Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

solar fields - origin 01


solar_fields_-_origin_01
Ultimae Records, 2010


1. Silent Walking
2. Unite
3. Bigger Stream
4. Almost There
5. Next Waiting
6. Embraced
7. Going In
8. Automatic Sun
9. Reborn
10. OCT

Solar Fields to Magnus B. Cholernie uzdolniony człowiek. A "Origin #01" to - nie ukrywam - jeden z lepszych chill/ambientowych albumów, jakie przyszło mi słuchać przez ostatnie 2-3 lata. Oczywiście Ultimae Records. Naturalnie Solar Fields. Jakże inny - a jednak podobny... do wszystkich poprzednich dokonań tego genialnego artysty. Zgodnie z zapowiedzią to pierwszy kompakt mający ukazać nam tego utalentowanego twórcę w zupełnie "innym świetle". Idea ciekawa, a jak jest naprawdę? Cóż... idealnie! Magnus Birgersson nie zawodzi! Udowodnił już niejednokrotnie jak szerokie są jego muzyczne/twórcze horyzonty. Tym razem niedowiarków wbija w ziemię niczym betonowy struś głowę w żelazo. Porównanie średnio udane, czego nie można powiedzieć o tej płycie! Z początku niepokojący "Unite" (prawie jak Biosphere, czy jakiś preset od Brainwave Generatora!) od trzeciej minuty przemienia się we wręcz radosne syntezatorowe pykpykanie, z podniosłym akompaniamentem padów - w stylu typowym dla Solar Fields. W kontekście jakości muzyki przyznaję, że z "Silent Walking" jest podobnie. Dzieło sztuki. Lecz prawdziwy "zaskok", czy tez "zdziw", następuje przy "Bigger Stream". Naprawdę, zaskoczenie. "Origin" to coś niesamowitego... efemeryczny ambient, a momentami dostajemy piosenki? Nieee... słowo "ballady" pasuje tu znacznie lepiej. Tym właśnie jest wspomniany utwór. Ciepły, kojący i pozytywny. No i ten znakomicie gwiezdny tytulik - "Origin #01". Ileż możliwych dróg interpretacji! :D "Embraced", czy "Almost There" to poszczególne skoki w różne fragmenty klocków umysłu artysty, który to wszystko zasłyszał we własnej głowie, a następnie zaszczepił w DAWie... i przelał na zrozumiałe dla reszty ludzkiej rasy dźwięki. "Next Waiting" powraca ze sporą porcją energii, mamy coś na kształt zawodzącego cyber-gwiezdnego chóru. Ale to, w jaki sposób to opisze i tak nie ma znaczenia. Muzyka broni się sama. Jeszcze więcej kopa (jak na Solar Fields - oczywiście pomijając jego album up-tempo) ma "Going In". Z kolei "Automatic Sun" to powrót w otchłanie ambientowych pejzaży. "Reborn" niejako kontynuuje przekaz, lecz już z bardziej wyraźnie zaznaczoną linią perkusyjną i tradycyjnymi metodami tworzenia muzyki elektronicznej w 2011. Kończymy ponad - bagatela - piętnastominutowym opowiadaniem pt. "OCT". Wszystko w ramach Solar Fields. Podsumowując - wybitny album. Ten kompozytor zdecydowanie wie o co w tym wszystkim chodzi i porusza się w tym "czymś" nadzwyczaj swobodnie. Kosmiczna porcja gwiezdnej muzyki wprost ze środka wypełnionej mantrującymi nutami mgławicy. Kupować!

JetMan