Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

cosmosis - cosmology


cosmosis_-_cosmology
Transient Records, 1996


1. Cannabanoid
2. Oceanic
3. Sanyacid
4. Alien Disco
5. Morphic Resonance
6. Interspacial Meltdown
7. Gift Of The Gods
8. Key To The Innerverse
9. Afterglow

W czasach kiedy, biorąc pod uwagę pełną dominację z wolna ustępującego określenia "goa trance", słowo "psytrance", skrót od "psychedelic trance", dopiero nabierało znaczenia, Cosmosis wkroczył śmiało na scenę ze swoim pierwszym albumem zatytułowanym "Cosmology". Właściwie to powinienem był napisał "wkroczyli", ponieważ płyta to powstała w czasach, kiedy pod banderą Cosmosis działało jeszcze dwóch muzyków. Mowa o duecie Bill Halsey i Jeremy Van Kampen. Później z projektu odszedł Jeremy, by działać solowo jako Laughing Buddha, zaś Cosmosisem zajął się Bill, wydając pod tą nazwą kolejne mistrzowskie płyty. Skupmy się jednak na tym albumie.

Już na sam początek Brytyjczycy wytoczyli najpoważniejsze działo w postaci utworu "Cannabanaoid". Kto nie słyszał tego utworu zapewne hibernował całe lata w jaskini gdzieś daleko na zupełnym pustkowiu. Jest to prosty, zarazem monumentalny utwór, którego moc jest faktem niezaprzeczalnym. Bill i Jeremy zaserwowali tu nie lada intensywną przejażdżkę. Pojawiający się w utworze tekst "How far can they control my mind?" towarzyszy nam jeszcze na długo po jego odsłuchu. Dalej jest równie wspaniale. Oto na horyzoncie pojawiają się najeżone organicznymi pokładami acidów "Oceanic" i "Sanyacid", które w pełni ukazują piękno i alienowatość muzyki psytrance. Należy dodać w tym miejscu, że oba utwory są dość stonowane. Muzycy dali upust emocjom w następującym po nich "Alien Disco". Tytuł mówi sam za siebie, nic dodać, nic ująć. Ponownie odbiorcą w mig zawładną krzyczące kwaśne dźwięki, tym razem w pełnej symbiozie z mięsistym rytmem. "Morphic Resonance" spuszcza nieco nogę z gazu, jednak przyśpieszamy znowu wraz z nastaniem "Interspacial Meltdown", gdzie świdrującym acidom nie ma końca. Na pozycji siódmej uplasował się pamiętny "Gift Of The Gods", firmowy utwór Halseya i jego kolegi, a także chyba jeden z najbardziej znanych numerów spod szyldu Cosmosis. Nie sposób nie zachwycać się przemyślaną konstrukcją utworu, inteligentnie użytymi dźwiękami, tajemniczo-krzykliwym klimatem, a także buchającą z niego energią. Ósemka, czyli "Key To The Innerverse" (bezbłędny tytuł) to dynamiczna kwaśna symfonia niosąca ze sobą potężny ładunek emocjonalny, wyrażony poprzez nieziemskie, momentami jazgoczące partie utworu. Feeria żywych i kolorowych dźwięków oraz siarczystych kwasików wręcz wgniata w fotel / podłogę / ścianę (niepotrzebne skreślić). Coś takiego mogli wykreować tylko prawdziwi artyści. Wyważony downtempowy myk w postaci "Afterglow" to idealne zamknięcie zakwaszonej kosmologii.

To ciekawe patrzeć z perspektywy wielu lat jak stary jest ten album, a jednocześnie jak wcale się nie zestarzał. Podobnie jak ma się to w przypadku ponadczasowej płyty "Hallucinogen - Twisted" i win dobrego gatunku - im starszy, tym lepszy. Zawarte na nim kompozycje są genialne. Już od pierwszych jego sekund (mam tu oczywiście na myśli "Cannabanoid") czujemy, że słuchamy czegoś wyjątkowego. Zewsząd momentalnie otula nas fala ciepłych, intrygujących i barwnych dźwięków. Wszystkie utwory przechodzą dość płynnie jeden w drugi, utrzymując skutecznie nasz umysł w stanie zakwaszonego rauszu. "Cosmology" to zaiste piękny i dojrzały muzycznie album. Każda chwila z nim spędzona z pewnością nie jest czasem straconym. "How far can they control my mind?"...

Templar