Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

younger brother - vaccine


younger_brother_-_vaccine
Twisted Records, 2011


1. Crystalline
2. Shine
3. Pound A Rhythm
4. Safety In Numbers
5. Night Lead Me Astray
6. Train
7. Spinning Into Place
8. System 700
9. Tetris

Zanim "Vaccine" pojawił się w sprzedaży, ekipa Młodszego Brata rozpoczęła akcję PledgeMusic (po szczegóły odsyłam do przepastnego internetu), która miała pomóc w wydaniu albumu. Krótko: dla jednych jest to nowoczesna forma elektronicznego żebractwa, dla innych mądry sposób na zdobycie funduszy na wydanie płyty i ciekawa forma promocji poprzez związane z tym systemem bonusy dla wpłacających. Akcja zacna, jednak w tym konkretnym przypadku rezultat mizerny. Kiedy tylko uczestnicy tego zacnego systemu usłyszeli pierwsze numery z nowej płyty, posypało się sporo komentarzy w stylu "Gdybym wiedział, że to tak będzie brzmiało, nigdy nie brałbym w tym udziału." lub "Chciałbym, żeby była możliwość odpledge'owania." Osobiście położyłem swoje łapy na tym albumie jeszcze podczas jego wycieku do sieci (swoją drogą to już nie pierwszy raz w przypadku Twisted Records - wcześniej problem ten spotkał albumy Prometheusa i Shpongle). Skończyło się wtedy na dziewiczym odsłuchu. Nie będę ukrywał, że poważnie się męczyłem. Tyle w tym Simona Posforda i Benjiego Vaughana ile konia w koniaku.

Zapomnijcie o "A Flock Of Bleeps", czy nawet drugiej płycie. "Vaccine" sprawia, że taki album jak "The Last Days Of Gravity" blednie ze swoimi innowacjami i nowymi wpływami w zakresie brzmienia Younger Brother. Również dobrze trzeci album w dyskografii tego projektu (teraz już kapeli) mógłby być sygnowany pod zupełnie inną nazwą. Ciężko mi, osobie, która próbuje jednak znaleźć jakieś dobre strony, pochwalić cokolwiek w związku z tym wydawnictwem. "Szczepionka" (na co?) opatrzona jest tyloma do bólu nudnymi kawałkami w stylu indie pop-rock, że próżno szukać tutaj geniuszu, jaki spotkaliśmy na debiucie z 2003 roku. Poprzez podobieństwo do morza innych kapel tego typu (z Coldplay na czele), grupa utraciła całą swoją unikalność i impet, przez co dynamika i zaskoczenie idą szybko spać wraz ze słuchaczem. Niby cały czas coś się dzieje, ale całość jakoś się nie klei. Może gdyby tę trwającą nieco ponad 50 minut farsę obciąć ze zbędnego, przynudzającego wokalu Ruu, słuchałoby się tego ze znacznie większą przyjemnością. Tak pozbawionego jakiegokolwiek charakteru głosu nie słyszałem już dawno. W każdym z utworów odbiorcy zostają uraczeni dyżurną historią indie rockowych festiwali, która czyni unikalność zaangażowanych w nią artystów mało wiarygodną. Odczułem szok i pustkę, szczególnie, że za płytą stoją dwaj ludzie, którzy na scenie psytransowej odpowiadają wręcz za kwadraturę koła (albumy "Twisted", "The Lone Deranger", "Robot-O-Chan", "Corridor Of Mirrors", cała dyskografia Shpongle i mistrzowski debiut Younger Brother). Album pretenduje do miana jednego z największych rozczarowań roku i wątpię, aby coś jeszcze zdołało tej pozycji zagrozić. Zaprzepaszczono potencjalnie ciekawe tematy i światy muzyczne, które można eksplorować. Ostatecznie brzmienie Younger Brother jest tu zupełnie nie do rozpoznania i ustąpiło miejsca kolejnemu muzycznemu klonowi. Cała frajda z tego wszystkiego gdzieś ucieka wraz z kolejnymi popisami wątpliwej jakości w wykonaniu Ruu.

Słynne słowa Pablo Picasso mówią: "Dobrzy artyści kopiują, wielcy artyści kradną." Miałem Posforda i Vaughana - szczególnie tego pierwszego - za wielkich artystów. W myśl przysłowia słynnego malarza mogę im przyporządkować tu tylko etykietę dobrych artystów, gdyż stać ich było zaledwie na skopiowanie innych, w tym przypadku kogoś w rodzaju Coldplay. Fajny pomysł na jednoczesną promocję i uzbieranie kapitału mającego pomóc w wydaniu płyty to jedyne, co będę chciał pamiętać w związku z tym albumem. Nie wątpię, że Simon i Benji włożyli w to wydawnictwo ogrom serca, pasji i uporu. Problem polega na tym, że zatracili swoją indywidualność na rzecz stania się kolejną kapelą w szeregu wielu innych pop-rockowych zespołów. Jeśli chciałbym posłuchać Coldplay, sięgnąłbym po coś z dyskografii Coldplay. Chcąc posłuchać Younger Brother muszę cofnąć się wstecz. Hipsterzy będą piali z zachwytu. Parafrazując refren utworu "Shine": Shame, shame, shame...

Templar