Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

ishq - orchid


ishq_-_orchid
Dakini Records, 2002


CD 1

1. Skyblue
2. Vu
3. Opal
4. Daisy
5. Cyandragonfly
6. Bhakti
7. Arc

CD 2

1 Fluid Earth
2. Blue Haze
3. Opal (Original Mix)
4. Essene

Matt Hillier, mózg projektu Ishq, to kolejna postać która zaczynała na przełomie lat 80-tych i 90-tych jako twórca i DJ królujących wówczas w Wielkiej Brytanii brzmień acid-house. Podobnie jak cały szereg brytyjskich elektronicznych guru dnia dzisiejszego, Hillier pewnego dnia pękł od zgiełku szalonego Londynu i przeniósł się na trzy lata na łono głębokiej kornwalijskiej wsi, gdzie w otoczeniu studzącej nerwy przyrody mozolnie nagrywał materiał zupełnie inny od muzyki, jaką zwykł upajać się w stolicy. Efektem owej 'pokuty' jest właśnie "Orchid", kompromis spośród wielu godzin zapisanych Datów, który po wydaniu został określony najlepszym nowym ambientem jaki powstał w Zjednoczonym Królestwie.

Myślę, że nie były to słowa rzucone na wiatr. Debiut Ishq jest rzeczywiście imponujący i chyba wielu przyzna, że tak mógłby brzmieć najlepszy album Future Sound of London, gdyby tylko ta formacja grała mniej popowo. "Orchid" to dwupłytowy seans w krainie czarów, wypełnionych po brzegi wodą, soczyście zielonymi liśćmi, oślepiającym słońcem i ptasimi trelami. Początek jest nawet rytmiczny, pełen powabu i harmonii, lecz zaraz potem świat wokół słuchacza zamiera, osiada na trawie i wytęża dźwięki naturalnego otoczenia pełnego ćwierku, szumu zboża, harmonii, sekretów brytyjskich ogrodów, i w zasadzie każdego elementu muzyki zwanej lakonicznie relaksacyjną, jaki może przyjść na myśl. Tandeta, prawda? Scott McKenzie i Violetta Villas? Nic z tych rzeczy. Właśnie tu tkwi całe sedno Ishq, swoisty certyfikat jakości odróżniający prawdziwy ambient od supermarketu. Hillierowi udało się umieścić ową przyrodę w pewnej dyskretnej strukturze rytmu, która spływa jak deszcz i zobowiązuje. Na przyrodzie się zresztą tutaj nie kończy - do pełni zadowolenia dochodzi też wachlarz głosów, modulowanych, przetwarzanych i cofanych do woli, plejada wszelakich elektronicznych efektów optycznych i cieplarnianych, rajski field recording, no i spokój, spokój i spokój. "Orchid" to magiczna płyta, jedna z tych na bezludną wyspę. Stanowi ona swoisty negatyw wszelkiego mroku w ambiencie, wbrew pozorom nie będąc wcale łatwiejszą w odbiorze. "Orchid" to dwie godziny fascynującego odpoczynku, szczypta magii na codzień i takie tam inne trele-morele. Warto.

Eliks / www.postindustry.org