Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

infected mushroom - converting vegeterians


infected_mushroom_-_converting_vegeterians
BNE, 2003


CD 1 - Trance Side

1. Albibeno
2. Hush Male
3. Apogiffa Night
4. Song Pong
5. Chaplin
6. Echonomix
7. Scorpion Frog
8. Deeply Disturbed
9. Semi Nice
10. Yanko Pitch

CD 2 - The Other Side

11. Converting Vegetarians
12. Elation Station
13. Drop Out
14. Avratz
15. Blink
16. Shakawkaw
17. Pletzturra
18. I Wish
19. Ballerium
20. Selecta
21. Illuminaughty
22. Jeenge
23. Elevation

Album ten to pierwsza pełna produkcja Infected Mushroom, która trafiła do mych rąk (uszu). Chociaż już wcześniej wiedziałem co mnie może czekać, gdyż kilka utworów już miałem przyjemność odczuć, a które to utwory uświadomiły mi potęgę nieprzebranych do tej pory dla mnie rejonów muzycznych doznań. Nie mając jeszcze za sobą upojnej nocy z ich najnowszą produkcją zastanawiałem się, czy jego podwójny pakiet okaże się trafnym rozwiązaniem, czy dam jej maksymalną ocenę? To co już przy pierwszym zetknięcie mile zaskakuje to tekturowe opakowanie, teksty wokalnych utworów z "The Other Side" i naklejka. :)

Zaczynam od płyty - jakżeby inaczej - "Trance side". Pierwszy utwór "Albibeno" jest bardzo dobry, łagodnie zakręcony, fajne melodie. Standard. Dalej jest "Hush Mail" - najgorszy z całego albumu utwór (jak się później miało okazać), lecz też dobry :), nie spodobał mi się jego początek no i snare'y (niezbyt zachęcające), poza tym całość nie jest szczególnie pomysłowa, czyniąc kawałek zbyt rutynowym. Po tych dwóch początkowych utworach mam niestety mieszane uczucia. Trzecim utworem na "transowej stronie" jest "Apogiffa Night", przypomina mi ona produkcje Juno Reactor; lekko mroczny, dobry utwór, podobnie jak "Song Pong" - bez zastrzeżeń. Bardziej przestrzenny aniżeli poprzednie utwory i pogodniejszy niż "Apogiffa Night" taki właśnie jest "Song Pong". Już dochodzimy do połowy płyty, a na razie zero zaskoczenia. :( "Chaplin" ma wyśmienity początek (zresztą jak wszystkie utwory z wyjątkiem "Hush Mail") no i też jest obrzydliwie "zainfekowany", a to lubię niemiłosiernie o czym już wcześniej dałem znać. "Echonomix" ma cudowny początek, klimat pozostaje także niezmienny. "Scorpion Frog" - jak przed momentem, początek jednakże stanowią konwencjonalne instrumenty (skrzypce). W "Deeply Disturbed" pierwszą rolę grają gitary. Jest to znany już wcześniej utwór, wydany między innymi jako singiel. "Semi Nice" - bardzo zakręcony utwór, klimat totalnej psychedelii spod znaku "Infected Mushroom" wylewa się tu naprawdę co niemiara, chyba najbardziej z wszystkich utworów na tej stronie. Przywodzi w pewnych momentach niezapomniane "Classical Mushroom"... Ostatni utwór "Yanko Pitch" to bardziej transowy utwór jeśli trzymać się terminologii, zaś ostatnia melodia w tym utworze jest doskonała. Ech... Całość jest bardzo dobra oczywiście, chociaż nie ma kilera na maksymalną ocenę jeśli już miałbym oceniać w ten sposób. Gdyby tylko tę płytę skonfrontować z pozostałymi albumami Infected Mushroom to wyprzedziłby tylko debiutancki "The Gathering", "Classical Mushroom" i "BP Empire" mogłyby spać spokojnie. Na transowym poletku album zawodzi nieznacznie (?), więc tym chętniej przeniosłem się na "Inną stronę"... Ocena pierwszej płyty: 8/10.

To co charakteryzuje tę płytę to zamiana beatu, nie jest on już imprezowy, raczej nastrojowy (jeśli mogę tak rzec), gdyż teraz chodzi wyłącznie o nastrój. A jest on oczywiście wyśmienity, podkręcany równomiernie przez pianina, skrzypce, chóry i inne tego typu narzędzia potrzebne do wywołania takiego efektu, a które to instrumenty są dla mnie siłą napędową tak odmiennej twórczości Ereza Aizena i Amita Duvdevaniego. Drugą płytę rozpoczyna tytułowy utwór i jest to utwór z pełnym wokalem w roli głównej, kolejne to: "Drop Out", "Blink", "I Wish" oraz "Illuminaughty". I są takie jak tylko można sobie to wyobrazić. Wokal pasuje, jakość tekstów zostawię bez komentarza. Absolutnie wszystkie utwory na tej płycie są doskonale wyważone, nie ma nawet bardzo dobrego: "Elation Station" jest pogodny, łagodny i taki optymistyczny, "Avratz" jest z kolei o wiele spokojniejszy, trochę melancholijny, wokal i pianino też się znalazły, ale w małej, odpowiedniej ilości, "Ballerium" ma mocny beat, ociupinkę wokalu i "grzybowy sos", "Selecta" jest po prostu jak to tylko możliwe bardzo, bardzo, bardzo dobrym utworem, bliskim ideału; na końcu płyty dwa jakby spokojniejsze utwory na "do następnego razu", a mianowicie "Jeenge" i "Elevation", no i są idealne na koniec. Na koniec zostawiłem utwory, który jak żadne inne w takim stopniu chwytają za serce: "Pletzturra" i "Shakawkaw". Pierwszy to prawdziwy fenomen: już prawie od początku bije beat, dochodzi cudowna melodia złożona z chóru i pianina i tego rozpoznawalnego "infectowego" bassu; smutek, zaduma, radość... "Shakawkaw" to perfekcja: gitara, perkusja, bass, nietuzinkowa melodia, wszystko doskonale zgrane na klimat doskonale znany. Ocena drugiej płyty: 10/10.

I teraz przyszedł czas na spojrzenie na ten album z perspektywy zapoznania się, i to bardzo bliskiego, gdyż słowa, które zaraz napiszę będą oceną z perspektywy trzech miesięcy i około kilkunastu razy sam na sam z każdą ze stron czwartego albumu w historii Infected Mushroom, od momentu w którym pełny radości zabierałem się do pisania powyższej, pozytywno-euforycznej jak się okazało recenzji. Wiadomo w końcu jak jest z pierwszym wrażeniem, jest złudne. Pierwsze wrażenie w przypadku tego albumu było: jest fajnie i jest 10/10 i najlepszy album w historii. Ale nie... Wraz z każdym kolejnym albumem Infected Mushroom nie rozwija się na miarę zależności "The Gathering" - "Classical Mushroom", a jak wiadomo kto się nie rozwija ten się cofa, w tym konkretnym wypadku jednak muzyka tego izraelskiego duetu jest nadal świeża, lecz termin przydatności do spożycia niebezpiecznie się zbliża... To największa bolączka tej produkcji - nie ukazuje zbyt wiele nowego, wciąż te same schematy (ale też nie zawsze) już zaczynają nudzić... Z szybkością światła zabrałem się za czytanie recenzji albumu "IM The Supervisor", gdy ta pojawiała się na łamach Psytrance.pl, oczekiwałem "lekko" nienajlepszej oceny (dane mi było usłyszeć początek nie wiem dokładnie jakiego utworu z fatalnym wokalem z którego nic nie wynikało i to sprawiło smutek w mych myślach: "Komercja zainfekowała więc Zainfekowanych...") - tak też się stało. Słowo-klucz: KICZ na pewno najdobitniej ukaże kolejny album Infected za rok, czy dwa, lecz do tego czasu warto by jeszcze poznać "Converting Vegetarinas". Wiem, że druga płyta z transem nie ma nic wspólnego, ale jako przerywnik do codziennego transu stanowi miłą odmianę... hmm... ale znów dało o sobie znać moje uwielbienie do Muchomorów... Cóż - albo się Ich kocha albo nienawidzi, jeśli Twe serce bliższe jest tej pierwszej opcji to bez wahania bierz się za "konwertowanie wegetarian", a jeśli nie... to chyba nie spodziewałeś się tak naprawdę, że to się zmieni.

Ocena: 9/10

Pedro