Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

the muses rapt - spiritual healing


the_muses_rapt_-_spiritual_healing
Liquid Sound Design, 1999


1. Spiritual Healing
2. The Ancient Sounds Of The God
3. The Angel And The Snake
4. Enchanted Forest
5. The Return Of The Travellers
6. ...And The Sensitives Will Be Kings
7. The Warriors Of Temperance
8. Corazon De Fuego

Album "Spiritual Healing" który wreszcie wpadł mi w ręce (dość długo nie mogłem go nigdzie dostać) został wydany w roku 1999 nakładem sublabela wytwórni Dragonfly Records i muszę przyznać, że pomimo iż słucham Goa-Trance od ponad czterech lat, nie sądziłem, że ciągle jeszcze znajdzie się coś, co mnie tak bardzo pozytywnie zaskoczy. :) Może niektórzy wiedzą, że z tą pozycją wiąże się dość ponura historia z zaskakującym zakończeniem - twórcą "S.H." jest Juan Verdera, DJ z Ibizy grający psychedelic trance. Jakiś czas temu dowiedział się o swojej chorobie - diagnoza była dość jednoznaczna - rak. Następnym postanowieniem było nagranie albumu, w którym mógłby umieścić wszystkie swoje stany duchowe i odczucia - a wszystko poprzez muzykę. Po zakończeniu prac nad produkcją najnowsze badania wykazały, że rak zniknął a Juan jest całkowicie zdrowy. Cóż, po prostu prawdziwy "Spiritual Healing" dzięki Goa-Trance. :) Ale do rzeczy.

Płyta zawiera osiem utworów. Pierwszy - o tytule identycznym jak cały album, zaczyna się dość prosto, można by pokusić się o stwierdzenie, że pachnie amatorszczyzną. Nic bardziej mylnego, to zdecydowanie jeden z najlepszych na CD'ku. Po pierwszej minucie akcja kawałka jest już na dobre rozwinięta i w pełni oddaje artyzm Juana, stary dobry Goa-Trance z wspaniale poprowadzonymi melodiami. Coś pięknego. Drugim z kolei jest "The Ancient Sounds Of The God" - to oznacza, że zmieniamy klimat. Zaczyna się wolno... mroczna atmosfera robi swoje, wkrótce wchodzą czyste elektroniczne brzmienia a w tle ciągle słyszymy przewijające się ciekawie skonstruowane sample. Początkowe pięć minut to jedynie intro - basowy bit wchodzi dopiero po tym czasie. Cały kawałek utrzymany jest w dość sentymentalnym nastroju. Następnie pora na "The Angel And The Snake". Od początku dostajemy w miarę szybki rytm. Pomimo ciekawych filtrów i genialnej zmiany nastroju pod koniec szóstej minuty - lekko nie przypadła mi do gustu początkowa lekka monotonność i przewidywalność utworu. Natomiast od drugiej "połowy" - czyli po 6 minutce - jest już bardzo dobrze, a końcowe wiolonczele to mistrzostwo świata. :) "Enchanted Forest" zajmuje środkowe miejsce na liście tracków. Zaczyna się bardzo dobrze, tajemniczo a nawet można rzec-ponuro. Szybko wjeżdża ciepły i przyjemny dla ucha basik a cała melodia doskonale się z nim komponuje. Na uwagę zasługują świetne filtry i ciekawe efekty, które towarzyszą nam do ostatniej chwili. Momentami można odnieść wrażenie, że jest lekko minimalowo, może nawet acidowo? Tak czy siak, kolejna kapitalna pozycja. Ocena - 8,5/10. Piąta pozycja to kultowy już niemalże "The Return Of The Travellers" - po dość wolnym poprzednim kawałku w tym poraża nas szybki bit i brak wyciszeń rytmu. Bardzo ładne dźwięki i genialny motyw przewodni - o lekko "hinduskim" (za Templarem ;)) zabarwieniu. Gdyby nie ciut za długie rozwinięcie, byłaby maksymalna ocena - mimo to koniecznie musicie posłuchać. =) Pod numerkiem 6 kryje się "...And the Sensitives Will Be Kings". To kolejny z moich faworytów. Już początek jest ciekawy, później jest coraz lepiej. Ten trwający 6 minut i 24 sekundy utwór przywołuje na myśl walkę, którą toczył przez cały czas autor albumu ze swoją chorobą. Długo przeciągane dźwięki, niezłe wyciszenie rytmu w 4:20, czy w końcu jego ładny powrót w piątej minucie - to składowe dobrej oceny. Szkoda tylko, że tak szybko się kończy. Przedostatni - "The Warriors of Temperance" - trwa 8:54 i zasługuje na Oskara, jeśli chodzi o główną linię melodyczną. Bas mocno zaakcentowany, a cały track - w podniosłej tonacji. Rytm rozwija się wolno, w tle wspaniałe sample. Pod względem tego, co najbardziej kocham w GOA - czyli melodyjności i "duszy" - kładzie na łopatki... Poezja. Końcowy utwór to pachnący Hiszpanią "Corazon De Fuego" :) Początek przypomina mi trochę stare muzyczki prezentowane na maszynach pokroju Atari 65 xl/xe albo Commodore =] To tyle, jeśli chodzi o własną dygresję ;) - a wracając do ósemki - jest troszkę ambientowa ,wyciszająca... pachnie egzotyką i podróżami. Jak zwykle ciekawa i zapadająca w pamięć melodyka. Jak widzicie - tutaj nie ma słabych pozycji...

To, co charakteryzuje tego twórcę, to momentami bardzo ostre, elektroniczne brzmienie. Nie mamy tutaj dążenia do wywołania u słuchacza odczucia "naturalnego" pochodzenia dźwięków jak np. w przypadku Shpongle, wręcz przeciwnie - czysta moc syntezatorów :) Na pewno można również powiedzieć, że każdy z utworów opowiada pewną historię - i jest to czynione w iście mistrzowskim stylu. Myślę, że dobre byłoby określenie "epopei muzycznych" - słuchając mamy świadomość osobistego przesłania i sentymentalno-nostalgicznej nuty przewijającej się co jakiś czas. Tylko niektóre tracki nadawałyby się na parkiet - np. 1 i 5,reszta jest momentami zbyt ambientowa, zbyt głęboka - ale w żadnym wypadku nie jest to wadą. Jeśli szukacie w Goa-Trance czegoś nowego - a jeszcze nie mieliście styczności z twórczością Verdery - natychmiast postarajcie się nadrobić zaległości :)

Ocena: 9/10

JetMan