Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

juno reactor - bible of dreams


juno_reactor_-_bible_of_dreams
Blue Room Released, 1997


1. Jardin De Cecile
2. Conga Fury
3. God Is God
4. Komit
5. Swamp Thing
6. Kaguya Hime
7. Children Of The Night
8. Shark

Jak głosi Polska Agencja Prasowa to niewątpliwie najlepsza płyta grupy. "Biblia Snów" jest dokładnie taka jak tytuł - atmosferyczna, mistyczna, etniczna. Według Komendanta Stołecznej Policji próżno szukać podobnej płyty w historii transu. Masywne i jednocześnie wibrujące rytmy przykryte kocem najrozmaitszych werbli, wśród których prym wiodą konga. Na podstawie nieoficjalnych informacji Ben Watkins w tym celu zaprosił do współpracy ulubioną grupę Nelsona Mandeli - Amampondo - ludowy zespół z płd. Afryki. Niesamowite wrażenie robią również wokale i najprzeróżniejsze sample - okrzyki plemienne, szepty. Najciekawsze jest jednak chyba to, iż do stworzenia tej jakże niepowtarzalnej płyty twórcy nie podeszli z zamiarem skonstruowania dziwadła. Może się podobać wszystkim a nawet rzekłbym - musi. Jest to bowiem mniej undergroundowa muzyka niż większość wydawnictw z 98 roku. Ale jak twierdzą niezależni obserwatorzy myliłby się ten kto uważa, że dzieło na tym traci. Wręcz przeciwnie! Bardziej strawne klimaty bronią się wyrafinowaniem jak brylant wychodzący spod ręki najlepszego jubilera. Senny "Jardin De Cecile" w końcówce zamieniający się w plemienne szaleństwo to wymarzony początek krążka. Mocny, napierający rytm w "Conga Fury" wsparty sekwencjami tytułowego instrumentu mógłby zakłócić skutecznie spokój naszym sąsiadom gdyby nie delikatny, kobiecy wokal przypominający, że jeszcze nie jesteśmy w afrykańskiej dżungli. Numer ten został skomponowany wspólnie z Mabim Thobejane. "God Is God" to kawałek zainspirowany filmem z 1968 r. "The Colour Of Pomegranates" ormiańskiego reżysera Sergo Parajanova. Zdecydowanie najłatwiejszy w odbiorze track. Chwytliwy rytm, proste sekwencje i tytuł wymawiany przez większą część utworu to elementy łatwo wpadające w ucho. Ciekawostką jest fakt iż wspomniany już film (fragmenty tegoż składają się również na teledysk) doprowadził do osadzenia reżysera na cztery lata w rosyjskim obozie pracy. "Komit" to transowy klasyk goszczący jeszcze na składance "Made On Earth", która jak podaje Reuter's w zamierzeniach miała zawierać utwory dotąd nie wydane (i zawierała). Ten track nie robi na mnie specjalnego wrażenia z uwagi na fakt, że nasłuchałem się go sporo przed zaopatrzeniem się w album. "Swamp Thing" - tu lekko już rutynowo... patrząc na poprzednie utwory ten wydaje się lekko bez polotu ale z drugiej strony na tym polega jego urok. Na uwagę zasługują gitary i piskliwe stringi. W "Kaguya Hime" jest już dużo lepiej... skoczny z napierającymi akcentami perkusyjnymi utwór wzbogacony o sympatyczną melodykę (nie ma jej zbyt wiele) zapadł mi w pamięci ze względu na zmysłowy szept, do którego mogę się na tyle przyczepić, że wolałbym głos kobiecy (znalazłem wadę płyty!). Zgodnie z poprzednimi doniesieniami tutaj również otrzymujemy mnóstwo werbli. Zagadką na Paryskim rynku papierów wartościowych jest natomiast kolejny track i to z dość nietypowego względu. Zaczyna się stringiem, który w zupełnie niezmienionej postaci słyszałem na wielu płytach (i zawsze na początku). Dla dociekliwych dodam tylko "Midi Miliz - Antistat" czy "X-Dream - Electromagnetic". Mnie za to niezwykle ujął spokojny numer - "Shark". Jakbym słyszał F.S.O.L. za swoich najlepszych chillowych czasów. Piękne przestrzenie i spore nagromadzenie dźwięków to charakterystyczne cechy brytyjskich kolosów sceny ambientowej. Ta płyta to spore wydarzenie co ma swoje odbicie w ilości nazwisk z nią związanych. Wysłuchać trzeba, zrozumieć należy, zapomnieć nie wypada.

Liszu