Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

crop circles - tetrahedron


crop_circles_-_tetrahedron
DAT Records, 2008


1. Lunar Civilization (Pleiadians Remix)
2. Antonomasia (Lotus Omega Remix)
3. Daffy Duck (On The Comet)
4. Cerealogy
5. Pentagon
6. Classic Process (Hale-Bopp)
7. Full Mental Jackpot (Etnica Remix II)
8. No More Singles

Na tą produkcję wielu czekało z utęsknieniem. Pod sam koniec 2008 roku dzięki wytworni DAT Records nasze uszy zostały uraczone porcją - zdaniem niektórych - naprawdę "starodawnej" muzyki. Sama historia powstania DAT Records specjalnie dla wydania owego albumu również jest ciekawa. Na płytce znalazł sie materiał, który czerpie wprost z przeszłości, gdyż są to utwory, które w niektórych przypadkach "przeleżały" kilka dobrych lat, nigdy nie będąc wydanymi, niektóre nie były ukończone, a jeszcze inne zostały zremasterowane i doprawione brzmieniem XXI wieku, którego nie trzeba sie wstydzić. ;) Tak wiec mamy tutaj tytuły, które są "mocne, duże i kultowe", a wielu kojarzą sie z najlepszym okresem świetności psychedelic goa trance. Juz jakiś czas przed wydaniem kompaktu, gdy można było zapoznać sie z tracklistą, nazwy takie jak Pleiadians czy Lotus Omega wielu dały sporo do myślenia i zapowiadał sie naprawdę niesamowity album. To była wersja optymistyczna. Pesymiści zakładali tradycyjne odcinanie kuponów i ponowny przypadek wyciągania pieniędzy od Bogu ducha winnych fanatyków oldschooli. Ile pieniędzy można w ten sposób wyciągnąć w dobie chociażby Rapidshare, doprawdy trudno powiedzieć. ;) Prawda leży gdzieś pośrodku. ;)

Rozpoczynamy od prawdziwego wykopu "Lunar Civilization (Pleiadians Remix)", tak jak pisałem - tytuł zobowiązuje. Słychać wyraźnie, że chciano nagrać coś mocno nawiązującego stylem do "starszego" brzmienia Plejadian znanego choćby z albumu "I.F.O." - charakterystyczne świergoty i specyficzne rozwiązania linii melodyjnych. Czy sie udało? W pewnym sensie tak. Ale nie ukrywam, że przebrnąłem przez te blisko jedenaście minut kawałka bez większych wzruszeń. Być może chodzi o to, że gdybym słuchał finału tego numeru na odpowiednim, festiwalowym nagłośnieniu, wówczas odkryłbym jego drugie, potężniejsze oblicze. Nieco archaiczny początek "Antonomasia (Lotus Omega Remix)" wraz z dołączającym się szybko staroszkolnym basem ponownie podpowiada, iż chciano nam dać odczuć "jak to drzewiej na tej scenie bywało". Cóż, perkusja jest znakomita - zróżnicowana i kolorowa, a przy tym dynamiczna, zaś sam basik wywołuje uśmiech na twarzy - właśnie swoją swobodą. Finał będzie Was drażnić tylko wówczas, jeśli nie mieliście nigdy wcześniej do czynienia z dokonaniami którejkolwiek ze wspomnianych we wstępie grup. Numer trzeci to "Daffy Duck (On The Comet)" z hipnotyzującym, freakowym intro i mocno zakwaszonym rozwinięciem. Melodie mogą nieco rozczarowywać swoją chropowatością tonalną (zwana charczeniem tranzystora ;)), ale ogólnie nie jest źle, a zakończenie jest naprawdę przyjemne dla ucha. Jeśli poprzedni utwór mógł momentami przywoływać skojarzenia ze słowem "chropowaty", to "Cerealogy" będzie wizytą w wytwórni papieru ściernego. ;) Jest to zakręcony, ale jednocześnie ocieplający mentalnie produkt, z kolei w pakiecie dostaniemy też szybujące sinusoidalnie leady oraz wyostrzone psychodeliczne zakrętki pomalowane w dziwne wzory udanie wpadające w ucho. Miód w beczce czeka na nas bezpośrednio skumulowany w kawałku nazwanym "Pentagon". Czy chodziło o znany od eonów starożytny symbol ochronny, czy też wzorowaną na nim siedzibę Departamentu Obrony USA? W tym wypadku taki tytuł jest gwarantem wysokiej jakości. Wspaniała otoczka, fantastyczne acidy i perfekcyjnie zebrane najlepsze atuty artystów z Crop Circles. W tworzeniu tego dziewięciominutowego psy-drapieznika autorom udało się dosłownie wszystko. Na dokładkę jest jeszcze fenomenalny finał pod koniec trzeciej minuty. Przypominają się czasy pierwszego odsłuchu "Alcyone". ;) Klasyczny (jak na goa-trance) wstęp do "Classic Process (Hale-Bopp)" cofa nas jeszcze bardziej w czasie. Dawno nie słyszałem takiego intro. Bezpardonowe, ale w pełni naturalne. Równo w pierwszej minucie uderza beat, wsparty elektronicznie skomputeryzowaną feerią efektów powstałych podczas zbyt natrętnego kręcenia gałkami - bynajmniej nie ocznymi. ;) Mimo wszystko momentami zawarte tutaj melodie mogą się wydać chwilami przesadzone - sytuację ratuje świetny, bąblujący kwasik. No i "Full Mental Jackpot" w drugim remiksie Etnici. Solidnie i z pomysłem. Nie jest to mimo wszystko ta moc, co kiedyś, ale trzeba pamiętać, że na miejsce odchodzących w cień "wypalonych" artystów pojawiają się nowi, niektórzy prezentujący naprawdę interesujące produkcje. Nie twierdzę, że "Crop Circles" się skomercjalizowało czy wypaliło (zresztą, co tak naprawdę znaczą te określenia?), bo tak naprawdę sam nie wiem, czego oczekiwano po tym albumie. Goa-killera w stylu najnowszego albumu RA - "9th" (nota bene wszystko zostaje w rodzinie ;))? Jeśli tak, to artyści stanęli na wysokości zadania. Podobnie jak w przypadku wspomnianego albumu są tutaj porywające melodie i rozrywające umysł kwaśne pętle. Może to bardziej płyta adresowana do tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z psytrance, tak żeby pokazać, iż "stary styl" to tak naprawdę "nowy styl" i w zasadzie wszelkie gatunkowe szufladki czy podziały nie maja w tym przypadku sensu ani racji bytu. Płytę kończy przewrotny "No More Singles", który zarówno pod względem pomysłu jak i brzmienia jest chyba najbardziej przystępnym utworem na całym krążku. Bardzo dobra porcja mocno imprezowego psychedelic.

Album zasługuje na conajmniej kilka podejść. Słuchając go zastanawiałem się czy to możliwe żebym aż tak odzwyczaił się od staroszkolnego stylu tworzenia muzyki, czy po prostu nie robi on już na mnie takiego wrażenia? Z czasem okazało sie, że pierwsza opcja była zgodna z prawda. Mózg odzwyczaił się od wkładania jakiegokolwiek wysiłku w odbiór muzyki. ;) Po prostu w wielu przypadkach serwowana nam obecnie papka reklamowana jako psychedelic trance to tak naprawdę prosta (i mam tutaj na myśli nie tyle sama banalność przekazu, ale prostotę odbioru) łupanina podana w bardzo przyjemnej otoczce, czyli perfekcyjnym brzmieniu. Wchodzi i wychodzi, uwalniając trochę dopaminy, ale to nie to, co kiedyś. "Stara szkoła" psychedelic miała w zwyczaju brać Twoja szyszynkę, przepuszczać ja przez wyżymaczkę uczuć i emocji, a następnie maczać całość w melatoninie, odpowiedzialnej za głębokość snu i fazę REM. To oznaczało, że była w tym pewna duchowość i tłumaczyło, dlaczego nasz przeciętny znajomy, nie będący psytransiarzem, najczęściej stwierdzał, że "nie rozumie, jak można non stop słuchać takiego bezładnego jazgotu przypominającego zarzynanego kurczaka połączonego z wizyta w ptaszarni". Cóż, niektórzy wiedzieli "o co chodzi". Ta muzyka wymagała pewnego wkładu własnego od słuchacza - nie tylko chwilowej uwagi. W zamian dostawaliśmy niezapomniane podróże nie tylko dla ciała. Tak zwane "travelling without moving". I coś Wam powiem, kilka takich podroży znajdziecie również tutaj. Być może trzeba było dodawać naklejkę na pudełko z płytą - "jeśli słuchasz transu od samego początku jego istnienia radzimy: nie miej zbyt wielkich oczekiwań". Jest w tym pewien sens - gdy podejdziemy do "Tetrahedron" bez oczekiwań to jest szansa, że zostaniemy pozytywnie porażeni doskonałą porcją tego typu psytrance.

JetMan