Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

polyphonia - beyond the ocean of time


polyphonia_-_beyond_the_ocean_of_time
Quantum Frog Productions, 2011


1. Quantum Mechanics
2. Ocean Of Neutrons
3. True Hallucinations
4. Culture Dissolution
5. Diviner's Mint
6. Mind Explorer
7. Take Off
8. Time Is Speeding Up
9. The End Of Time

Romolo Cheri z Salonik, zmarły w zeszłym roku w wypadku motocyklowym, był jednym z najbardziej innowacyjnych darkowych producentów. Polyphonia wraz z Zikiem, Dark Elfem, Orestisem, Strangerem, Darkshire, Kulu i Kaosem zbudowali potęgę greckiej sceny, która w dziedzinie mrocznych klimatów znajduje się obecnie w światowej czołówce. Romolo zdążył nagrać świetnie przyjęty album "The Future World" (z klasykami pokroju "Other Reality" czy "Voodoo Style"), ciężki w odbiorze, ale wciąż mieszczący się w wyznaczonych dla gatunku granicach, oraz szereg znakomitych numerów na składanki (chociażby "Pentagram" czy "Heaven And Hell"). W ostatnich latach poszedł w stronę bardziej eksperymentalnych klimatów, szeroko wykorzystując głębokie dysonanse i dysharmonie, a jego znakiem firmowym stał się niezwykle charakterystyczny dźwięk "rozstrojonego" syntezatora (odsyłam do utworów pokroju "Reprogram Your Mind" czy "LSD Kids"). W każdym razie, cokolwiek Polyphonia grał, robił to na wysokim poziomie - tym smutniejsza była wiadomość o jego śmierci. Na szczęście Quantum Frog Productions dzięki pomocy przyjaciół artysty zdołało zebrać materiał przygotowywany przez Romolosa na kolejny album. W ten oto sposób do naszych rąk trafił krążek "Beyond The Ocean Of Time". Okładkę zdobi klasyczna praca Neila Gibsona, a w środku znajdziemy kilka fotek i obrazów Romolosa oraz informację o tym, że cały dochód ze sprzedaży trafi na cele charytatywne - zważywszy na sytuację, to krok jak najbardziej odpowiedni. Nie ma co zwlekać, skoczmy poza ocean czasu.

Na początek krótki wykład z "Mechaniki Kwantowej". Miłe rozpoczęcie, które umiarkowanie mocnym uderzeniem wprowadza nas w klimat albumu. Ważne, że wspomniane rozstrojone synthy zachowują jeszcze elementy melodyjne, tak więc słuchacz może powoli przyzwyczaić się do wędrujących wokół dźwięków. Nie wychodząc z poetyki naukowej, wskakujemy do "Oceanu Neutronów". Bit nabiera mocy, a synthy stają się już solidnie powykręcane. Powoli zaczyna dominować całkowita dźwiękowa abstrakcja, która momentami przybiera jednak postać zsynchronizowanych frekwencji. Jako, że nauki ścisłe męczą umysł, pora przeżyć "Prawdziwe Halucynacje". Jak można się spodziewać, tutaj wszelkie reguły już zanikają. Synthy są już bezsprzecznie najbardziej słyszalnym elementem muzyki, cała reszta spada na drugi plan. I tu pojawia się poważny problem - jeśli ktoś tych dysharmonii i totalnej abstrakcji nie zaakceptuje, nie ma w zasadzie czego na albumie szukać. Na szczęście w końcu pojawia się jakiś dalszy ambientowy plan, choć niestety bardzo oszczędny. "Kulturalny Rozpad" to kawałek o klimacie zdecydowanie katastrofalnym. Apokaliptyczny klimat potęguje niezwykłe, nawet jak na to wydawnictwo, nagromadzenie rezonujących dźwięków, które wibrują w nieokiełznany sposób. Na pierwszym planie mamy synthy bardzo wysokie, natomiast na drugim niskie, które zmieszane mocno bałaganią w głowie. Jakby mało było zamieszania, Polyphonia częstuje nas "Szałwią Wieszczą". Ciężki trip oczywiście ilustrowany jest zabiegami znanymi z poprzednich utworów. Na tym etapie zadajemy sobie pytanie - czy to wszystko nie jest jednym metalicznym zgiełkiem? "Odkrywca Umysłu" wydaje się niestety tę tezę potwierdzać. Co z tego, że mamy tu mnóstwo warstw, skoro na każdej gra to samo. Tempo troszkę rośnie przy "Odlocie", w którym w końcu słyszymy jakiś sampel, jakieś pobrzmiewające tu i ówdzie dźwięki, które wyróżniają się spośród reszty. Ale sam bit jest dość męczący i mało pomysłowy, więc nie ma się nad czym rozwodzić. To kolejny problem tego albumu - kick i bass są okrutnie monotonne... Ma to swoje potwierdzenie przy "Przyśpieszaniu Czasu", które na szczęście ratują przestrzenne (w końcu coś przestrzennego!) synthy i dalekie atmosfery. Naprawdę dobry utwór, który może różni się od innych tylko trochę, ale to trochę robi wielką różnicę. Znamienny "Koniec Czasu" to chyba jedyne możliwe zakończenie tego albumu - utwór, w którym wykorzystane zostają wszystkie motywy pojawiające się wcześniej na płycie. Miła dla ucha jest melodia, która z drugiego planu wysuwa się na pierwszy przywołując wizję Polyphonii jako szalonego kompozytora ze zmierzwionym włosem i błędnym wzrokiem, który na kwasie zabawia się syntezatorem. W tym numerze widzimy potencjał Romolosa, który wcześniej gdzieś drzemał. Można powiedzieć, że koniec płyty po prostu ją ratuje.

Cóż, spodziewałem się czegoś lepszego. Nie ma co ukrywać - album jest po prostu monotonny. Kilka dobrych wałków gubi się w ogólnym natłoku średnio przyjemnych dźwięków. Polyphonia niestety nie bawi się basem, perkusją ani tempem, a do tego w dokładnie każdym utworze używa tych samych wibrujących, drgających, metalicznych, kakofonicznych synthów. Brak tu budujących atmosferę ambientów na dalszych planach, brak przestrzeni. Owszem, dwie kompozycje w tym klimacie, przywołującym na myśl dynamiczną podróż po synapsach w ludzkim mózgu, miałyby swój urok i moc. Ale dziewięć? Niestety, nie jest to płyta na miarę talentu tak znakomitego producenta, jakim był Polyphonia. Ale absolutnie jej nie przekreślam - te totalnie abstrakcyjne, chaotyczne, wielowarstwowe kompozycje mają w sobie jakiś nieokreślony potencjał. Dlatego za jakiś czas znów z chęcią sięgnę poza ocean czasu, może wtedy znajdę tu coś, czego teraz nie można poczuć?

Najlepsze momenty: "Ocean Of Neutrons", "Culture Dissolution", "Time Is Speeding Up", "The End Of Time"

Profil MySpace
Oficjalna strona wytwórni

Ocena: 6/10

Muzik Ce