Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

electrypnose - sweet sadness


electrypnose_-_sweet_sadness
Suntrip Records, 2010


1. A5sention
2. Histoire D'histoire
3. A Part Of Myself Is Somewhere Else
4. Sady
5. Triste Gaite
6. A Wasp At The Fairies
7. Out There
8. Triste Vie
9. Perle De Vie
10. Dramatic Orchestra
11. El Cornillo (Second Chapter)
12. Peurs Et Pleures

Najświeższy kompakt od Electrypnose wypuszczony przez... Suntrip Records? Niespodzianka. Począwszy od 2005 roku pojawia się 15 pełnoprawnych wydawnictw jego autorstwa, a już od 2003 roku znajduje się na rozmaitych kompilacjach. Przed zapoznaniem się z jego najnowszym dzieckiem warto przypomnieć sobie szczególnie albumy "Le Tireur De Ficelles" (Peak Records, 2006) i nadzwyczaj oryginalnego "Funked Up" (Digital Psionics, 2008), aby móc w pełni zrozumieć w jaki sposób ewoluuje ten uzdolniony młody artysta, który grywał już na tak znanych eventach jak niemiecki Fullmoon Festival czy brazylijski Universo Paralello, chociaż lista jego występów jest znacznie bardziej imponująca. Nie oczekiwałem melodyjnego goa albumu od Electrypnose - wszystkie informacje wskazywały na to, iż będzie to płyta chilloutowa. Druga, jakiej się dopuścił po czteroletniej przerwie, gdyż wspomniany pierwszy downtempowy twór pt. "Subliminal Melancholies" (Ajana Records) został wydany w roku 2006.

Mamy tutaj sporo muzyki stricte klasycznej, czy downtempowego, lekko podjeżdżającego electro pianinkowego artyzmu. Jest tez trochę "klasycznego" chilloutu, wyraźnie widocznego chociażby w przyjemnej dla ucha introdukcji zatytułowanej "A5sention". Juz z nastaniem "Histoire D'histoire" można się domyśleć w jakie rejony wpłyniemy wraz z ta płytą. Znakomity jest niepokojący i nasycony smutnym wydźwiękiem "A Part Of Myself Is Somewhere Else" - klasa sama w sobie. Przez moment miałem też nadzieję, że Vincent jednak pokieruje swoje dźwięki w stronę ciekawych energetyków, gdyż wyjątkowo udanie delikatnie zakwaszony "Sady" udowadnia, iż Szwajcar ma na tym polu spore doświadczenie. Jeden z moich ulubieńców tego krążka, który ustępuje jednak ultrawyśmienitymu tripowemu "Triste Gaîté", potrafiącemu rozbujać nawet umarłego! Wszystko to jednak zatopione w nostalgicznych pejzażach typowych dla Electrypnose. Widocznie głęboko siedzi w nim taki rodzaj muzyki i są mu bliskie te wszystkie emocje. Niestety (a może i stety) energia kończy się na wspomnianym kawałku. Na albumie znalazło się miejsce dla dwunastu utworów - nic w tym dziwnego, gdyż pięć z nich nie przekracza sześciu minut, a jeden ("A Wasp At The Fairies") trwa zaledwie 2 minuty 23 sekundy! Sentymentalizm tej płyty zaczyna wyciekać niczym krew ze świeżej rany właśnie od tego momentu i nic już tego nie zmieni aż do samego końca - dobrze to czy źle? "Out There" to już praktycznie same instrumenty klasyczne, perkusja, pady i efekty. Dodam, że nie jest to jakieś tam sobie bezładne plumkanie, ale pełnokrwista klawiszowa epopeja ubrana w uczucia. Brawa za odwagę. ;) Podobnie jest z "Triste Vie" oraz "Perle De Vie", które schodzą jeszcze głębiej w stronę aranżacyjnie dojrzałych, przepięknych aczkolwiek niesamowicie nasyconych smutkiem utworów. Pełni dramatu ;) dobija "Dramatic Orchestra" i "El Cornio (Second Chapter)" - same w sobie mogą zostać uznane za dojrzałe i wyjątkowe produkcje. Zamykający album ambientowy "Peurs Et Pleurs" pozostawia nas z pytaniem skąd w Vincencie tyle nostalgii? :) Jednocześnie słychać, że fantastycznie balansuje na granicy smutku i mroku (w końcu nagrał również sporo darków ;)), kołysząc się pomiędzy jednym i drugim nigdy nie przekracza wyznaczonej sobie granicy.

W pewnym sensie jest to jedno z bardziej ambitnych wydawnictw oferowanych przez Suntrip Records (na drugim miejscu jak na razie "Ka Sol - Fairytale") i momentami odniosłem wrażenie, że wręcz średnio pasuje do mocno zabawowego i nacechowanego na "new goa" profilu tej wytworni. Zatem - czy mi sie podoba? Tak, nawet bardzo. Jest to kolejna oryginalna płyta w dorobku Electrypnose, która stawia go na piedestale razem z niewielką grupką utalentowanych artystów mających nadzwyczajny dar pełnej swobody wyrażania siebie poprzez muzykę. Należy jednak pamiętać, że nie jest to album, który można puścić "ot tak sobie, żeby leciał".

JetMan