Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

iSAN - lucky cat


iSAN_-_lucky_cat
Morr Music, 2001


1. Cutlery Favours
2. Table Of Deciduous Species
3. Fueled
4. Recently In The Sahara
5. What This Button Did
6. Anteaters Eat Ants
7. Kittenplan A
8. Read Again
9. Cathart
10. Caddis
11. Scraph
12. You Can Use Bamboo As A Ruler

"From minimalism to melody and back again" - to krótkie zdanie znakomicie opisuje muzyczny charakter duetu ISAN, w którego skład wchodzą Antony Ryan i Robin Saville. Nie licząc wielu innych wydawnictw, panowie nagrali wspólnie w sumie 7 albumów. Co prawda ostatni z nich - zatytułowany "Glow In The Dark Safari Set" - kompletnie do mnie nie trafił, ale niezrażony tym faktem zawsze chętnie wracam do perełki sprzed ponad 10 lat, o wdzięcznym tytule "Lucky Cat". Jako wieloletni miłośnik tego albumu chciałbym się nim podzielić ze wszystkimi entuzjastami chillowania, którzy jeszcze nie mieli okazji słyszeć tych przemiłych dźwięków.

Na początek warto zaznaczyć, że nie jest to muzyka robiąca wrażenie efektownym, bogatym brzmieniem czy arcyskomplikowanymi aranżacjami. Pierwszy kontakt z albumem jest przeżyciem dość dziwnym. Otwierający płytę "Cutlery Favours" sprawia wrażenie banalnej pseudoprodukcji stworzonej na marnej jakości syntezatorze przez nastolatka-amatora. Określenie tego utworu mianem "minimalistyczny" wydaje się mocną przesadą, a bardziej pasuje tu określenie "leciwy". Podobny trend kontynuuje "Table Of Deciduous Species". Po wysłuchaniu tych dwóch utworów nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony i tylko zasłyszane wcześniej pozytywne opinie na temat płyty sprawiły, że dałem jej szansę - na szczęście pierwsze, negatywne wrażenie okazuje się ułudą i po wejściu w klimat albumu szybko okazuje się, że to znakomity materiał. Okładka dobrze oddaje charakter całego albumu. Oszczędność formy i środków, za to dużo niesamowicie pozytywnego flow. Ta muzyka po prostu sprawia, ze jestem szczęśliwszy. Koi umysł, przeładowany hałasem codziennego życia, stresem, rozterkami. Pozwala wyciszyć się, a nawet przemyśleć co nieco - bez zobowiązań, bez ciśnień, totalny spokój. A po dłuższej chwili - umysł jest całkowicie pusty, zregenerowany, wypoczęty. Pomimo melancholii wylewającej się z wielu utworów (jak choćby w znakomitym "Cathart"), czy stopniowego zagęszczania klimatu ("Caddis" bynajmniej do leciutkich kawałków nie należy), płyta ta zapada w pamięci jako jeden wielki pozytyw. Istotna jest dla mnie nawet nie tyle sama muzyka, ile nastrój, w który mnie ta muzyka wprowadza. Trudno też wskazać najlepsze utwory - to raczej zbiór muzycznych miniatur, równy i dobrze funkcjonujący jako całość. Minimalistyczny charakter albumu z czasem jawi się jako dobrze przemyślana koncepcja, a na płycie nie zabrakło wypieszczonych i dopracowanych brzmień.

Jeśli ktoś poszukuje solidnej psy-ambientowej wkręty, powinien raczej przełożyć odsłuch tej płyty na inny dzień (choć momentami i w tym względzie album pokazuje pazur). Jeśli jednak macie ochotę na solidną porcję kojących dźwięków, które otulą Waszą duszę, gorąco polecam zanurzyć umysł w tej muzyce. W momencie, kiedy piszę ten tekst jest piękny, jesienny dzień, a brzmienia "Lucky Cat" mieszają się z promieniami słońca wpadającymi przez okno - i wiecie co? Czuję się jak nowo narodzony. Być może i Wy po wysłuchaniu tej płyty będziecie rozpromienieni niczym kotek z okładki...

Kapplakk