Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

son kite - minilogue


son_kite_-_minilogue
Nova Tekk, 1999


1. Deuce
2. Imprint
3. Back Beyond Rotation
4. Levitate
5. Fungi Funk
6. Openfaced
7. Phony Phonic


Kiedy w 1999 r. światło dzienne ujrzał pierwszy album szwedzkiego duo Son Kite - "Minilogue" - nikt nie mógł wiedzieć, że właśnie to słowo będzie firmowało flagowy projekt Szwedów w przyszłości. Son Kite cieszyli się, z wiadomych względów, znakomitą opinią głównie wśród transiarzy, płyta "Minilogue" ukazała jednak z biegiem czasu istotną kwestię: Marcus Henriksson i Sebastian Mullaert to twórcy niezwykle elastyczni, których inspiracje stanowią wypadkową na bieżąco mieszanego koktajlu z gatunków house, techno i trance, i w pewnym momencie projekt Son Kite okazał się dla nich zbyt ciasny, nie przeszkodziło to jednak w wydaniu trzech bardzo dobrych i bardzo różnych płyt pod jego szyldem.

Pierwsza z nich to właśnie "Minilogue". Oprawa graficzna dobrze przedstawia jej zawartość, o czym możemy przekonać się już na starcie. Obojętnie czy mamy do czynienia z technicznym "Deuce", czy transowymi "Imprint" i "Back Beyond Rotation", obcujemy z psychodelicznym, surowym monolitem upstrzonym kreującymi klimat produkcji psycho-dźwiękami, opartym na mocnej basowo-rytmicznej podstawie. Formuła muzyczna i graficzna świetnie ze sobą korespondują - surowe barwy, techniczny styl, minimalizm i pazur w postaci odjechanych psychodelicznych ozdobników, orientalnej perkusji i smoka na okładce. Jeśli taka konwencja nam odpowiada, wejście w stan transu przy tej płycie będzie dla słuchacza tak naturalne jak poobiedni sen dla niemowlaka w kołysce. Podobnie jak Double Dragon czy X-Dream spod znaku zebry, panowie z Son Kite zdecydowali się urozmaicić całość poprzez umieszczenie utworu chilloutowego w środku płyty - "Levitate" to kolejny mocny punkt, brzmiący niczym Monolake na grzybach halucynogennych. Niestety w tym miejscu dochodzimy do momentu, który kładzie się cieniem na całej produkcji - kolejne utwory to jednak już nie to samo. Nie są może gorsze od poprzednich, ale mamy tu do czynienie z wysyceniem przyjętej koncepcji i brakuje powiewu świeżości. Odmiana niby jest - "Fungi Funk" mocno rozluźnia klimat, niezbyt fascynujący początek nie nastraja jednak pozytywnie - na szczęście później numer ten rozkręca się. To zresztą kwestia gustu, bo taka zmiana może akurat się podobać. Powrót do właściwej uczty to "Openfaced", świetny, hipnotczny trance ze znakomitym drivem o monumentalnej, przytłaczającej wręcz ścieżce basu. Idealne podsumowanie płyty stanowi "Phony Phonic", dynamiczny techno-krążownik. Czegoś jednak brakuje... Nie da się jednak ukryć, że płycie brakuje przysłowiowej "kropki nad i".

Podsumowując, "Minilogue" to bardzo ciekawy, warty uwagi album. Jest to materiał w pewnym sensie surowy, który nie osiągnął jeszcze pełnego kształtu późniejszych dokonań Son Kite. Pod tym względem przypomina mi trochę pierwsze dzieło Koxbox, "Forever After", do którego osobiście bardzo chętnie wracam. To nie jest jeszcze pełny potencjał szwedzkiego duetu, znajdzie się wiele osób, które będą tu kręcić nosem, że to jeszcze nie to, czegoś brakuje - i w pewnym sensie będą miały rację, zwłaszcza w obliczu mniej spektakularnej końcówki płyty i braku wyraźniej zarysowanego punktu kulminacyjnego. Ale taki właśnie urok tego albumu. Czysta forma - świeżość i trans bez zbędnych kolorów - które paradoksalnie stały się motywem przewodnim i tytułem trzeciego, bardziej znanego albumu w obrębie tego projektu. Obie te płyty ("Minilogue" i "Colours") są zupełnie różne, łączy je jednak to, że są konsekwentne, od początku do końca stworzone według jasno sprecyzowanej, konkretnej koncepcji.

"Minilogue" to nie jest płyta dla mas, fani melodii i bogatych harmonicznie struktur nie mają tu czego szukać, natomiast amatorzy głębokiego, szybkiego, tech-psychodelicznego progress trance jak najbardziej. Wyciągnięcie tego albumu z odmętów przeszłości tudzież jego odświeżenie może być bardzo ciekawym doświadczeniem, muzycznym powrotem do korzeni - wyrwaniem się z kleszczy plastikowej nowoczesności i ucieczką na łono natury. Warto więc wcisnąć play, zamknąć oczy i w rytm narkotycznego bębnienia przenieść się tam, gdzie najbardziej pragniemy.

kapplakk (kapplakk sounds)