Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

biosphere - n-Plants


biosphere_-_n-Plants
Touch Records, 2011


1. Sendai-1
2. Shika-1
3. Joyo
4. Ikata-1
5. Monju-1
6. Genkai-1
7. Oi-1
8. Monju-2
9. Fujiko

"Roślinki N" to oczywiście nie żadne psychedeliczne cuda natury, lecz elektrownie atomowe ("Nuclear Plants"). Bardzo intrygujący temat na album, a jeśli zabiera się za niego nie kto inny, jak Geir Jenssen, robi się naprawdę ciekawie. Jak na ironię, płytka inspirowana architekturą i potencjalną niestabilnością japońskich elektrowni jądrowych poprzedziła wydarzenie, które nastąpiło miesiąc później, czyli trzęsienie ziemi i tsunami, które zmiotło reaktory na terenie Fukushima Daiichi.

Wiele razy słuchałem tego kompaktu do snu uznając iż sprawdza się wyśmienicie - jednak teraz nabrałem do niego nieco innego nastawienia. Za którymś podejściem z rzędu dostrzegamy, że z czasem pozornie spokojne dźwięki zaczynają odkrywać swoje drugie dno. Syntezatorowe brzdęki, tajemnicze odgłosy, cyfrowe plumki i rozedrgane pady kryją pod spodem pewien rodzaj wyważonego niepokoju. Cybernetyczną wizję pozornego spokoju i teoretycznego "gwarantu bezpieczeństwa", jaki daje nam obecny poziom technologii ( "Sendai-1" i "Shika-1"). Niby wszystko w jak najlepszym porządku, ale w każdej chwili wszystko może nagle rąbnąć. Wiecie o co mi chodzi? ;) Chwilami album przypomina starsze dokonania Biosphere ("Ikata-1") - mamy tutaj powiewy geniuszu "Substraty" czy "Cirque". Fajnego "dżapanize" klimatu nadają mówione wstawki, takie jak w "Monju-1" czy "Fujiko".Wszystkie cyfrowe pętle prowadzą nas bardzo zgrabnie, momentami odnosi się wrażenie iż Geir zwyczajnie usiadł do klawiatury i zaczął sobie swobodnie grać. To muzyk bardzo wysokiej klasy.

Dziwny zbieg okoliczności (przypadki nie istnieją - albo wszystko nim jest, albo nic). Jak podpowiada fizyka kwantowa wszystko jest połączone więc nic nie dzieje się "przypadkowo") sprawił, iż mamy interesujący, technologiczno-orientalny nastrój na tym albumie, a wypadek w Fukushimie dodał całości niezdrowego, ale jednak smaczku. ;) Jeśli spojrzymy na tą produkcję bez ultraciekawej otoczki Japonii i całego hype - szybko dotrze do nas, że nie jest to wcale kolejne topowe dzieło Geira. Ale nadal jest to coś więcej, niż zgrabnie przycięte rzemiosło.

Płyta raczej spokojna, krótka i dobrze wyważona. W dalszym ciągu mamy tutaj niepowtarzalny hipnotyzujący styl Biosphere i jak najbardziej warto mieć ją w swojej kolekcji.

JetMan