Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

sundial aeon - vulcanosis


sundial_aeon_-_vulcanosis
Impact Records Studio, 2017


CD 1

1. Startup - Sequence
2. Message From The Parallel World
3. Gintaira
4. Norse Constellations
5. Diamond Trial
6. 5 Ways To Nowhere
7. Lunar Eclipse
8. Characters From The Parallel World
9. Perception Of Madness
10. Landscape Transmitter

CD 2

1. Stratospheric Polar Clouds (Zero Cult Remix)
2. Lunatic Visions (Chronos Remix)
3. Vernal Equinox (Suduaya Remix)
4. Drifting Radio Frequencies (E-Mantra Remix)
5. Blue Flame (Psysutra Remix)

Imponująca dyskografia Sundial Aeon wzbogaciła się o kolejną pozycję. Jest nią album "Vulcanosis", swoim tytułem wpisujący się w żelazną zasadę nazewnictwa albumów tego muzycznego projektu, złamaną jak dotąd jedynie przez remikserski krążek "Wolfsberg". Wydawałoby się, że projekt ten powiedział już wszystko w zakresie chillująco-transującej elektroniki, odciskając swój stempel na licznych autorskich płytach, jednak dalecy o lata świetlne od muzycznej emerytury twórcy zmajstrowali kolejny materiał muzyczny. Tym razem nie poprzestali na jednej płycie, bowiem w ramach solidnej innowacji do głównego dania, czyli kompaktu z autorskimi produkcjami, dodano także bonusowo płytę z kilkoma remixami utworów z wcześniejszych albumów. Innowacje, zwłaszcza tego typu, są zawsze mile widziane. Jeśli chodzi o osoby stojące za powstaniem głównej części krążka, to, w przeciwieństwie do poprzedniego albumu, tym razem w składzie Sundial Aeon zabrakło Vladislava Isaeva, znanego bardziej jako Scann-Tec (swoją drogą polecam jego album "Unyt", wydany pod płaszczem Ultimae Records). Materiał zamieszczony na "Vulcanosis" nagrali więc jako duet Radek "Raiden" Kochman i Daniel "Dan" Lulkowski. Czy uszczuplenie ekipy poskutkowało spadkiem jakości materiału muzycznego, czy też wręcz odwrotnie - zaowocowało nowymi strumieniami kreatywności obu panów? Na szczęście mamy do czynienia z tą drugą sytuacją.

"Vulcanosis" raczy nas nową opowieść w klasycznym stylu. Raiden i Dan od wejścia pierwszego utworu otaczają nas dźwiękami, do których nas najbardziej przyzwyczaili. I nie ma w tym nic złego, bo mimo pewnego rutyniarstwa, zawsze się tego dobrze słucha. To jak spotkanie ze starym kumplem, którego nie widzieliśmy już naprawdę długo (tu: odstęp dzielący wydanie kolejnych albumów), a zarazem mamy uczucie, jak gdybyśmy nie widzieli się zaledwie parę dni, a i wspólnych tematów jest wiele. Nawiązanie dialogu z muzyką od pierwszych jej dźwięków jest bardzo istotne, bowiem jak w przypadku wielu innych dziedzin życia (interakcje z ludźmi, obcowanie z filmami czy książkami), to od tych chwil zależy ich dalszy odbiór i symbioza. "Startup - Sequence" robi dobrze swoją robotę i wprowadza nas miękko w świat płyty. Delikatnie szpąglujący i intrygujący wstępniak przeradza się w żywsze tąpnięcie z typową dla projektu werwą. W "Message From The Parallel World" duet nie odmawia nam porcji progującej porcji transiwa, obleczonej w puszyste melodie, w sam raz na balety pod chmurką. "Gintaira" utrzymuje szybsze tempo krążka, jednak mimo interesującej nazwy, blednie w porównaniu z poprzednikami. Stawkę podbija na szczęście "Norse Constellations", który pokazuje posępniejszy pazur w porównaniu z wcześniejszymi kolegami i jak ulał wpasowuje się w inspiracje płyty, czyli, cytując za twórcami, "wulkaniczny i zarazem tajemniczy wizerunek Dolnego Śląska, jego geologiczna przeszłość, enigmatyczna energia, która stale na nas wywiera wpływ i inspiruje do nas do tworzenia." Również "Diamond Trial" bierze te inspiracje na tapetę w odpowiedni sposób już od początku jego trwania, a jeśli dodać do tego silny transujący rytm i bas, które wypływają z głośników z siłą pochłaniającej wszystko rozgrzanej magmy, oraz przeszywające dźwięki skrzypiec rodem z serialu "Millennium", umiejętnie spojone z resztą, mamy jeden z klejnotów tego krążka. "5 Ways To Nowhere" spuszcza znacząco nogę z gazu, uwalniając mroczniejsze pokłady energii w wolniejszej tonacji, jednak na przestrzeni tych blisko siedmiu minut nie potrafi przykuć do siebie takiej samej uwagi jak wcześniejsze produkcje. Jest dość płasko - nie na tyle, by wywołać uczucie irytacji, jednak przychodzi pewien zawód, że można było znacznie lepiej spożytkować miejsce na krążku. Zawód związany z utworem zrekompensował mi "Lunar Eclipse", gdzie nad żwawym transowym bitem unosi się wszechobecny ambientowy duch wygasłych wulkanów. Jak można wywnioskować już po tytule, "Characters From The Parallel World" to swoisty kontynuator sonicznej myśli zawartej w " Message From The Parallel World". Oparty na podobnych motywach sprawdza się doskonale zarówno jako osobna produkcja, jak i łącznik z drugim utworem. Brawa za konwencję duetu utworów na jednym albumie. Tego typu smaczki są zawsze mile widziane. Osobliwy "Perception Of Madness" to udana próba przełamania dotychczasowych schematów; na salony wkraczają nostalgia, zaskok i lekko połamane, niepokorne eksperymenty wymieszane zręcznie w jednym kotle. Dzieje się tu naprawdę dużo, dzięki czemu płyta zyskuje dodatkowych kolorów. "Landscape Transmitter" wraca lotem koszącym na spokojniejsze, bardziej znane nam terytoria dźwięku, co wcale nie znaczy, że będzie nudno. Odpowiedni backdrop naszego indywidualnego baletu na kanapie lub parkiecie chillout roomu zapewniają tu ambientowe akcenty pomieszane ze stonowanym bitem, czyli kombinacja w sam raz na zakończenie albumu.

To jednak nie koniec wizyty w sundialowych delikatesach, bowiem czeka nas jeszcze druga płyta. Jest to bonusowy kompakt z pięcioma remixami starszych utworów Sundial Aeon. Na tapetę wzięto produkcje z trzech poprzednich albumów: "Symbiosis" (pozycje nr 1, 3 i 5), "Hypnosis" (track nr 2) i "Analysis" (czwórka). Do dźwiękowych pejzaży wykreowanych Sundial Aeon dołożyli się starzy i nowi koledzy po fachu. Wśród kooperantów mamy między innymi współpracującego już wcześniej z Sundialami Suduayę (remixował na albumie "Analysis") oraz naszego polskiego reprezentanta goastycznej strony mocy, czyli Łukasza vel Psysutrę. W stosunku do wcześniejszych zapowiedzi, okrojono niestety skład remikserów o Crankshafta i Kadasarvę, czego osobiście żałuję, bowiem oba projekty dostarczały jak dotąd przyzwoite brzmienia. Z powierzonego remixerom zadania nie każdy wyszedł obronną ręką. Słychać to w pierwszym z utworów, gdzie Zero Cult wziął na swój warsztat jeden z moich faworytów z poprzedniej płyty. Jego przeróbka znajduje się daleko w tyle za oryginałem i stanowi zaledwie jego słabszą imitację, gdzie niespecjalnie pokuszono się o oddanie ducha pierwowzoru w zupełnie nowych, zindywidualizowanych szatkach. Za "Lunatic Visions" zabrał się z kolei Chronos. Ciepły i energetyczny w swojej pierwotnej wersji utwór utrzymał swoje walory, jednak trzeba przyznać, że artysta poszedł po najmniejszej linii oporu, bowiem za mało tu elementów by mówić o nim remix pełną gębą, a za dużo odtwórczości. Szkoda, bo to skądinąd utalentowany twórca i liczyłem, że odciśnie odpowiednio swój ślad na tym przyjemnym numerze. Z odsieczą przychodzi nam na szczęście Suduaya, które zwerbowanie tu było strzałem w dziesiątkę. Rzuca on na ruszt pompujący trans w postaci remixu "Vertical Equinox". Oryginał utworu był jednym z najlepszych kawałków na "Symbiosis", więc oczekiwania były spore. Louis-David Roquefere stanął na wysokości zadania, usuwając w cień dwie poprzednie próby zawojowania sercem słuchacza na tym singlu. Przyznam, że jego wersja utworu podoba mi się jeszcze bardziej od pierwowzoru, a jeśli dodać do tego jego pompatyczność i uskrzydlający klimat, jest to poważny oręż w rękach sprawnego DJa grającego o spalonym słońcem poranku. Warto przetestować tym tłustym hitem cierpliwość sąsiadów, jak i swoich trzewików podczas plenerowych wygibasów. Przyzwoicie, choć nie tak bardzo jak popis Suduayi, prezentuje się również remix E-Mantry, podlany mocno zagrywkami rodem z poletka goa transu, choć trzeba przyznać, że te chwyty słyszeliśmy już u niego nie raz i nie dwa. Mimo uczucia deja vu, jest jednak naprawdę solidnie. Numer pięć to nadejście rodaka. Łukasz odpowiednio wyobracał w swoim goa-filtrze znakomity numer "Blue Flame", jeden z lepszych na albumie "Symbiosis". Już tam oryginał miał w sobie spore pokłady energii i transową dynamikę, którą nie można pogardzić. Tu mogę tylko klasnąć siarczyście w dłonie, Psysutra dorzucił jeszcze do pieca, dokładając dodatkowo szczodre ilości znanych i lubianych kwasików, dzięki którym całość pachnie starymi dobrymi czasami. Podobnie jak w przypadku Sundial Aeon, tak również tu słychać od razu, że to Psysutra. To się chwali, bowiem w natłoku setek różnych muzycznych projektów ciężko jest o własne brzmienie, własne "ja". W ostatecznym rozrachunku tematem zawojowali Suduaya i Psysutra oraz do pewnego stopnia E-Mantra. Niestety Chronos i Zero Cult sprawili, że mocno zatęskniłem za brakiem Kadasarvy.

Czy zatem warto sięgać po ten album? Warto. Nie da się ukryć, że jest tu sporo dobrego. Jeśli chodzi o trzon tej produkcji, czyli główną płytę, to jest to Sundial Aeon jakich znacie i lubicie. Panowie z Sundial Aeon niech robią dalej to co robią, bo robią to dobrze. Niestety, nie do końca udał się singiel, gdzie naprawdę dobre utwory dzielą miejsce z poważnymi rozczarowaniami. Jednocześnie pokazał on, że twórcy projektu chętnie dzielą się swoją twórczością z innymi artystami, dając im możliwość pokazania swoich brzmień w nowym świetle. Nie jest to pierwsza taka sytuacja i mam nadzieję, że nie ostatnia, a kolejne kooperacje zaowocują jedynie dobrymi fuzjami talentów Sundial Aeon i ich kolegów. Liczę na kolejne, jeszcze solidniejsze pozycje wydawnicze, które, mam nadzieję, odsuną ewentualne niedociągnięcia w niepamięć. A tymczasem płynę dalej wraz ze " Startup - Sequence"... Czego Wam również życzę.

Templar