Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

silent horror - seance


silent_horror_-_seance
Devils Mind Records, 2011


1. Inner Soul
2. Twinkled
3. Drum Ritual
4. Of None But It
5. Black Orb
6. Higher Access
7. Journey
8. Déja Vu
9. The Calling

Lubicie grozę, opowieści o duchach, dreszcz na plecach? Jeśli nie, ten album nie jest dla Was. Jigar Shah, prowadzący wraz z Kiriyamą norweski label Devils Mind Records, znany jest szerzej jako Silent Horror. Ciężko znaleźć artystę, który lepiej dobrał sobie pseudonim - Hindus jest prawdopodobnie najwierniejszy ideom przyświecającym protoplaście darkpsy, niejakiemu Xenomorphowi. Na swoich dotychczasowych wydawnictwach, epkach "Patterns" i "Typhoeus Vritra" oraz debiucie "Nemesis" (a także na wspólnym albumie z Gorump Peyyą pod szyldem Isentropic), Silent Horror zaprezentował muzykę, która puszczona nocą może niejednemu przyspieszyć bicie serca. Ale to, co usłyszeć można na "Seance", pozostawia tamte produkcje daleko w tyle.

Warto zaznaczyć, że album powstał dosłownie na oceanie. Shah, z zawodu marynarz, pisał muzykę w ciągu kilkumiesięcznego rejsu. Wyobraźcie sobie - obserwujecie w nocy bezkresne połacie bezdennego nieprzyjaznego oceanu, kryjącego nieznane niebezpieczeństwa, zdani na łaskę sztormowej pogody i chybocącego się statku. Taki właśnie klimat czuć na płycie. Tytuł albumu to oczywiście nawiązanie do spirytystycznych seansów - faktycznie, głosy z zaświatów są tu stale obecne.

"Inner Soul" rozpoczyna się złowrogo od głębokiego ambientu rodem z horroru, do którego za chwilę dołącza ogromnie ciężki bit i nieskomplikowane, ale straszące syntezatory. Należy się do tego przyzwyczaić, bo do końca podróży niewiele się w tej kwestii zmieni. Następny w kolejce "Twinkled" to jeden z mocniejszych punktów, a podążając za tytułem można sobie wyobrazić migocące na zamglonym horyzoncie światła niewiadomego pochodzenia. "Drum Ritual" jest tym, czym powinien, czyli tribalowym tripem w głąb nieznanego, ale do apogeum napięcia jeszcze daleko. "Of None But It" to niemal czysta moc, która ciągnie naszą łajbę w stronę otchłani. Niby jest spokojnie, ale wszędzie wokół krążą dźwięki z koszmaru. Z hipnozy budzi nas "Black Orb", czyli niewytłumaczalne paranormalne zjawisko polegające na pojawianiu się w polu widzenia niewytłumaczalnych czarnych kulistych kształtów. Ci, którzy je widzieli, wspominają o przejmującym strachu, który opanowuje całe ciało, a towarzyszy właśnie ich obserwacji... "Higher Access" przenosi nas do bram nieznanego. Wyglądają tajemniczo i nie wiemy, co się za nimi kryje, ale będziemy musieli je najprawdopodobniej przekroczyć. Tak też się dzieje, a za przejściem wyruszamy w nieprzyjemną i bolesną "Podróż". Ten utwór to niemal majstersztyk, zbudowany na zasadzie suspensu - wprowadza nas usypiający kobiecy chóralny śpiew i słynny wers o "połowie drogi żywota mojego..." z Dantego, a potem następuje wkroczenie do mrocznych czeluści, po których pędzimy w pewnym momencie w tempie rollercoastera. Kończymy znów spokojnie, ale to jedynie preludium do czekającego nas "Deja Vu". Może faktycznie każdy z nas zna skądś ten klimat, czający się w najgłębszych pokładach podświadomości. W każdym razie, mamy tu do czynienia z obrazem zdecydowanie groźnym i mrocznym. Na sam koniec Silent Horror zostawił największą perełkę - "The Calling". 6 minut dark ambientu, którego nie powstydziliby się Lustmord czy Coil, okraszone jest dudniącym gdzieś w oddali basem. Znajdujemy się na samym dnie, w zupełnej nicości. Wołanie o pomoc słyszą tylko nieczyste siły, które z całą mocą atakują krwistym bitem w szóstej minucie. No cóż, ratunku nie ma...

Przyznaję, trochę popłynąłem, ale chyba o to chodzi w takiej muzyce. Nie wiem, dlaczego niektórym podoba się tak skrajnie mroczny klimat, gdzie próżno szukać jakichkolwiek oznak pozytywnych emocji, ale ja do takich ludzi należę. Jeśli muzyka ma ryć beret i wystrzeliwać w nieznane rejony, to "Seance" spełnia swoją rolę. Nie ma tu fajerwerków, technicznych motywów motywików - jest tylko, albo aż, ciężko i mocno. Nieprzerwane wszechobecne ambienty, w których Silent Horror jest mistrzem, nadają temu minimalizmowi atmosfery, której nie znajdziemy w psajtransie nigdzie indziej. I nie są to sample zarzynanych ludzi czy głosów bestii, ale po prostu oblepiające hipnotyczne brzmienia. Ciężar płyty potęguje tempo oscylujące wokół 150 bpm, które wydaje się wręcz stworzone do tego typu historii. Warto wciągnąć się w ten album, posłuchać od początku do końca, i samemu przeżyć swojego własnego tripa. Jedno jest pewne - nie będzie to kolorowa i wesoła wyprawa na grzyby, ale raczej ciężki wojaż w odcieniach czerni, pośród jęków zabłąkanych dusz. Jak dla mnie cymesik, w swojej dziedzinie ten album to klasyk.

Najlepsze momenty: "Twinkled", "Of None But It", "Journey", "The Calling"

Profil MySpace
Profil SoundCloud
Oficjalna strona wytwórni

Ocena: 9/10

Muzik Ce