Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

zoungla - entwine


zoungla_-_entwine
Zoungla, 2013


1. Great Mountain Of Life
2. Wakefulness In Sleep
3. Release
4. Anahata
5. Young Man
6. Wonky Kong
7. Charging By The Crystal Cave
8. Crimson Sandcastle
9. Entwine

Debiutancki album utalentowanego Kanadyjczyka zagościł w moim domu tuż po zachwycie nad jego najnowszą produkcją, której recenzję powinniście móc dostrzec gdzieś nieopodal tego tekstu. Ze względu na nadzwyczaj poważny glitch w tym wszechświecie, JetMan poznaje ten album całe trzy lata po premierze. Na pierwszy rzut ucha zauważamy podobieństwa. Oczywiście, nagrał to ten sam geniusz stojący za doskonałym "The Lines We Draw". Należy cenić ten materiał, gdyż nie mamy jak do tej pory niczego więcej. Jestem zachwycony tym artystą i jego muzyką.

Psychedelia i kunszt muzyczny przemawiają same za siebie. Nie da się nagrać czegoś takiego bez wieloletnich przygotowań i solidnej edukacji muzycznej. Zresztą sam Kanadyjczyk pisze o lekcjach gry na pianinie, które pobierał w wieku czterech lat. W swoim własnym bio nieskromnie wspomina, że uczył się nut fortepianu na równi z literkami alfabetu. Skubany. ;) W wieku lat dwunastu skierował się ku perkusji i gitarom basowym, aż w końcu odkrył swój talent w graniu na gitarze i śpiewaniu. Jego profesjonalna kariera rozpoczęła się w wieku lat siedemnastu. Uczęszczał do szkoły muzycznej Vanier, gdzie uzyskał olśniewające wyniki końcowe w grze na jazzowej gitarze. Gdy był nastolatkiem jego ojciec pokazał mu taśmowy mikser i tak oto Costa połknął bakcyla miksowania i produkowania muzyki. Stąd miał już niedaleko do cyfrowego komponowania muzyki. Jako producent nagrywał materiały reklamowe, komponował muzykę do gier i tak dalej. Profesjonalne użycie profesjonalnych umiejętności. Znajdziecie sporo odnośników i materiałów na jego osobistej stronie www.zoungla.com, z której możemy się dowiedzieć, że Costa mieszał style muzyki klasycznej, progresywu, rocka, psychedelii i szeroko pojętej world music od dawna.

Pierwsze cztery utwory na tym albumie to jedno z najcudowniejszych doznań, jakie było mi dane przeżyć w ostatnich latach podczas słuchania muzyki. Absolutny top. Płyta rozpoczyna się etniczną epopeją mieszającą dalekoindyjskie wpływy, cymbałki i niesamowicie rozgrzane melodie wygrywane na fletach fakirów hipnotyzujących swoje kobry, wspartych fenomenalnymi instrumentami smyczkowymi. Do tego ciepła basowa gitara i czarujący kobieco-męski śpiew. W przeciwieństwie do niektórych późniejszych dokonań Shpongli, nic nie jest zafałszowane ani wymuszone. Utwór numer dwa ("Wakefulness In Sleep") to czysta medytacyjno-transcendentalna hipnoza. Wspaniałe intro, nieśpieszne budowanie klimatu i transujący plemienny beat. To jest właśnie rdzeń czaru, jaki roztoczyła kiedyś nad nami ta muzyka. Albo się to czuje, albo nie. Na atomy po raz kolejny rozłożył mnie utwór "Release", w którym Costa używa lekko zmodyfikowanego brzmienia wygrywanego na kalimbie - jako wielki fan tych instrumentów jestem zdziwiony, że tak mało osób wykorzystuje ich potencjał w elektronicznej muzyce. Sam kawałek to prawdziwe "uwolnienie" i rozjaśniająca atmosferę genialna melodia grana do pary z podkładem "żywych" instrumentów. Kiedy zbliża się finał i do akompaniamentu zostają dodane flety, wydaje się, że lepiej już być nie może, ale wówcza następuje dwudziesta pierwsza minuta trwania tego arcydzieła i zostajemy zmieceni niesamowicie podniosłym aranżem, dla którego proste słowo "melodia" nie wystarcza. Musicie tego posłuchać! Poczułem się jak podczas oglądania kulminacyjnych scen jakiejś wysokobudżetowej kinowej produkcji. Chóralne dziecięce śpiewy i iście epicka opowieść - nadzieja, miłość i dobro - uczucia i emocje, które muzycznie oddać najtrudniej bez popadania w banał. Zoungla sprawdził się również i na tym polu. "Anahata" kontynuuje muzyczny geniusz, ale od innej strony. Mantrująca kobieca medytacja nad czakrą serca promieniuje wspaniałą energią, w tle przygrywają indyjskie tamburyny reprezentujące nieskończoność.

Kolejne utwory są równie dobre - z ciągłym nacechowaniem na daleki wschód, chociaż odwiedzimy też inne rejony. Uwierzcie mi, wiele razy zostaniecie oczarowani, a sam finał rozbije was na atomy. Nie ma zbytniego sensu tego szczegółowo opisywać, bo to jak pisać jak slodki jest cukier. Jeśli miałbym wskazać jedyny minus, to nieco przeciągający się fragment w "Crimson Sandcastle", który (jak dla mnie) mimo wszystko nie pasuje do reszty i nieco zaburza całą podróż. Ale jest to mocno awangardowy odcinek na albumie i innym może się spodobać - widać, że Costa nie boi się eksperymentować i bawić swoimi pomysłami. O to właśnie chodzi. Wszyscy wymiotujemy już kolejnymi przystrzyżonymi do bólu albumami, które powielają pomysły poprzedników - muzyka ma być żywą zabawą, a nie kalką z automatu.

Zoungla. No cóż, jego muzyka ma mniej odtworzeń na souncloud niż jakieś pozbawione talentu - przepraszam za wyrażenie - gówna, i to jest w tym wszystkim chyba najsmutniejsze. Ale, ale! Albo jest się artystą z krwi i kości, albo promotorem-beztalenciem. Najwięksi zazwyczaj tworzą w cieniu. Robią to sami dla siebie, a nie dla poklasku. Zresztą, ten twórca wydaje się być spełniony - nagrywał reklamówki, na brak zleceń nie narzeka. Dlaczego inni twórcy "naszej" sceny też w ten sposób nie zarabiają? No coż, może po prostu brakuje im talentu?

Google Translate podaje znaczenia słowa "Entwine": splatać, oplątać, przeplatać, splatać się, owinąć się. Proponuję ten album jako idealną zimową owijkę na święta. Arcydzieło, ustępujące jedynie "The Lines We Draw". Na zakończenie dobra wiadomość: Trzeci album jest już w produkcji!

Ocena: 9.5/10

JetMan