Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

celtic cross - hicksville


celtic_cross_-_hicksville
Liquid Sound Design, 1998


1. Hicksville
2. Stargate Avalon
3. Jade Garden
4. Shwazz
5. Fifth Level
6. Khatmandu
7. Mundis Imaginalus
8. Louden
9. Darshannon

Celtic Cross to projekt muzyczny, który zrodził się ze współpracy takich genialnych twórców jak Simon Posford (Hallucinogen), Martin Glover (Youth) i Saul Davies. Już takie znamienitości zagwarantowały dobre wykonanie tego albumu, a po wysłuchaniu całego "Hicksville" mogę powiedzieć, że Bóg nie poskąpił tym trzem artystom talentu. Dzięki połączeniu ich muzycznych talentów zrodził się projekt, którego muzyka łączy w sobie muzykę elektroniczną z tradycyjnymi celtyckimi melodiami i dźwiękami, wykorzystując przy tym bardzo stylowe instrumentarium m.in. skrzypce, cittern, bodhran, flety, mandolinę i gitarę akustyczną. Album "Hicksville" świadczy o dojrzałości jego twórców, którzy nie ograniczają się jedynie do pewnych utrwalonych schematów. Tyle słowem wstępu - przejdźmy do krainy przepojonej celtyckimi motywami...

1. Delikatne wejście, lekkie szumy i klimat jaki można odczuć nad morzem o poranku są właśnie tym czym wita nas tytułowe "Hicksville". Atmosfera napięcia narasta i trzyma nas w niepewności (aż do 3-ciej minuty utworu, kiedy to muzyczne "emocje" sięgają zenitu). Znacznie wcześniej przez utwór przewija się też często mocno zmodyfikowany głos i już wiadomo, że Posford dobrał się do samplerów. No i to piękne wejście gitary w trzeciej minucie trwania utworu, że już nie wspomnę o dalszych dźwiękowych smaczkach - 4:54. Ach, coś wspaniałego... "Hicksville" to mój drugi (zaraz po magicznym "Darshanonn") ulubiony kawałek na tej płycie.

2. Tutaj zaprezentowano nam kawałek, który zdecydowanie odbiega od reszty utworów (o ile można ten track nazwać typowym utworem). "Stargate Avalon" przypomina mi bardzo szukanie jakiejś stacji radiowej wśród całej masy innych. Całość jest dość chaotyczna i potrafi niemiłosiernie atakować uszy - wierzcie mi. Jakoś nie przypadła do gustu mi konwencja, w jakiej utrzymany jest ten "przerywnik" - bo tak nazwę ten track - pomiędzy dwoma naprawdę dobrymi utworami. Mniejsza o to, bo już czas udać się na poszukiwania kamienia filozoficznego w... nefrytowym ogrodzie.

3. "I stumbled on the philosopher stones... (...) I opened a Pandora Box of multiple realities..." Okraszony wywodami filozoficznymi utwór jest leciutki, wręcz "poranny"... nie ma co tu się dłużej rozpisywać nad jego wspaniałościami, sami posłuchajcie - można spokojnie oddać się kontemplacjom. Oj tak, słuchając tego utworu rzeczywiście łatwo jest natknąć się na słynny Kamień Filozoficzny.

4. Zanurzamy się coraz bardziej w zakamarki naszych filozoficznych rozważań. Tutaj mamy całkowitą zmianę klimatu w stosunku do poprzedniego utworu. "Shwazz" jest jakby nieco mroczniejszy, choć zarazem jest nadal lekki i melodyjny. W tle cały czas coś "klekocze". Pod koniec utworu uczucie stagnacji pryska niczym bańka mydlana za sprawą nagłego wkroczenia na kolejny, bo piąty, poziom.

5. Wraz z tym utworem znaleźliśmy na piątym etapie... no właśnie - ale piątym etapie czego? O interpretację pokuśmy się już sami. Wracając do samego utworu - słysząc jego pierwsze sekundy przez króciutką chwilę miałem skojarzenie z początkiem utworu Hallucinogena pt. "Dark Magus". Utwór ten jest dość jednostajny (co wcale nie znaczy, że jest nudny - wręcz przeciwnie!), o podniosłym tonie - widać, że nie mamy do czynienia z byle czym.

6. Muszę przyznać, że słuchając tego utworu miałem skojarzenie ze słynną grą "Diablo", a raczej z klimatami jej miast i handlowych bazarów, w których gracze zaopatrywali się w ekwipunek dla swych postaci. Zresztą wiele utworów Celtic Cross nadawałoby się jako soundtrack do tego typu gier. "Khatmandu" to jeden z najciekawszych i najlepiej zaaranżowanych utworów na płycie. Przez dłuższą część jego trwania ani na chwilę nie odstępują nas "jarmarczne" klimaty z czasów Celtów, przy akompaniamencie drobnych uderzeń podziwiamy całą mnogość celtyckich instrumentów. A już w 6-tej minucie słychać, że syntezatory Simona nie mogą już dłużej "usiedzieć na miejscu". Naprawdę dobry utwór - nic tylko rozglądać się za herosami z "Diablo". :)

7. Przy "Mundis" znowu zwalniamy tempo by przystanąć, odpocząć i delektować się delikatnymi dźwiękami lutni i harfy - pełen wypas! Oczywiście wszystko to zostało jak zwykle nieziemsko wzbogacone - raz słyszymy chlupoty wody, innym razem (około czwartej minuty) "na scenę" wchodzą tamtamy. Całość sprawia wrażenie jak gdyby twórcy utworu mieli zaraz uderzyć na nas całą salwą mocnych beatów. Jednak Celtic Cross to nie MFG czy Astral... Już za chwilę będziemy się delektowali muzyczną balladą w postaci "Louden".

8. Znowu zaprezentowano nam coś innego. Cały czas przygrywa nam z wolna gitara, brak tu jakichkolwiek muzycznych niespodzianek, lecz jest to efekt jak najbardziej zamierzony. Sam utwór bardzo mi się spodobał. Wcześniej wspomniałem o braku niespodzianek - nie jest to jednak do końca prawdą, jeśli wspomnę o pewnym szczególe - pod koniec utworu słychać dźwięki powozu z zaprzęgniętymi końmi. Mała rzecz a cieszy. I tak oto dobrnęliśmy prawie do finału - czas na majstersztyk w postaci "Darshannon"!

9. Intro tego utworu stanowią pięknie grające skrzypce - efekt ten jest po prostu boski! Wszystko tu ze sobą doskonale współgra. "Darshannon" to cała muzyczna poezja tej płyty zawarta w nadzwyczajnym zestawieniu skrzypiec i lekkich, ale nadal hallucinogenowych (jeah!), dźwięków. Mamy tutaj nawet - po dłuższej nieobecności w poprzednich kawałkach - soczyste lekkie uderzenie. A kto się dobrze wsłucha w tło muzyczne usłyszy nawet w czwartej minucie trwania utworu (dokładniej 4:20) czyjeś... pogwizdywanie! :) No i cały czas przygrywają nam te wspaniałe skrzypce! Mój zdecydowany faworyt na płycie.

"Hicksville" to album dla prawdziwych smakoszy tego rodzaju muzyki. Wszystkie utwory świetnie się ze sobą przeplatają tworząc perfekcyjną całość. Niektórym z was może on nie szczególnie przypaść do gustu ze względu na całkowicie inny klimat tej produkcji. Mimo to warto po niego sięgnąć i zanurzyć się w świecie przedniego chilloutu. Płyta ta jest doskonałym odprężeniem i miłą ambientową odmianą od czasem skostniałego transu. Ukazuje artyzm jej twórców, prezentuje muzykę wspaniałą i porywającą. Album "Hicksville" jest na razie jedynym albumem tego projektu, to także przedsmak Shpongle. Jest co prawda za krótki (czas trwania wszystkich utworów wynosi zaledwie 55 minut), lecz za to oszałamiający - urzekł nawet mojego ojca. :) Z niecierpliwością czekam na dalsze produkcje "Celtyckiego Krzyża". Co do samej płyty gorąco polecam (zwłaszcza fanom celtyckiej muzyki)!

Ocena: 8.5/10

Templar