Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

x-Dream - we created our own happiness


x-Dream_-_we_created_our_own_happiness
Tunnel Records, 1997


1. Screw
2. Do You Believe
3. The Second Room
4. Zebra
5. Related Vortex
6. Our Own Happiness
7. Eleven
8. Aurorix

Ktoś dzwoni do drzwi... otwieram. To listonosz przyniósł wypłatę... podpisuję gdzie trzeba i żegnam się. Huk zamykanych drzwi budzi mnie. Rozglądam się po pokoju... na biurku leży jakaś kartka. Podchodzę a na niej niniejszy tekst... rozpoznaję swoje pismo. Włączam pospiesznie muzykę i zaczynam czytać. Długi wstęp pierwszego utworu dobrze zapowiada całość. Jest atmosferycznie, mało pompy, elektroniczne sample, grzmoty i chórki umiejętnie budują klimat, chociaż nie wywierają piorunującego wrażenia. "Do You Believe" to już inna klasa. Przepiękny, epicki początek - znów długi... doskonałe dźwięki jak na tamte czasy i nienachalna mistyka zamknięte w znaną prawie wszystkim całość rozwijającą się wręcz wzorcowo. Następny przystanek to kolejny klasyk. Intrygujący tytuł, minimalna motoryka i jakby dla kontrastu prawie ambientująca linia melodyczna - do tego kilka kapitalnych rozwiązań aranżacyjnych... oczy się przymykają, ciało odpoczywa. Słyszę tętent koni. Nie! To kolejny utwór pędzi niczym spłoszone tytułowe zwierzę. Świetny przykład na to jak zrobić prawie dziesięć minut z kawałka, który mógłby się skończyć po sześciu... grupa rozpoczyna swoje popisy z TB-303. Płyta wciąż nie traci nic ze swego onirycznego klimatu. Ktoś dzwoni do drzwi... otwieram. Listonosz przyniósł wypłatę... odbieram, składam podpis i dziękuję. Wracam do czytania... chilloutowy numer. Króluje tematyka wczasowa. Ptaki ćwierkają, delikatny wietrzyk wieje, relaksujące dźwięki pięknie oddają nastrój panujący w niewielkim kurorcie. Nie zaszkodzi też odrobina rave'ujących klimatów na co składa się TB Rolanda w kolejnym tracku. Brzmi trochę jak kooperacja niemieckiego duetu z The Prodigy z zaznaczeniem jednak, iż ci drudzy nie mieszali się do rytmiki. "Eleven" to już odyseja kosmiczna, podróż w nieznane... prawie jedenaście minut snu na jawie, oczy otwierają się... to znowu zamykają... obrazy prawdziwe mieszają się z wytworami wyobraźni również podczas trwającego blisko osiem minut zamykającego płytę utworu... bardzo dobrą płytę. Otwieram oczy... leżę... patrzę w sufit i dociera do mnie... zaczynam śmiać się sam z siebie. Od kiedy to listonosz przynosi wypłatę do domu!? Wciąż jeszcze się śmiejąc usiadłem. W prawej ręce trzymałem długopis... na biurku leżała kartka a z głośników dochodziły dźwięki drugiego numeru... ktoś dzwoni do drzwi...

Liszu