Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

sabretooth - sabretooth


sabretooth_-_sabretooth
Sabretooth Records, 2008


1. Smooth Hound
2. Curve Ball
3. Spy Trance
4. Afterburner
5. Subalias
6. Conga Eel
7. Bull Roarer
8. Moonstomp
9. Screwdriver
10. The Epiphany
11. Sub Mission

Po dekadzie grania na perkusji w punkowym zespole Taster Life Chicken oraz następnych latach spędzonych na szlifowaniu swoich DJsko-producenckich umiejętności, Ben Fraser uraczył swoim debiutanckim albumem. Nie jest to (jak wielu myśli) psychedelic trance. To cały krążek "Sabretooth" został wręcz pochłonięty przez psychodeliczną stylistykę. Sabretooth to nie tylko wymyślona postać komiksów nowojorskiej marki Marvel, ale także producent z Sheffield. Przez ostatnich parę ładnych lat eksperymentował on z muzyką drum'n'bass, techno, hard dance i trance. W ostateczności Ben zaczął specjalizować się w nietypowych formułach acid trance'u. Pełne mrocznych i abstrakcyjnych melodii przy zachowaniu minimalizmu treści, tworząc w ostateczności maksimum wyrazu. Swoje pomysły z pogranicza techno, punka i trance'u Fraser realizuje od 2005 roku w łonie własnej wytwórni Sabretooth.

Dużym sprawdzianem w jego dotychczasowej twórczości okazał się jego pierwszy album. Krążek Sabretooth daleko wybiega po za wszelkie próby etykietowania. Okazuje się, iż Ben jest ekstremalnym mash up'owcem, którego scena od dawno potrzebowała. Pierwszy nokaut ze strony Frasera nastąpił przy otwierającym longplay nagraniu "Smooth Hound". Etniczne bramy przy akompaniamencie hipnotycznych didgeridoo otwierają się wprost w środek hulanki w rytm tech-nrg-trance. Naładowany adrenaliną po brzegi tech-trance'owy "Spy Trance" Fraser połączył z ilustracyjnymi motywami wyciętymi z filmu o agencie 007. Kto ma sentyment do lat 90-tych, a szczególnie za płynącymi szerokim strumieniem w tamtych czasach brzmieniami acid trance i acid techno z Wielkiej Brytanii, ten na "Sabretooth" znajdzie wiele rzeczy dla siebie. Począwszy od napompowanego "Afterburner", przez bombowy, tribalowy wyczyn "Conga Eel" (dorównujący klasom "Jack Me" Dave The Drummera czy "London Acid City" duetu Chrisa Liberatora i Lawrie Immersiona), plemiennie tech-house'owy "Bull Roarer" na klasycznych dźwiękach, zakropionych energetyczną procją psychodeli, "Moonstomp". Ben nie omieszkał także otrzeć się o swoje punkowe korzenie. Podobnie jak Electric Universe, Fraser stara się rockowe riffy dostosować do transowego "Curve Ball". Niestety końcowy efekt tego jest dosyć komiczny w odbiorze. "Sabretooth" to także mash upy Bena z hard dance i hard trance. Z całego tego grona numerów najlepiej wypadł pulsujący "The Epiphany". Fraser nie powiedział jednak ostatniego słowa. Nie zakończył swojego wielkiego dzieła prostym i mało wyrafinowanym cięciem. Po dawkach psychodeli, acidu, trance'u i techno, wielkim zaskoczeniem jest dubowy "Sub Mission". Ciekawa i niespodziewana konkluzja albumu ze strony Bena.

Ostatnie dwanaście miesięcy (bo tyle trwało nagrywanie materiału na "Sabretooth") nie poszło Fraserowi na marne. Okres jak najbardziej udany. Fuzyjny charakter albumu dorównuje ostatniej płycie Star-X. Dużo nowych rozwiązań przy użyciu starych, sprawdzonych i kultowych brzmień. Fani popisowego i rozsmakowanego acidu oraz mocnych, klubowych uderzeń trance'u powinni już ostrzyć sobie zęby na ten album. Bo nie jest to pozycja dla fanów psychedelic trance. Chociaż pokazuje (czy komuś to się podoba, czy też nie) kolejny etap rozwoju tych brzmień, którego od kilku ładnych lat są w regresie.

Marcin Nieweglowski (joilet.blox.pl)