Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

ovnimoon - trancemutation of the mind


ovnimoon_-_trancemutation_of_the_mind
Ovnimoon Records, 2013


1.A Necessary Tool
2. Quiet My Mind
3. Hooponopono
4. Superlight In The Darkness
5. Transmutation
6. Sat Nam For Me, Sat Nam For You
7. La Danza Espiritual
8. Learning
9. Power Of Positive Mind

Kolejny Ovnimoon w sklepach, to będzie już szósty, nie?

Pierwszy numer - jest fajny. Dobry basior, dobrze rozwija się ten znany w produkcjach Hectora Stuardo senno-mejotyczny klimat, który powoduje, że stoisz i wydeptujesz mrówki i inne żyjątka na jakimś festiwalu. To chyba muzyka specjalnie na takie okazje, żeby się zbytnio nie przemęczyć, bo słuchając tego tak sobie - dla samego słuchania - zanudziłbym się chyba na śmierć. Od pewnego czasu Ovnimoon sprzedaje nam w kółko tą samą płytę, zmieniając tylko tytuły, i elementy składowe kawałków. Może ma tylko jeden wzór do tworzenia wszystkiego? ;) Praktycznie w szóstej minucie wchodzi melodia... zaraz zaraz.. haha... a wcześniej jak? Dzieje się coś? Oj panie, tak! Dzieje się dużo, jest stopa bas i cyk cyk na perkusji, czasami nawet jakiś świderek lub f/x (tzw. speszyl yfekt!) zabrzęczy, a tu i tam padzik przeleci. Za mało? Nudno? To czego wyście chcieli, przecież to psychedelic trance, muzyka z założenia prosta i banalna (?!). Ethereal był pod tym względem duuużo lepszy. Ta forma się po prostu zużyła, a perły takie jak "Chemisphere" Tristana wyciskały z niej maksimum. Niestety, inni zamiast próbować ulepić trochę inny kształt naczynia, próbowali po prostu naśladować "najlepszych". To tak, jakby nagle wszyscy "chcieli nagrywać jak Mozart, bo on przecież jest najlepszy" (czy inny Beethoven). Tak wiem, że Tristan to full-on, a Ovnimoon to progresyw. Heh, dajcie spokój. Jest tylko dobra muzyka i beznadziejna muzyka. W zasadzie nie musicie słuchać całej płyty, bo wszystko zlewa się w jedno. Ależ czasów dożyłem, a pamiętam jak kiedyś narzekaliśmy z przyjaciółmi na płytę "Quadra - "Serotonia" (Solstice Music, 2004), że nudna i taka odtwórcza. Teraz widzę, że w porównaniu do takiego Ovnimoona była bardzo zróżnicowana i znacznie ciekawsza. A taki "Cosmic Experience" Electric Universe? Ten sam rok. Dało się bezboleśnie słuchać i przy tym bawić zarówno w domu, jak i na imprezie. Zaledwie dekadę temu coś jeszcze próbowali wyciągnąć z tych tanecznych odłamów psytrance. Niedługo będą nam puszczać wyłącznie kick z basem bez niczego więcej i też będzie można ubijać mrówki. Zadaję sobie pytanie czy ja się już znudziłem tą muzyką, w końcu trochę tych płyt już przesłuchałem, ale zaraz dociera do mnie fakt, że w żadnym wypadku. Nadal kręci mnie ta muza, o ile to jest właściwy psytrance - różnorodny i głęboki (nawet jako muzyka do tańca). Może więc mój gust ewoluował? Nie wydaje mi się. Potrafię spędzić kilka bitych miesięcy słuchając danej płyty w kółko, jeśli tylko jest dobra. Tak było z Shulmanem "aLive" i ostatnimi produkcjami Dimension 5, czy najnowszym Sensientem i Beat Bizarre, których męczę po dziś dzień i wiem, że będę do nich wracał przez lata. Dobry psy broni się sam, niezależnie od gatunku. Tutaj nie ma co, może posłucham tego pijąc jakieś mocniejsze trunki - wtedy zalew dopaminy skutecznie uprzyjemnia tego typu muzyczki. Mogę też puścić bardzo głośno, by zaszpanować przed sąsiadami jakie to fajne dopieszczone basy i w ogóle jaka cool muzyczka u mnie leci. Ale to chyba nie o to chodzi. ;) Kiedyś triumfy święcił "Twisted" Hallucinogena, teraz mamy takie potworki. Prawo przemian w pełni. Naprawdę, czy tak niewiele Wam potrzeba od muzyki określanej jako "psychedelic trance"? Z drugiej strony, gusta są różne i to bardzo otwarte pytanie. Ja jako odbiorca muzyki wymagam więcej. Zabawne, że ludzie którzy mówią, iż nie lubią melodii w goa, jednocześnie spuszczają się do tego typu twórczości, która melodie ma o wiele prostsze i najczęściej banalne. Tak mi się przypomniało. Żeby nie być takim okrutnym dla było nie było zaprawionego w boju twórcy napiszę tylko, że drugi numer, który jest coś wart na albumie to ostatni - te dwa, pierwszy i ostatni wyraźnie odstają od reszty - coś w nich się dzieje (w tym ostatnim szczególnie, mamy nawet więcej niż cztery dźwięki w tym samym czasie ;)) i mają fajny klimacik. Reszta to kopiarka, w kółko te same linie basowe, proste melodyjki, powtarzane do znudzenia te same chwyty. Nic się nie dzieje. Nawet kolaboracja z E-Mantra (a naaaawet z Nova Fractal! ;)) zbytnio nie pomogła. A, właśnie. W numerze "Hooponopono" na początku dostajemy wypowiadane przez kobietę wstawki, cytuję: "I love you" - to jeszcze jest ok - po chwili słyszę "I am sorry", a za chwilę "forgive me" i "thank you"... wszystko lekko doprawione filtrami. Może ja już jestem za stary i nie dociera do mnie ogromna głębia tego przekazu, ale dla mnie brzmi to cholernie infantylnie, dziecinnie i wywołuje jedynie uśmiech politowania na ustach.

To nudna, wyjątkowo kiepska płyta i zwyczajne wyciąganie pieniędzy od ludzi. Dwa utwory całkiem fajne, resztę można spuścić z wodą w WC. Chociaż zapewne znajdą się całe tłumy, którym się to wszystko bardzo spodoba.

JetMan