Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

beat bizarre - riot


beat_bizarre_-_riot
Iboga Records, 2013


1. Antikythera Mechanism
2. Robofresh
3. Swop
4. Digisnort
5. Tungsten
6. Amplifucked



Na talerzu tym razem cyfrowe wydawnictwo prosto z Iboga Records. W zasadzie mogłoby to zostać wydane jako pełny album, a tak mamy silną EP złożoną z aż sześciu kawałków.

Jako pierwszy dostajemy temat wyłowiony przez greckiego nurka w 1900 roku naszej ery. Poza być może samym skierowaniem słuchaczy w stronę tematu mechanizmu z Antykithiry, starożytnego mechanicznego urządzenia służącego do obliczania pozycji ciał niebieskich, uwagę zwraca przyjemny wydźwięk numeru - z szemrającymi i lekko niepokojącymi ludzkimi głosami na początku i bardzo przyjemną, pompatyczną, goastyczną melodią prowadzącą numer w jego dalszej części. "Robofresh" kontynuuje dobry początek i podtrzymuje fajne pasmo wrażeń, udanie dokładając kilka kilogramów pozytywnego transidła. Podobnie w przypadku niesamowicie przyjemnie brzmiącego "Swop" - Beat Bizarre zawsze ma nosa do zajebiście wyważonych i udanie pokolorowanych aranżacji i brzmień. Perfekcyjnie dobrany bas, kick, efekty specjalne i perkusja. Wszystko zgodne z regułami, ale wspaniale doprawione. Proste, ale nie banalne. "Digisnort" (świetna zabawa słowem) nieco zmienia klimat jeśli chodzi o rodzaj groove płynącego do nas z głośników, lecz jest to w dalszym ciągu fajny, staroszkolny, minimalny, progresywny psytrans z tłustymi syntezatorami, wypasionymi leadami nie wstydzącymi się prowadzić i pierwszorzędnymi pomysłami. Faktor bujalności - maksymalny. "Tungsten" znałem już nieco wcześniej z singla dostępnego na Beatporcie i być może dlatego to jeden z moich ulubieńców na tej EP. Oczywiście zaraz obok pozostałej piątki. :) Tłusty, przystrzyżony basowy potwór z genialnie dopasowanymi efektami specjalnymi. Coś pięknego. I na sam koniec mamy "Amplifucked" (hehe), który kontynuuje - nie obawiam się tego napisać - całkiem zajebiste transzenie z poprzedniego kawałka.

Naprawdę konkretna EP. Odniosłem wrażenie, że albo kontynuuje znakomity trend obrany już rok temu przez album "Muhkarv", albo też są to po prostu numery, które nie znalazły się we wspomnianym "pierwszym składzie". Tak czy inaczej - pozycja obowiązkowa.

JetMan