Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

the psychedelic culture


the_psychedelic_culture
Laif, 2008


1. Magnatec - Intro
2. Artha - Arthosaur
3. Sonicwave - Electric Wave
4. Magnatec - Fluoro Funk
5. Alien Bug - In Dream
6. Killer Instinct - Multiple Drivers
7. Space Element - Pitchblack
8. Stellar Magnitude - Sun 17
9. Stimorol - The Psychedelic Culture

Przyszło nam żyć w takim miejscu, gdzie praktycznie każdy release rodaka jest szeroko wyczekiwany, wspierany lub komentowany. Nie ukrywajmy - polska scena jest wyjątkowo uboga w pozycje wydawnicze, co nie oznacza wcale, że brakuje nam utalentowanych twórców. Co to to nie. Na szczęście można się zawsze pocieszać faktem, że stawia się na jakość, a nie ilość. Niemniej jednak chciałoby się więcej... I tak oto z czasem nadarzyła się okazja, by zaprezentować laikom temat psytransu, uraczyć starych wyjadaczy kolejną porcją dobrej muzyki, jak i przełamać mit, jakoby temat psychodelii w polskim wydaniu zdominowany od lat przez projekty Tromesa, Kino Oko, Bigwigs czy Aural Planet, bądź co bądź obracające się wokół tych samych osób, zamknął się tylko i wyłącznie w ich ryzach. Oto w listopadowym numerze magazynu Laif pojawił się artykuł dotyczący wszystkiego, co związane z psytransem. Rzecz jasna, nie umniejszając nic artykułowi, prawdziwą wisienką na torcie jest krążek dołączony do czasopisma. Na kompilacji zatytułowanej "The Psychedelic Culture" zagościli sami artyści z Polski. Za skompilowanie krążka odpowiedzialni są Wojciech Wyszomirski i Przemysław Ziółkowski, czyli kolejno DJ Salvi (znany z warszawskiego kolektywu Fantazja, na płytce występujący również jako Stimorol) oraz Magnatec, który zajął się także sprawami związanymi z masteringiem płyty.

Na początek startujemy z utworem Magnateca, gdzie Przemek serwuje odgłosy miasta i natury (czyżby inspiracje jedną z książeczek o przygodach Tytusa, gdzie nasz sympatyczny bohater uczłowieczał się poprzez umuzykalnienie, chodząc z mikrofonem po mieście? ;)), po czym naciska nogę na gaz i rusza z kopyta, przechodząc z bardziej chilloutowego brzmienia do konkretnego transu. Wielka szkoda, że całość trwa nieco ponad cztery minuty, ponieważ numer zasłużył przynajmniej na drugie tyle. Dalej mamy mieszkańca Malborka, Arthę, którego muzykę podziwiam już od czasów, gdy usłyszałem jego numer "Controlled". Utwory Michała Bączka nie bez przyczyny porównywane są do twórczości Hallucinogena. Podobnie do czynienia z mnogością "posfordyzmów" mamy i w przypadku "Arthosaura", chociaż zaznaczam, że Artha konsekwentnie wypracował przez te lata swój własny styl. Sonicwave to kolejny przedstawiciel twórców nowej fali. W swoim kawałku "Electric Wave" postawił na gęsty, poprawnie skonstruowany full-on o czysto parkietowym przeznaczeniu. Rozbrajająca jest pomysłowa wstawka będąca ukłonem (i pewną autoironią ze strony autora) w stronę najbardziej kultowej loży szyderców wszechczasów, czyli dwóch staruszków z serialu "The Muppet Show". Pozycja z numerem cztery należy znowu do Magnateca. Przyznam szczerze, że słyszałem o wiele lepsze numery w wykonaniu Przemka, jednak nie można się oprzeć tej fali frywolnej mocy i lekkich melodii, które zapadają w pamięci i chodzą później za człowiekiem. Alien Bug, trzeci z reprezentantów imprezowego kolektywu Stay Psychedelic na tej płycie (poprzedni to Artha i Sonicwave), w swoim "In Dream" pokazuje pazur i detonuje nas co rusz porządnie piłującymi kwasami, które wwiercają się w uszy na spółkę z nawiedzoną przewodnią melodią. Na uwagę zasługuje zwłaszcza mocna końcówka utworu. Po psychodelicznej nawałnicy prosto z Bydgoszczy lądujemy na mroczniejszych terenach wraz z warszawskim reprezentantem ciemnej strony mocy w osobie Killer Instincta. Ernestowi udało się wyważyć odpowiednio klimat, dzięki czemu do utworu pasuje komentarz "interesujący kawałek" aniżeli "uciekajcie, tego przecież nie da się słuchać", co jest częste w przypadku wielu reprezentantów tego nurtu psytransu. Szczęśliwa siódemka należy do Michała Dąbrowskiego, któremu kibicowałem już długie lata. Space Element i jego "Pitchblack" to jedna z najciekawszych pozycji na tym krążku, głównie z uwagi na cwanie przemycone oldschoolowe naleciałości. Przedostatni numer należy do duetu Stellar Magnitude, w którego skład wchodzą Space Element i Magnatec. Jak to zwykle bywa w ich przypadku, dostajemy tu słuszną porcję dynamicznych struktur dźwiękowych, których przeznaczeniem są duże soundsystemy i szerokie sceny pod gołym niebem. Osoby które miały niewątpliwą przyjemność zasmakować muzyki Stellar Magnitude podczas któregoś z ich live actów wiedzą o czym mówię. Last but not least, mamy kolejnego debiutanta z Warszawy, tym razem jest to główny mieszacz tej składanki, czyli Salvi vel Stimorol i jego utwór nawiązujący do tytułu płyty. Ten oszczędny w środki, ale wyrazisty utwór o lżejszej tonacji to coś w sam raz na zakończenie tej prezentacji polskiego oblicza psytransu, zaś jego lekkie acidowe pętelki przywodzą mi na myśl starsze utwory Blue Planet Corporation.

Patrząc na całość z mojego punktu widzenia, otrzymałem porcję solidnej muzyki, super jest mieć także na półce kolejną pozycję z numerami rodaków, tym bardziej znajomych. Patrząc z punktu widzenia zaangażowanych artystów, jest to świetna metoda promocji własnych dokonań na polu psy-muzyki, która, miejmy nadzieję, pociągnie za sobą kolejne pozycje wydawnicze. I wreszcie jeśli patrzeć na tą kompilację z punktu widzenia "żółtodzioba", to jest to płyta, która w połączeniu z wspomnianym wyżej artykułem ma zainteresować tematyką, podobnie jak było to kiedyś w przypadku magazynu Techno Party. Taki zresztą cel przyświecał jej kompilatorom i to właśnie osoby nie w temacie były główną grupą docelową. Kawałki dobrane są pod względem klimatu, co prawda dużo w nich podobieństwa (zwłaszcza pod kątem tzw. parkietowości), ale jednocześnie w każdym z nich indywidualni twórcy zaznaczyli mocno swoje "ja". Porównując sobie chociażby produkcje projektów Sonicwave, Alien Bug i Killer Instinct, z miejsca można stwierdzić, że psytrance niejedno ma oblicze. Znawcy tematu mogą przyklasnąć tej niewątpliwie zacnej inicjatywie i czekać na następne propozycje. Mam nadzieję, że nie przyjdzie nam czekać długo na kolejny krążek tego typu, zwłaszcza, że lista docenianych twórców nie jest krótka. Kończąc tą recenzję dodam zresztą, że stojące za nią osoby zasugerowały, iż w przyszłości możemy spodziewać się kolejnych krążków zmontowanych w ten deseń. Jak dla mnie bomba. Wszak, jak już wspomniałem, talentów nam nie brakuje. Gorzej z szansami na zaistnienie. Jeśli takowe się pojawiają - nie marnujcie ich. I oby tak dalej.

Templar