Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

blue vortex - mirage


blue_vortex_-_mirage
Y.S.E. Recordings, 2004


1. Mirage
2. Arda
3. Twister
4. Sismic Amplifier
5. Primal Objective
6. Frozen Waters
7. Trancelucid Horizon
8. Nimlies Snowparty
9. Tree of Life

Kolejna niespodzianka - jeszcze jedna goa-pozycja, tym razem spod dłuta panów Philipa Guillaumea i Andreasa Maerki. To Szwajcarzy. Niespodzianka? Kto by pomyślał, że melodyjność zawita i w tamte rejony. :) Tytułowy "Miraż" prosto z Yellow Sunshine Recordings to ich pierwsza płyta, wcześniej (od 1996 roku) działali na scenie transowej pod pseudonimami Gigi i Lundi i prezentowali się jako DJ'e.

Drugi kawałek prezentuje obiecujący bas i pady, główny motyw też niezły. Efekt psuje tylko nieco "Yahelowy" feeling, ale z czasem robi się cieplej, poważniej i bardziej goastycznie w dobrym tego słowa znaczeniu. "Sismic Amplifier" posiada świetną melodię w intro, późniejszy upliftingowy klimacik również mi się spodobał. Linia basu nie wysuwa się na pierwszy plan, chociaż de facto cały czas jest mocno słyszalna. A w 04:00 i dalej... piękna sprawa... szkoda, że pół minuty później kolejny raz odczuwamy dyskomfort, bo melodyjki stają się dziwacznie drażniące. "Primal Objective" to podręcznikowy przykład trance. Przez blisko cztery minuty atmosfera jest umiejętnie budowana kawałek po kawałku, w końcu powoli wysuwa się interesująca, leciutko zalatująca (ale jednak bardziej lekka) Cosmą (np. "Minimal Vertical" - podobny feeling) melodia - zdaje to rezultat i dobrze tuszuje fakt, że nic szczególnie ciekawego w tym tracku nie ma. :) "Frozen Waters" jako jedyny nieco zmienia ukierunkowanie słuchacza na niezobowiązujący uplifting. Philip i Andreas podają nam tutaj swobodną interpretację acidowych pętli w ożywczym, zmrożonym (nie wstrząśniętym ;)) koktajlu. To chyba mój ulubieniec. "Drzewo Życia" zamyka projekt Blue Vortex - to chillujący i relaksujący kawałek, z przeciągniętym basem i naturalnie powolnie sączącą się stopą. Leciutkie i jasne melodie, ładnie zaaranżowane i miłe dla ucha. W dalszej części numer zaskakująco przyspiesza i po nabraniu tempa nieco zmienia charakter. Polecam. A pozostałe utwory? Mają intrygujące tytuły.. i niestety właściwie na tym koniec.. Kawałki nr 1, 3, 7 i 8 mnie nie zachwyciły. Napiszę więcej. Nie pamiętałem ich cech charakterystycznych tuż po pierwszym przesłuchaniu.

Ocena jest trudna, bo nie będę robił szopek i dzielił skali na coś w rodzaju "7,8", a właśnie tyle powinna dostać ta płytka (z dokładnością do 0,005% ;)), słucham jej znacznie częściej niż Ethereal, więc jednocześnie 7,5 to troszkę za mało. Jest bardziej przystępna i pomimo pewnego ocierania się o tandetę wszystko to jest zmontowane i zrobione ze smakiem. To taki kotek - do pogłaskania, do przytulenia. Nic więcej. I nic mniej. Nieco pozytywu. De Gustibus. Stąd taki a nie inny wynik końcowy - może się narażę, bo to żadna rewelacja nie jest ale jednak często lubię do niej wracać i jakoś bardziej wierzę w to, że następny album Szwajcarów będzie jeszcze lepszy niż analogiczny np. Oforii. Cóż, takie czasy.

Ocena: 7,5/10

JetMan