, czy też chilloutowe utwory na zakończenie płyty. Co to to nie. "Colors" grasuje w polu rażenia naszych głośników z prędkością 150 BPM. Co ciekawe, ten bardzo ciekawy utwór mimo swojego licznika zdaje się być spokojny, ale wydaje się to być zasługą stonowanego bitu i delirycznego tła, szczególnie na początku jego trwania. Również wszelkie ozdobniki są wprowadzane znacznie oszczędniej niż zwykle. Końcówka utworu została konsekwentnie złamana brakiem bitu i migocącymi w tle dźwiękowymi majakami aż do zapadnięcia ciszy, która nie pozostawia wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z dobrze doprawionym daniem. Pycha.

Jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z twórczością Multi Evila, powinien jak najszybciej zapoznać się z tą płytą. Mocno obawiałem się, że płyta będzie cierpiała na syndrom kserokopiarki, który objawia się tym, że wszystkie numery na danym krążku brzmią niemal identycznie, zmieniają się w zasadzie głównie ich tytuły. Obawy okazały się na szczęście bezpodstawne, bo choć zamieszczone tu utwory łączy wiele wspólnego, tak nie ma tu wtórności. Album ma w sobie pewien oldschoolowy urok Hux Flux, choć to dość luźna refleksja. W trakcie płyty nie raz i nie dwa zaatakują nas produkcje osadzone na mocnym, zdecydowanym trzonie, jak i cała masa mniej lub bardziej zidentyfikowanych sonicznych ozdób, a wśród nich przeróżne chlupoty, bulgoty, pierdnięcia, szmery, pomruki itd. Wszelkie efekty specjalne zostały bardzo starannie potraktowane, przez co ani razu nie można odnieść wrażenia, że cokolwiek zostało wrzucone ot tak sobie. Całość nadaje albumowi cybernetyczno-organiczny wydźwięk, co przywodzi na myśl twórczość artysty imieniem Hansa Rudolfa Gigera, którego fanom serii filmowej "Alien" przedstawiać raczej nie trzeba. Podobnie jak w dziełach Niemca, tak i tu napotkamy zręczną i równie niepokojącą kombinację cybernetyki i organiki. Obyło się bez kuriozalnych przekrętów zdolnych przyprawić słuchacza o ból głowy, o uszach nie wspominając. Płyta nie schodzi poniżej 150 BPM, ale jednocześnie nie zapuszcza się w zbędne jak dla mnie terytoria zbyt szybkiej muzyki, która wraz z większą ilością uderzeń na minutę ma moim zdaniem niewiele wspólnego z psytransem. Są też pewne drobne minusy, jak przykładowo pojawiający się z czasem przesyt, ale w żadnym wypadku nie zmniejszają one przyjemności ze słuchania płyty. Rok 2010 zaczął się dla Kuby i jego miłośników dobrze. Oby tak dalej.

Templar