Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

misty grove


misty_grove
DopeDeer Records, 2014


1. M.E.E.O. - Owls Are Not What They Seem
2. Gojja - Dotdotcom
3. CumHau - Blipper
4. Goch - Synchronicity
5. Dohm - Killing The Past
6. Goch - Point To A Gradual Acceleration
7. CumHau - Martials
8. Muscaria & Kithain - Dur Luth
9. Medra - The Lodge
10. Whrikk - Reaper's Indigest
11. M.E.E.O. - Cooper In The Woods


Mglisty Gaj - czyli Polish forest music attack po raz kolejny. Tym razem DopeDeer Records, czyli zbrojne ramię Leśnej Szajki, wypuściło składaka z tą jakże lubianą nad Wisłą odmianą psajtransów. Pierwsze primo - wielkie propsy za sposób promocji albumu, który był wszelkimi możliwymi kanałami lansowany jako koncept płyta z historią stojącą za każdym z utworów. To się chwali. Drugie primo to naprawdę ciekawa oprawa graficzna oraz tajemnicza łamigłówka zamieszczona na tejże. Trzecie primo to świetny mastering autorstwa Space Elementa, dzięki któremu cały album brzmi bardzo równo i głęboko (bas, że noga sama się kręci tam i z powrotem). Ale dość tego - jaką muzę dobrał nam Burkin, żebyśmy się nie nudzili podczas przygotowywania sosu ze świeżych kurek, borowików i łysiczek?

Album otwiera bardzo klimatyczne intro autorstwa Mathiasa Erikssona, znanego szerzej jako M.E.E.O. Kilka lat temu gość nagrał wart polecenia album "Highlight Me Please", po czym rzucił się w mniej psajtransowe elektroniczne odmęty. Z tego, co słyszymy, można wysnuć mało ryzykowny wniosek, że wiedzie mu się na tym poletku dobrze. Bardzo niepokojący czilaut, który za rąsię prowadzi nas wprost w leśne gęstwiny. Gojja, czyli nie kto inny jak szwedzki weteran zwany również Makadamem, którego dokonaniom możemy przysłuchiwać się już od najwcześniejszych wydawnictw spod szyldu Sanaton, uraczył nas bardzo spokojnym i wyważonym kąskiem. Taki forest troszkę w schlabba klimacie, a trochę w atmosferze frywolnego relaksu. Szerszy wachlarz swoich produkcji artysta serwuje nam na tegorocznym pełnowymiarowym debiucie "Eggshell Marmelade", który polecam sprawdzić. Znacznie ciekawiej robi się przy pierwszym debiutancie, czyli CumHau. Nazwa kawałka, "Blipper", bardzo trafnie oddaje klimat tworzony przez leśne popiskiwania i przede wszystkim pracę basu, który w nowatorski sposób galopuje przez cały utwór. CumHau jest Grekiem, co już samo w sobie jest plusem, gdyż dotychczas nie przypominam sobie nagrań w takim klimacie tworzonych w ojczyźnie obrzydliwej anyżowej gorzoły - dokonania Zika, Orestisa czy Darkshire to jednak kompletnie inna para kaloszy. Prawdziwie przyjemnie robi się dzięki Vladimirowi Gochkovi, którego można już spokojnie nazywać Magikiem znad Wardaru. To, co nagrał Goch na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech lat jest ewenementem na skalę całej psysceny. Każdy jego utwór jest dopieszczony i charakterystyczny, nie inaczej jest w przypadku "Synchronicity". Mnóstwo warstw, idealnie wpasowane ambienty, mroczny bit i do tego ta wszechobecna energia. Kto nie słyszał jeszcze tegorocznego pełnego krążka "Sphere Of Influence", niech szybciutko go kupuje bądź kradnie, bo to kawał kosmicznego forestu. Po Dohmie także wiemy czego się spodziewać - Wilnianin przyzwyczaił nas do pewnego poziomu, poniżej którego nie schodzi. Jego forest jest nieco refleksyjny, z dużą ilością smaczków pozatransowych, ale jednocześnie pozostaje bardzo bujającym kawałkiem muzy. "Killing The Past" jest tego świetnym przykładem i jednym z jaśniejszych momentów składanki. Rzecz jasna dobrze wypada także kolejny numer Gocha, ale to już przecież norma i więcej o tym gościu nie mogę już pisać, bo gotów pomyśleć, że czegoś od niego chcę. "Martials" to druga odsłona CumHaua i jest ona ciekawsza od pierwszej. Wiele robią sączące się jak sok z rozdartych brzóz wodne efekty, a także brutalny wręcz bas. Weszliśmy na mroczniejszą ścieżkę, której kontynuacją jest austriacka koprodukcja w wykonaniu Muscarii i Kithain. Tu słychać dark pełną gębą, klimat podbijają dodatkowo jakieś militarystyczne dźwięki, ale ogólnie to jest to klasyk gatunku. Sam tytuł, "Dur Luth", może wskazywać na to, że Thomas i Barbara lubią w wolnych chwilach zgłębiać świat odrażających twierdz orków czy innych gumisiów, i taką też atmosferę udało im się uchwycić. Medra proponuje nam udać się do swojego "Schroniska", które jednak też nie wydaje się do końca bezpiecznym miejscem. Owszem, muzyka jest mniej drapieżna, ale przy tym bardziej pokręcona. Z pewnością utwór może być tak zwanym parkietowym wymiataczem, przy którym niejedna ciechocińska pensjonariuszka tańczyłaby z rozwianym włosem. Ostatnią dawkę transu aplikuje Whrikk, czyli jak to on - hate it or love it. Wydaje się całkiem prawdopodobne, iż Holender za młodu wpadł do kotła z wyciągiem z wilczej jagody i z tego wynika stopień nienormalności jego kompozycji. "Reaper's Indigest" to szalona jazda poprzez różne tempa, kwaśne wtręty i kolejne wytwory wyobraźni sympatycznego Mathijsa. Po więcej tego typu dziwaczności odsyłam to składanki "HRLM Okkult Vol. 1", gdzie Whrikk i koledzy robią takie rzeczy przez ponad godzinę. Tę jakże miłą leśną wyprawę zamyka w kojący sposób ten, który ją rozpoczął. M.E.E.O. i jego "Cooper In The Woods" to prawdziwa perełka na koniec. Muzyka jest ekstremalnie kojąca i ciepła jak łyk herbatki z prądem z termosu świeżo po wyjściu z ciemnego i chłodnego lasu.

Wygląda na to, że na polskiej mapie leśnych i darkowych labeli wyrósł nam nowy twór, któremu należy życzyć powodzenia. A w zasadzie należy po prostu trzymać kciuki za utrzymanie poziomu, jaki udało się osiągnąć na opisywanej kompilacji. "Misty Grove" to dobry album z dobrą muzyką, a dodatkowo wydany z pomysłem i swadą. Niechaj moc rogacza będzie z Wami!

Najlepsze momenty: "Goch - Synchronicity", "Dohm - Killing The Past", "CumHau - Martials"

Ocena: 7,5/10

Muzi