Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

moksha - thee psychochemickal experience


moksha_-_thee_psychochemickal_experience
POF Records, 1998


1. Huxley's Medicine
2. UFD (2nd Flush)
3. Cheemah (Final Edit)
4. In Lak'ech (Mayan)
5. Calaidoscopick
6. Contacted



Trafił mi się ostatnio wyjątkowy cukierek, mianowicie cudny zapis z występu wyżej wspomnianego duetu (Mokshę tworzą Paul Hostia i Thorn Hoedh) na niemieckim festiwalu w Hamburgu z roku 1997. Złote czasy... Jakie jest brzmienie Mokshy? Nie wiem czy je znacie, osobiście kilka lat temu byłem zafascynowany ich "U.F.D." oraz "Liquid Jesus", które określił bym mianem pulsującego hypnotic trance, ale nie chcę tworzyć nowych nurtów. ;) Od tego czasu nie natrafiłem na nic spod ich dłuta. Ech... stara szkoła chociaż to nie goa... ale teraz już tak mało kto nagrywa... czysta psychedelia. Jak to wspomniałem w rozmowie z Templarem - "taki odchudzony Posford i troche huxleyowskiej interpretacji starych, hinduskich tekstów". :)

Dalekowschodnie mantry i niesamowity, lekko tajemniczy klimat - tchnący geniuszem i przemyślanym, dojrzałym wykorzystaniem możliwości sprzętu. Chociaż pewnie niektórzy powiedzą, że ci dwaj panowie nie mają pojęcia, jak tworzyć rasowe transowe utwory... tyle, że to właśnie nie jest rasowy psy-trance. I właśnie w tej oryginalności tkwi pewien potencjał i wartość tego CD. Mimo to nie wszystkim musi się to podobać. Pierwsze dwa numery są typowym transem z ciekawie przemyślaną koncepcją opowiadania pewnej historii, a trzeci jest oszczędnym (wręcz surowo niemieckim) w formie, dziwnym psyche-tworem z zupełnie nietransowym podkładem perkusyjnym. Czwarta minuta i mamy kwaśne 303 oraz dodatkowe syntezatorowe tło - jednak nadal brak tak znaczącego dla trance (i wyraźnego) beatu. Pojawia się w okolicach szóstej minuty. Doprawdy - dziwny kawałek. Bardzo narkotyczny.

"Cheemah" rozpoczyna kobiecy śpiew i, równie dziwaczna jak cały poprzedni kawałek, stopa. Pomimo sterylności jest w tym głębia i wilgotność górskich strumyków. Wyczuwam, że taki mastering to nie przypadek. Moksha to brzmienie maszynowe, cybernetyczno-biomechaniczne. Gdzieniegdzie przemknie leśna ważka albo skapnie kropla rosy.

Jest... ciekawie. Dawno nie czułem takiego "braku przewidywalności", a tutaj zwyczajnie nie wiem, co mogę usłyszeć za minutę czy dwie- za to należy się punkt. Ma to swój niewątpliwy urok, nie wiem na czym dokładnie to polega, ale przyciąga. Może dlatego, że kiedyś lubiłem słuchać m.in. Autechre?

Sporo interesujących rozwiązań i antycznych elektronicznych brzmień, które nie są utopione w echu echa innych, trzydziestu nakładających się na siebie ścieżek. Tutaj większość odgłosów można z łatwością wyłowić i oddzielić od pozostałych. A przez to spokojnie kontemplować ich znaczenie (lub jego brak ;)). W zasadzie to "Calaidoscopick" pomimo zwariowanej atmosfery jest dosyć stonowanym trackiem i leci do przodu bardzo wolno.

Podsumowując: spodobało mi się, być może dlatego, że to coś innego niż "kolejne melodie" albo "kolejna łupanka" (utwory pierwszy i drugi są naprawdę wyśmienite)... Na dzień dzisiejszy werdykt brzmi następująco: jeśli szukacie czegoś INNEGO i niebanalnego, chociaż raczej trudnego w odbiorze, polecam opisaną płytę. Nie za często, ale w odpowiednich odstępach czasu może przyciągnąć na dłużej.

Ocena: 7,5/10

JetMan