Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

man with no name - teleportation


man_with_no_name_-_teleportation
Dragonfly Records, 2000


1. Teleport (Original Mix)
2. Eat Static - Bony Incus (Man With No Name Remix)
3. Lunar Cycle (Original Mix)
4. Three Drives - Greece 2000 (Man With No Name Remix)
5. Neuro Tunnel (Original Mix)
6. Infernal Machine - The Loin King (Man With No Name Remix)
7. Sly-Ed (Original Mix)
8. Jack-In-The-Box (Original Mix)
9. Teleport Stripped (Man With No Name 2000 Remix)

Po dwóch albumach, tabunie singli i całej masie utworów zamieszczonych na przeróżnych kompilacjach wydawałoby się, że więcej nie można wycisnąć z tematu muzyki sygnowanej nazwą Man With No Name. Dzięki inicjatywie Freelanda i Dragonfly Records okazało się, że wycisnąć można jeszcze bardzo dużo. Tak oto ukazał się kolejny album artysty, będący bardziej kompilacją kilku z jego najbardziej znanych utworów oraz paru remixów. Tytuł płyty dobrze współgra z jej zawartością. Pod płaszczykiem prostoty Freeland dokonał (po raz kolejny zresztą) niemożliwego.

Już na sam początek Brytyjczyk serwuje największy atut w swoim wieloletnim muzycznym dorobku, czyli wspominany już wcześniej "Teleport". Bądźmy szczerzy, żaden inny kawałek tego artysty nie zapadł nam tak głęboko w pamięci jak ten. Hipnotyzujące, zapadające w pamięć melodie, dynamiczna perkusja, chwytliwe sample dotyczące teleportacji i genialna otoczka w mig teleportują nas do innego wymiaru, a sam utwór potrafimy rozpoznań już po pierwszych sekundach jego trwania. Osobiście dość zaskoczyła mnie obecność utworów Eat Static i Greece 2000, a właściwie ich remixów. Zaistnienie tych tętniących życiem kawałków na krążku jest jak najbardziej na plus, a to tylko kilka z niespodzianek. Dalsze pojawiają się wraz z odsłuchem nowej wersji "Infernal Machine - The Loin King", a którym pierwotnie stoją Simon Posford a.k.a. Walter Ego i Richard "Dick" Trevor alias Muttley. Sprzężenie zwrotne pomiędzy stylami reprezentowanymi przez całą trójkę dało w rezultacie prawdziwy parkietowy wymiatacz, podobnie zresztą jak w przypadku wspomnianych wcześniej remixów "Bony Incus" i "Three Drives". Inną gratką dla fanów kompozycji Martina jest milenijna przeróbka jego popisowego numeru "Teleport". Ponadto oddano nam do dyspozycji cztery klasyczne kawałki autorstwa Man With No Name, których korzenie sięgają lata wstecz. "Lunar Cycle", "Neuro Tunnel", "Sly-Ed" i "Jack-In-The-Box" to świetna retrospekcja, sięgająca momentami jeszcze pierwszej połowy lat 90-tych ubiegłego wieku. Poraża i jednocześnie zachwyca prostota ich wykonania, jednak w tej prostocie tkwi ich urok i metoda działania artysty. Za pomocą minimalnych środków potrafi prowadzić melodyjny psytrance w interesujący sposób, zamykając w kilku minutach trwania utworów prawdziwy żywioł. Ponadto każdy z nich zawiera w sobie jakąś ciekawą historię. Martin idealnie wyważa elementy goa transu i bardziej melodyjnych form muzyki transowej, otrzymując w rezultacie coś niepowtarzalnego, co tworzy esencję jego unikalnego brzmienia, które z miejsca podpowiada nam kto jest autorem danego utworu. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż tak brzmi tylko MWNN.

Płyta ta zamyka zgrabnie pewien rozdział w twórczości Martina, stanowiąc idealny przegląd tego, co Man With No Name wysmażył w transie na przestrzeni ładnych paru lat swojej działalności. Często krytykowany za powtarzalność jego utworów i banalne rozwiązania, Martin Freeland wypłynął na szerokie wody dzięki takim utworom jak kultowy "Teleport", zapisując się na stałe w annałach światowego psytransu i stanowiąc podwaliny całego gatunku. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to jeden z najbardziej znanych utworów psychedelic trance, który może spokojnie stać obok takich klasyków jak "LSD" Hallucinogena, "Mahadeva" Astral Projection, "Let's Turn On" Doofa, "Gift Of The Gods" Cosmosisa czy "Alien Pets" Prany. Nie znać jego muzyki to grzech, więc osobom zupełnie niezaznajomionym z tym człowiekiem-legendą polecam sięgnąć po tą kolekcję i poddać się bez żadnych oporów intensywnemu procesowi teleportacji. Innym, bardziej zapoznanym z produkcjami Freelanda, odprężyć się wygodnie w fotelu (lub ponieść na trancefloorze) i oddać się bez reszty niesamowicie wgryzającym się w pamięć staroszkolnym melodiom i żywiołowej perkusji, które przywołają same dobre wspomnienia.

Templar