Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

reefer decree - sound frames


reefer_decree_-_sound_frames
Iboga Records, 2001


1. Animal Planet
2. Percaution
3. It Did
4. Mortal Wombat II
5. Spinal Tics
6. Pulse Train
7. Soundframed
8. Time Drop

Powiem wprost: nie mogę słuchać takiego grania. Muzyczne gdybanie to jedno, co mnie kompletnie nie kręci. Chyba pierwszy raz spotykam płytę, która nie proponuje mi właściwie żadnych emocji. Ot takie tam przestrzenne dźwięki nijak do mnie trafiające. I do tego ten cholerny schemat miażdżący mnie swą zniedołężniałą "ruchliwością". Tak zachowawcze, że całkowicie usypiające, płyta się zaczyna, po czym następuje linia prosta do ostatniego dźwięku. Zupełnie nic nie zwraca mojej uwagi. Jak przejeżdżające samochody pod moim domem... słyszę ale jakby przestało to bym uwagi nie zwrócił. Próbowałem i głośno, i cicho, i tańczyłem, i słuchałem by zaistnieć w środku tych dźwięków. NIC!!! Elektroniczne granie do puszczenia w tle podczas talk - show telewizyjnego. Żadnej zadziorności przejawiającej, choć odrobinę charyzmy ludzi, którzy to tworzą. A przecież płyt takich jest wiele, tego trance'u typu - tło, tej porannej transowej muzyczki. Ale po raz pierwszy jestem tak zupełnie znudzony. Zawsze miałem się na czym zawiesić, dźwięki były o czymś, utwory były o czymś i w końcu o tym bliżej nieokreślonym czymś była cała płyta. Od początku do końca wszystko pełni tę samą rolę. Hihaty podskakują najprościej jak tylko mogą, werble tworzą jakieś niezobowiązujące "pykanko", pojawiające się acidy są chyba tylko dla zasady gdyż praktycznie nic swą obecnością nie wnoszą. Do tego kilka w miarę psyche - dźwięków, a te po prostu są i już. Ale jest też druga strona medalu... remastering jest perfekcyjny (to chyba wyznacznik duńskiej wytwórni jak również ten nijaki klimat domniemywam) utwory doskonale wyważone a i mimo wszystko patrząc "luźniej" na atmosferę utworów można się doszukać jakiegoś swingująco - funkującego tematu przewodniego całości. Są też ciekawe momenty na płycie (w "Mortal Wombat", "Spinal Ticks", "Pulse Train"), kiedy już wydaje się że przebudzenie nastąpiło lecz albo czar pryska albo utwór się kończy. Inna sprawa, że te chwilowe ocknięcia nikną w ciemnościach pozbawionych światła w tunelu. Więc po co to wszystko? I tak płyta nie wyróżnia się niczym, wśród zalanego miernotą rynku transowego, który coraz rzadziej rodzi nam coś dobrego. Gdyby nie fakt, że piszę tę recenzję pewnie nawet nie odsłoniłbym drugiej, bądź co bądź i tak pordzewiałej strony odznaczenia. Takie płyty mnie dołują, odbierają nadzieję i pokazują, że ludzie by się uwolnić z ramion ograniczeń potrzebują przewodnika. Jak na razie go nie widzę, a ta grupa już na pewno nim nie jest. Zostało zrobione to co zwykle i jedynym powodem dla którego nie jest owy twór identyczny jak reszta to zbyt mocno skomplikowana psychika ludzka, która każdemu muzykowi nakazuje gdzieś w głębi odwalać tę rutynę po swojemu. Najlepszy track dla mnie to wspomniany już "Spinal Ticks"... chyba za swą nastrojowość z początku i przy końcówce... znośny jest też "Pulse Train"... nie polecam ale i nie odradzam bo i płyta ani mnie absorbuje ani odrzuca (podobno nie ma nic gorszego niż nie wzbudzać żadnych emocji). Przekonać się trzeba samemu, bo głupie to nie jest. Mnie jednak kompletnie nie ruszył ten kalejdoskop dźwięków...

Liszu