Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

alien vs the cat - space jam


alien_vs_the_cat_-_space_jam
TIP World, 2004


1. Space
2. Om Nama Shiva
3. A.C. Lator
4. Metalizer (Remix)
5. Aztechno Dream (Remix)
6. Good Vibes
7. 007
8. Trancemega

Avi Algranati znany jest od lat w światku psychedelii bliżej jako Space Cat. Ma na swoim koncie już 4 zasłużone albumy. Wystarczy wspomnieć legendarny krążek "Beam Me Up", po którym przez niektórych został okrzyknięty drugim Simonem Posfordem. Czasy się jednak zmieniają, muzyka się zmienia i... Space Cat też się zmienił (co płytkę jego potencjał jako artysty spadał...). Patrząc wstecz, słuchając jego kolejnych albumów, można zauważyć u Aviego nieodparty pociąg do full-onu. Oczywiście nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że z czasem jego produkcje zalatywały w mniejszym bądź większym stopniu kiczem. Trochę obawiałem jego kolabsu z Arim Linkerem (odpowiedzialnym za niezbyt chwalony projekt Alien Project - stąd ich wspólna nazwa Alien vs The Cat ) i chyba moje obawy były słuszne...

"Space Jam" emanuje ze wszystkich stron tandetą. Cały album jest słodki jak tanie lizaki sprzedawane na odpuście. Niektóre kawałki to typowo hiciarsko-dyskotekowe produkcje, które polubi fan euro-transu ("007" - esencje taniego full-onu by Space Cat). Avi używa od lat tych samych "smaczków". Zgodnie starym porzekadłem "co za dużo to niezdrowo" jego obecne wszędzie kolorowe, krótkie, zapętlone dźwięki i urzekająco proste melodie mogą powodować odruch wymiotny. Co z tego, że jest wesoło, skoro to uczucie nie jest powiązane z radością, tylko z drwiącym śmiechem, jaki może wywołać słuchanie tej płyty. "A.C. Lator" mnie przeraża - pomieszanie z poplątaniem. Z jednej strony jest niby kwaśnie, pseudo-psychedelicznie, a z drugiej tak słodko, że aż mdli. Koszmarny "Metalizer" i równie słaby "Aztechno Dream" sprawiają, że człowiek chce wyłączyć odtwarzacz. Nie powiem - jakość produkcji jest wzorowa. Widać, że przez tyle lat panowie nauczyli się perfekcyjnego masteringu na pamięć, ale co z tego, gdy każdy kawałek jest, potocznie mówiąc, "wiksiarski"? Płyta może i posiada też przysłowiowego "kopa", jednak jak dla mnie jest on zbyt tani, zbyt komercyjny. Pewnie tak się teraz gra na imprezach w Izraelu. Może tamtejsza młodzież to lubi. Osobiście nie chciałbym usłyszeć żadnej produkcji z tej płyty na imprezie, gdyż zapewne wybiłoby mnie to z transu, jakiego oczekuje i chce osiągnąć od muzyki serwowanej na psychedelicznych imprezach.

Na koniec krótkie słowo "na niedzielę" dla obu panów odpowiedzialnych za tą "perełkę": następnym razem wydając taką szmirę udostępnijcie swój materiał w Internecie, bądź dołączajcie sobie te wasze płytki do gazet. Za darmo. Ja jestem na nie

Bubblebum