Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

master blasters - life changing experiences


master_blasters_-_life_changing_experiences
Nano Records, 2011


1. Overtones
2. Initiation
3. Funk Junky
4. Snowjob
5. Interconnected
6. Space Racer
7. Can U Dig It?
8. Shake 'Em
9. Revelation

Jeśli jest ktoś, kto twierdzi, że full-on zdechł, powinien jak najszybciej ugryźć się w język. Owszem, ta gałąż psytransu potrafi często zabrnąć w dość dziwne, często mało strawne terytoria i dać powody do kręcenia nosem, ale oto dowód, że potrafi być ona przyjemna i pozbawiona nalotu tandety, przy zachowaniu swojej esencji i wigoru. Blasterami zainteresowałem w zasadzie już za czasów przeróżnych kolaboracji DJa Pogo (Jamie Patterson), 1/2 tego projektu, z wieloma uznanymi artystami psytransowej dziedziny, które miały miejsce przy okazji jego świetnych autorskich kompilacji "Wingmakers" (Dragonfly Records, 2004) oraz "Wingmakers - Beyondwards And Upwards" (Nano Records, 2008). Na drugiej z nich zadebiutował zresztą wspólnie z Zephirusem Kanem właśnie jako Master Blasters. Koniec końców, wreszcie doszło do wydania pełnego albumu obu panów. To również swego rodzaju historyczne wydawnictwo tej wytwórni, bowiem ogłoszono niedawno, że kolejne pozycje sygnowane marką Nano Records będą wydawane już tylko i wyłącznie w postaci cyfrowej, tak więc wraz z płytą Master Blasters żegnamy się z fizycznymi CD. Tak czy inaczej sezon letni trwa w najlepsze, a wytwórnia Nano Records postanowiła również mocno zaznaczyć swoją obecność na festiwalowych parkietach i w głośnikach domowych słuchaczy porcją tłustych nutek do tańca i różańca.

Co sprawia, że album słucha się tak dobrze? To przede wszystkim dobra, niezobowiązująca zabawa, miejscami totalna jazda bez trzymanki z kilkoma naprawdę mistrzowskim kawałkami, a wszystko to doprawione sporą ilością stojącego na niezłym poziomie brytyjskiego klimatu. Jestem przekonany, że przejdą Was ciarki kiedy usłyszycie przewodni sampel w "Can U Dig It?", stanowiący moim zdaniem kwintesencję tej płyty. Nogi i mózg same rwą się do tańca. Nie ma tu ani trochę miejsca na zamulanie, czy bezpłciowe pitu pitu. Mocna pompa i bogata ornamentyka utworów sprawiają, że te numery potrafią poważnie pokąsać zmęczeniem ciało na transfloorze, jak i narazić się naszym sąsiadom, ponieważ zostały stworzone, by grać je głośno. Poważną bolączką tej płyty jest jednak to, że w zasadzie utwory cierpią z lekka na syndrom o nazwie "na jedno kopyto", bowiem album puszczony ciurkiem może wywołać w słuchaczu wrażenie, że utwory zlewają się ze sobą w jedną masę. Więcej różnorodności można było uświadczyć na singlu "Blaster Pieces", gdzie na jednym z utworów swoje piętno odcisnął Tristan i jego specyficzny styl, wprowadzając do menu trochę zróżnicowania. Nie jest to na szczęście tak drażniące, jak w przypadku miałkiego albumu Laughing Buddhy ("Sacred Technology" z 2010 roku), jednak przydałoby się nieco bardziej zróżnicować klimaty poszczególnych numerów. Poważnym minusem może być również to, że aż 1/3 numerów była znana już wcześniej ("Interconnected" znalazł się na wspomnianym składaku "Wingmakers - Beyondwards And Upwards", a kawałki "Snowjob" i "Can U Dig It?" mogliśmy przetestować przy okazji zeszłorocznego singla "Blaster Pieces". Czy aż naprawdę tak ciężkim zadaniem było nagranie zupełnie nowego materiału? Nie sądzę. Mimo wszystko tak efektownemu i efektywnemu albumowi jestem w stanie sporo wybaczyć. Jestem pewien, że daje radę w każdych warunkach, niezależnie czy jest to transowy festiwal, impreza w klubie, odsłuch domowy, czy jazda samochodem przy czymś zdecydowanie żywszym. Osobne słowa pochwały należą się świetnej oprawie graficznej albumu. Digipack zdobi bowiem holograficzna folia tworząca tytuł płyty, dając świetny wizualnie efekt. Zależnie od jej ułożenia, okładka zmienia się niczym kameleon, mieniąc się tęczowymi kolorami. Diabeł tkwi w szczegółach.

"Life Changing Experiences" to lekki, niesamowicie luzacki i pełen energii album. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że jest to jedna z najbardziej energetyzujących produkcji osadzonych w klimatach brytyjskiego psytransu ostatnich lat. Pod kątem parkietowych szaleństw na imprezie psytransowej zamieszczony tu materiał przedstawia się bez zarzutu. Szkoda tylko, że Patterson i Kane nie podnieśli sobie wyżej poprzeczki, ale pokazali, że można zrobić kawał naprawdę treściwego psytransu bez krótkowzrocznego uciekania się do tandety. Nie było to może zmieniające życie doświadczenie i ostatecznie płyta nie tak dobra jak tego oczekiwałem, niemniej jednak jest bardzo przyzwoita. Blast jak trzeba.

Templar