Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

don peyote - eternal now


don_peyote_-_eternal_now
Don Peyote Recordings, 2009


1. Vertical Drift
2. Tuning In (Bells And Gongs)
3. Temple Of Dreams
4. Etheric Soma
5. Mirage
6. The Guardian
7. Here And Now


Kim jest ten człowiek? Dane personalne - Yvon Mounier, Australijczyk. Gość posiada naprawdę imponującą listę dokonań na polu muzyki wszelakiej. Pracuje we własnym studio zlokalizowanym w Melbourne, głównie przy dubowych i ambientowych kompozycjach, ale także stricte tanecznych składankach, czy też filmowych dżinglach i ścieżkach dźwiękowych do filmów dokumentalnych. Źródła podaja, iż wykreował trzy albumy dla australijskiego guru didgeridoo - Ganga Giri. Kolaborował z DJem Naasko przy projektach synchronizujących półkule mózgowe dla instytutu Monroe. To przykuło moja uwagę. Poza opisywaną płytą ma na swoim koncie trzy pełnoprawne albumy. Kolejno są to "AreUpeyoted? - A Collection Of Trippy Tunes For Cosmic Go-Go Dancers" (1999), "Between Worlds" (2004) i "Peyote Dreaming" (2008). Pierwsze dwie wydane pod szyldem Peyote Recordings (nie mylić z angielskim Peyote Records ;)), a ostatni łącznie z najnowszym - Don Peyote Recordings. Oprócz tego kilkanaście utworów na rozmaitych składankach, w tym udział w produkcji kilku z nich. Dorobek całkiem spory. Jak ma się to wszystko do "Wiecznego Teraz"? Poza chwytliwymi tytułami utworów, album zawiera w sobie znakomite, nieprawdopodobnie piękne pejzaże soniczne, działające nieźle na nasza wyobraźnię. Głębokie i spokojne utwory takie jak pierwsze trzy są jednocześnie różne, jak i podobne (sic!). Zlewają się w jedna całość, ale takie właśnie było zamierzenie. Dzięki temu nasza podróż trwa nieprzerwanie, zmierzając ku coraz spokojniejszym rejonom wyobraźni - nie licząc drobnej wpadki pod koniec, o której napiszę nieco później. Podróż momentami zahacza o szamańskie przygody z rozmaitymi środkami psychoaktywnymi, chwilami ociera się o głębokie stany medytacyjne, a niekiedy stwarza wrażenie dziwnego podobieństwa do arcygenialnej płyty Coila "The Time Machines". Są tez (być może nieświadome) naleciałości z Biosphere. Trudno się rozpisywać o muzyce wywołującej takie stany, jednocześnie pozbawionej zupełnie beatu czy pędzącej perkusji i krzykliwych leadów - więc po prostu zapoznajcie się sami. Warto. Jedyny, aczkolwiek dosyć znaczący minus - jeśli słuchacie muzyki do snu, ta płyta nie sprawdzi się do końca jeśli będziecie długo zasypiać, gdyż utwór "The Guardian" prawie pod sam koniec albumu - sam w sobie co prawda świetny i działający odpowiednio na umysł -jest wystarczająco niepokojący aby wytrącić Was z przyjemnego, stopniowego otulania się fazą REM. Także wspomniany track trochę nie pasuje do o wiele bardziej spokojnego wydźwięku całości. Za ten brak wyczucia i nękanie nas wizjami przechadzki po 6-tym poziomie D.U.M.B. Dulce Complex ;) w nieodpowiednim momencie, odejmujemy kilka punktów od dzieła Mouniera. Tak czy inaczej - płyta bardzo ciekawa.

JetMan