Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

ticon - 2am


ticon_-_2am
Digital Structures, 2008


1. 1987
2. Zebra Beat
3. Models On Cocaine
4. Weekeend Warriors
5. Spitfire
6. In The Box
7. We're Shining
8. 2 am
9. Less Is More

Upłynęły juz dwa lata od wydania ostatniego albumu Ticona (szwedzki duet Filip Mardberg i Fredrik Gilenholt) pt. "Zero Six After". I cóż dostajemy tym razem? Z żalem musze przyznać, iż zamiast innowacyjnego, świeżego i odkrywczego albumu mamy przysłowiową szara kaszankę bez wyrazu. Nie zamierzam zostawiać tutaj suchej nitki na tym albumie który został wydany przez niegdyś sławetne Digital Structures ale w tym wypadku odnoszę wrażenie iż ta wytwórnia swoje najlepsze lata ma juz za sobą. Czwarty juz album o nazwie "2am" reklamowany jest jako przełom, cos wyjątkowego i "jeszcze więcej znakomitego Ticona". Owszem, mamy tutaj przeplatające się progresywno minimalne klimaty ale prym wiedzie gatunek znany jako electro. Nic do tego typu muzyki nie mam, ale jeśli miałby to być album stricte w tym właśnie gatunku to znam o wiele lepsze pozycje. Na codzień raczej nie słucham electro czy EBM, zatem cos tutaj nie gra.

Weźmy na tapetę taki "In The Box". Typowo staroszkolny klimacik, damski wokalik i dyskotekowy feeling lat osiemdziesiątych. Kolorowe, podświetlane kwadraty umieszczane w wielu lokalach i sceny z filmu "Dirty Dancing" pojawiają się w wyobraźni w zasadzie bez wysiłku. ;) "1987" nadrabia ogólną atmosferką, słyszałem opinie, ze miałoby to czasami zahaczać nawet o motywy w stylu Jean Michel Jarre'a - i to plus, jeśli ktoś to dostrzega. Bo mnie to nie przekonuje. Zatem jednocześnie patrząc na to z tej drugiej, bardziej pesymistycznej, strony gdy chce posłuchać czegoś w stylu Pet Shop Boys, to słucham właśnie ich i raczej nie powinienem puszczać w odtwarzaczu kompaktu z Ticonem w środku. Wybaczcie ignorancje, ale jeśli to jest jedyna droga w którą ma pójść muzyka psychedelic, to ja wysiadam w biegu. :) "Modelki na Kokainie" mogą się spodobać zwolennikom czystego electro z domieszkami czegoś na kształt dokonań kultowej grupy Kraftwerk. Tyle, ze to raczej nie ta liga. Oczekując raczej jakiegoś bardziej solidnego psy-wykopu owe modelki bardziej przypomniały mi wyścigi zaspanych ślimaków na jakichś benzodiazepinach. Widocznie ta płyta właśnie taka miała być. Może była nagrywana o drugiej w nocy, a wtedy się śpi. ;) Jeśli ktoś lubi tego typu rytmy nie mam nic przeciwko, ale nazywanie tego psytransem jest nieporozumieniem. To mają być nowe trendy, nowa moda i nowy kierunek. Niekiedy trudno wytrzymać i nie wybuchnąć śmiechem, wybaczcie. Nie ma to wiele wspólnego z dawną mocą Ticona, może gdyby zostało wydane pod inna nazwa wtedy nie byłoby takiego rozczarowania. Żeby nie być tak jednostronnym musze podkreślić, iż technicznie albumowi naprawdę nic nie można zarzucić - wszystko gra czysto, schludnie i przyjemnie. Ja się pytam, gdzie się podziały czasy tak wspaniałych numerów jak "We Are The Mammoth Hunters"? Pamiętacie finezyjne "Aero"? No właśnie. Tutaj nie ma nawet cienia klasy tamtych produktów. Nie znalazłem nic, co mogłoby wykosić imprezowiczów podczas tańca, a i w domowym zaciszu zaprezentowane produkcje raczej nużą i męczą.

Do tej pory to jedna z gorszych płyt tego roku. Oczywiście najlepiej będzie jeśli sami się zapoznacie bo taki a nie inny werdykt to jedynie moje osobiste zdanie i jeśli podoba Wam się taki, a nie inny styl - zapewne będziecie wniebowzięci.

JetMan