Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

synSUN - phoenix


synSUN_-_phoenix
Starsound Records, 2006


1. Tron
2. Prelude
3. Forward Stream
4. Reborn
5. Meta Dream
6. Infected
7. Enter Sandman
8. Phoenix
9. Mami
10. Magic Fly

Po całkiem udanym debiucie, jakim była wydana dla Kagdila Records płyta "Symphonic Adventures", nakładem greckiego labela Starsound Records, niczym feniks z popiołów, powrócił na nasze głośniki duet SynSUN. Chcąc podkreślić swój powrót chłopaki nazwali płytkę "Phoenix". Minęły 2 lata, standardy poszły nieco do przodu, w międzyczasie pojawiło się wiele płyt serwujących mniej lub bardziej oryginalne podejście do muzyki. Mówi się, że najważniejsza jest trzecia płyta, gdyż albo z reguły jest tą ostatnią, albo przechodzi do historii. Na trzecie wcielenie SynSUN przyjdzie nam prawdopodobnie jeszcze trochę poczekać więc zajmijmy się jego obecnym, drugim wcieleniem, jakim jest "Phoenix".

Płytkę mocnym uderzeniem otwiera "Tron". Od razu idzie dostrzec różnice między pierwszą a drugą płytką. Brzmienie jest nieco bardziej agresywne (częstsze zmiany motywów, więcej efektów blurpo-podobnych, sporo dźwięków serwowanych za pomocą FM - niemalże większość instrumentów prowadzących przypomina syntetyczną gitarę elektryczną). Co mnie bardzo mile zaskoczyło w pierwszym utworze to odniesienie się do Juno Reactor (linia melodyczna w okolicach 3:40), a może bardziej pachnie starym dobrym Doofem? Słuchając SynSUN mam wrażenie jakby muzycy czerpali z wielu źródeł i sklejali to wszystko w jedną dość składną papkę. Może nie mają polotu wirtuozerskiego, ale do grona rzemieślników też bym ich nie zaliczył. Kawałek "Forward Stream" zaczyna się podobnie do hallucinogenowego "Alpha Centauri", po czym wchodzi bass przypominający starego dobrego Juno Reactor. Brzmienie i zgrywane melodie są takie landrynkowo-bajkowe, jednak z umiarem. Kawałek nie jest mega-słodkim kawałeczkiem ciasta, które po spożyciu za dużej ilości mdli. Przypomina trochę stare scenowe chiptuny; wesołe melodyjki grane w wysokich rejestrach, które sobie lecą, a jak dać się im wciągnąć to na ryjku robi się automatycznie rogal. Mami to przeróbka "Tatarii" z pierwszej płytki - ten sam wokal, te same melodie, tylko brzmi inaczej. Nie wiem czemu, ale zarówno "Tataria", jak "Mami" przywodzą mi na myśl "Beyond The Senses". Dzieje się tak zapewne za sprawą rytmiki, która to pulsuje raz szybciej raz wolniej, albo przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Być może rytmika to nie zwykłe 1/16 a 1/16*? Poza tym motywy dźwiękowe w tym kawałku sprawiają wrażenie ciągłego początku, jakby to był dopiero wstęp, a leci przez cały utwór. Tylko powoli dochodzą nowe motywy, zmieniają się akcenty i dynamiki poszczególnych partii. Zdecydowanie wolę jednak Astrixa. Ostatni utwór to klasyczny odwrót w stronę chillu, osobiście bardzo lubię gdy płyty na zakończenie zwalniają obroty, kiedy w ostatnich minutach odsłuchu można się uspokoić. Ten utwór to ewidentny trybut wobec Infected Mushroom. Jest gitarka, pianino, ma się wrażenie, jakby się słuchało jakiegoś odrzutu z "Converting Vegetarians".

SynSUN zdobywa moje serce niesamowita prostatą brzmienia. Nie ma tutaj jakichś niesamowitych efektów, dźwięki nie wychodzą z flangera by wejść w 23 reverby i 15 phaserow. Zamiast dopieszczonym brzmień płytka niesie melodyjki niczym z komputera i starych gier na Atari. Każdy utwór jest niemalże pikselową opowieścią z krainy Zeldy, wszystko dobrze się kończy i ma swoje słodkie akcenty. Ta płyta różni się diametralnie od swej poprzedniczki. Można odkryć wiele dźwięków tła, pojawiające się i znikające delikatne pady, cichutkie sinusowe bąbelki, jednak zachowali swój styl oparty na leadach, to one są sednem i istotą muzy SynSUN. Długaśne pętle, grane z dużą prędkością na dość różnych cutoffach są wciągające i zabawne przez swoja "jajcarskość". Płyta idealnie nadaje się na wrzucenie w odtwarzacz i hasanie po mieście, a to dlatego, że jest lekka, łatwa i przyjemna w odbiorze. Jajcarze z SynSUN są w stanie wywinąć nam numer i spowodować, że zaczniemy tupać w najmniej oczekiwanym momencie i to jest chyba najważniejsze. :)

Double Miu